Czego brakuje niedojrzałemu chłopcu, a jest ważną cechą mężczyzny z krwi i kości? Co sprawia, że kobieta czuje się przy swoim wybranku bezpiecznie, szanuje go i jego decyzje, nawet jeśli niezbyt przypadły jej do gustu? Dlaczego płeć piękna gardzi „miłymi facetami”?
Powierzchownych odpowiedzi może być wiele, ale zastanawiając się nad nimi szybko odkryjemy, że sprowadzają się do podstawowych braków w charakterze danego delikwenta.
Chodzi o słabość. Brak siły.
Jeśli ktoś śledzi mojego bloga od początku, ten wie, jak ważną cechą u mężczyzny jest siła (pisałem o tym tutaj). Krótko przypomnę: zwiększona siła fizyczna to podstawowa i największa różnica między mężczyzną i kobietą. Z tego powodu szczupli, drobni faceci zawsze wyglądają w naszych oczach na podrostków lub zniewieściałych i trudnych do darzenia szacunkiem – co najwyżej pobłażliwą uprzejmością.
Męski „kręgosłup”, który widnieje w tytule, to przede wszystkim siła charakteru
Kobieta raczej nie będzie czuła pożądania do mężczyzny, który jest drobniejszy od niej (albo niższy – wzrost, przez zwyczajne „bycie większym”, również wskazuje na siłę). Ciekawostką tutaj jest fakt, że tak samo mało kobiet jest zainteresowanych nadmiernym przerostem mięśni w stylu kulturysty. Jak w wielu przypadkach, i tutaj należy zachować rozsądek. Utrzymanie atletycznej sylwetki, wyglądu gladiatora, męskiej budowy ciała (plecy w kształcie litery „V”, czyli barki szersze od bioder) zazwyczaj zupełnie wystarcza, by podobać się ładniejszej połowie ludzkości.
Pomyślcie o tym w ten sposób: mężczyzna potężny fizycznie z automatu wzbudza respekt otaczających go ludzi. Respekt najbardziej podstawowy, bo biologiczny, zwierzęcy – ale jeśli dodać do tego solidny charakter, znajdziemy się dużo bliżej tego, o co nam chodzi.
Kręgosłup, czyli czego nie ma "miły facet"
Siła to nie tylko siła fizyczna. Męski „kręgosłup”, który widnieje w tytule, to przede wszystkim siła charakteru; to mężczyzna, który ma swoje zasady, własne zdanie i nie boi się go oznajmiać napotkanym ludziom. To ktoś, kto nie będzie dostosowywał się do innych – raczej oczekuje, żeby to oni dostosowali się do niego.
Lubimy tych, którzy mają solidny „kręgosłup” z wielu powodów:
- tacy ludzie są bardziej przewidywalni, ergo łatwiej możemy im zaufać (przewidywalność nie jest tutaj wadą; chcesz, żeby twój przyjaciel albo partner był w większości wypadków przewidywalny, bo wtedy wiesz, czego się po nim spodziewać; jego słowa pokrywają się z akcją – jeśli coś powie to wiesz, że tak postąpi),
- można na nich polegać i mieć pewność, że nas nie zdradzą,
- tego typu mężczyźni są ostoją nie tylko dla kobiety, ale również dla całej rodziny. W związkach z nimi panie mogą czuć się bezpiecznie, bo wiedzą, że ich ognisko domowe jest strzeżone przez solidnych „przywódców stada”.
Mężczyzna z „kręgosłupem” nie ugnie się, chcąc uniknąć konfliktu, a raczej postara się go rozwiązać. Nie będzie robił dobrej miny do złej gry w tym tylko celu, żeby nie podpaść ludziom, na których mu zależy. Nie ustąpi pola dla mrzonki „świętego spokoju”.
Kilka-kilkanaście lat takiego schodzenia z drogi, a nawet najbliżsi krewni w końcu zepchną cię do jakiejś klity. Tam, mając ledwie tyle miejsca, by przewrócić się z boku na bok, możesz się kisić ze swoim „świętym spokojem” (w końcu co to za problem, skoro z nikim nie musisz się spierać, prawda? Prawda? ;)). Aż strach uwierzyć, jak wielu ludzi – głównie mężczyzn – wybiera taką egzystencję.
Jeśli twój kręgosłup jest na tyle solidny, by udźwignąć ciężar życia, będziesz mógł zbudować na ziemi kawałek nieba dla siebie i swoich bliskich.
I chociaż kobieta w związku wielokrotnie będzie próbowała podkopać pozycję mężczyzny, i w lwiej części przypadków mężczyzna ów ustąpi dla niej z roli lidera, to rzadko kiedy partnerka będzie z tego faktu zadowolona. Większość pań po prostu nie chce „nosić spodni” w rodzinie i oczekuje, że będzie robił to ich facet. Jeśli nie będzie do tego skory, kobieta w końcu obejmie przywództwo – co nie znaczy, że da jej to poczucie szczęścia (o bezpieczeństwie już nie wspominając).
Żona, która wchodzi na głowę mężowi (albo dziewczyna chłopakowi), często (i niekoniecznie świadomie) próbuje sprawdzić, jaka jest jego wartość. Bo jeśli partner nie ma siły przeciwstawić się jej, to skąd kobieta ma mieć pewność, że znajdzie on siłę, gdy uderzą w nich trudy życia?
Możemy być nowocześni, postępowi i otwarci nowe pomysły/nowe warianty życia, ale – czy tego chcemy, czy nie – mężczyzna zawsze będzie filarem, o który wspiera się cała rodzina. Jeśli ten filar jest słaby, żona nie zazna spokoju, a dzieci, pozbawione przykładu męskiej energii, grubo zapłacą za swoją niewiedzę w przyszłości.
Miły facet. Jego problemy
Słyszeliście, że „mili faceci zawsze kończą ostatni”? Co to znaczy i kim są ci goście?
Wszyscy znamy przynajmniej jednego. To mężczyzna zawsze uprzejmy, zawsze pomocny, zawsze gotów poświęcić się dla kobiety, zawsze chętny spełniać jej zachcianki; po prostu chodzący rycerz. Dlaczego więc kobieta go nie chce? (Ile w internecie można znaleźć chłopaków i dorosłych mężczyzn narzekających na taki stan rzeczy. Temat: „jestem taki dobry i opiekuńczy, a ona woli tego gnoja!” przewija się co chwila na różnej maści forach.)
Odpowiedzi jest kilka. My skupimy się na tych najważniejszych.
Po pierwsze: wcale nie jesteś taki miły, jakiego próbujesz udawać. A to znaczy, że już na wstępie oszukujesz i siebie, i ją.
Dlaczego uważam, że nie jesteś taki miły?
(1) Wszyscy jesteśmy ludźmi i w każdym z nas siedzą demony, z którymi musimy walczyć. Nie jesteśmy nieskazitelnymi, białymi rycerzami, za jakich chcielibyśmy się uważać. (2) Pomijając ten fakt, niemal każdy z tych „miłych gości” w momencie odrzucenia nie szczędzi wyzwisk niedawnemu obiektowi swoich uczuć („szmata; dziwka; jak mogła?; nie jest mnie warta” itd., itp.). Cóż, chyba jednak nie są tacy cudowni, na jakich starali się wyglądać.
Po drugie: takie zachowanie nie jest męskie. Po prostu.
Panie nie chcą facetów, którzy będą je wielbić, będą na każe zawołanie i – mój Boże – nigdy się nie sprzeciwiają. Ktoś taki to galareta społeczna, może – w najlepszym razie – materiał na niewolnika, ale na pewno nie na mężczyznę.
Popatrzcie na to w ten sposób: kobieta pragnie mieć obok siebie partnera z krwi i kości, lidera, wojownika, a nie kogoś, kto z każdym problemem będzie zwracał się do niej. To tak, jakby adoptowała przerośniętego pięciolatka. Po co jej ten ciężar, skoro na pewnym etapie życia będzie musiała mieć na głowie własne dzieci?
(Są kobiety, które lubią mieć władzę i kontrolę nad mężczyzną, ale to nisza. W większości przypadków te panie mają problemy z samą sobą – nie radziłbym wiązać się z takimi.)
Chcemy związków, które są dla nas wyzwaniem – czyli, innymi słowy: chcemy, by nasz partner był niebezpieczny.
Po trzecie (co poniekąd łączy się z drugim): skąd wzięła się wiara, że bycie bezbronnym jest dobre? Czy nie potrafiąc, albo bojąc się być niebezpiecznym (a takiego zgrywasz jako „miły facet”), powinieneś być traktowany jako porządny człowiek? Nie, bo nie ma w tym żadnego dobra. Jesteś naiwny i słaby, i będziesz wykorzystywany przez wszystkich wokół.
Jeśli nie potrafisz formułować własnego zdania, bronić swoich wartości – szczególnie wtedy, gdy wiesz, że masz rację – ani odzywać się, kiedy coś ci się nie podoba, albo dzieje ci się krzywda, tracisz. Stajesz się niewidoczny lub – w najlepszym wypadku – inni będą postrzegali cię jedynie jako narzędzie: pożądane, dopóki przydatne, ale w innym wypadku zupełnie zbyteczne.
Można uważać ludzi szczerych i broniących własnych poglądów za aroganckich, wywyższających się i zapatrzonych w siebie (niektórzy faktycznie mogą tacy być), ale to właśnie ci cisi, uprzejmi i nie wchodzący nikomu w drogę hodują w swojej głowie diabły, które wypuszczają w zaciszu domowym. To oni zwykle narzekają na cały świat i otaczających ich ludzi, mimo że jeszcze przed chwilą serdecznie się do nich uśmiechali.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy: jako ludzie uczymy się od siebie nawzajem.
Jeśli nie mamy odwagi podzielić się tym, co myślimy, skąd możemy wiedzieć, czy myślimy dobrze? Nikt nie jest w stanie tego potwierdzić, ani nas skorygować, jeśli robimy błąd. Bo skąd ma wiedzieć, jaka jest nasza wizja świata, jeśli do tej pory tylko kiwaliśmy potulnie głową, zupełnie jak maskotki piesków, które widujemy w samochodach?
No i, finalnie, niebezpieczeństwo jest atrakcyjne, produkuje adrenalinę. Niedawno dowiedziałem się o badaniu przeprowadzonym na parach, z którego naukowcy wywnioskowali, że pary, które zbyt często ze sobą walczą, prawdopodobnie się rozstaną (to możemy uznać za oczywiste), ale (i tu coś ciekawego) pary żyjące ze sobą w zbyt dużej zgodzie również się rozstają. Co to znaczy? Że chcemy, aby partner był dla nas wyzwaniem – czyli, innymi słowy: był niebezpieczny.
Jeśli mężczyzna nie ma odwagi przeciwstawić się własnej kobiecie, to skąd pewność, że znajdzie siłę, gdy uderzą w nich trudy życia?
Wróćmy na chwilę do czasów szkolnych i zastanówmy się, kogo podziwialiśmy za młodu?
„Miłych facetów”? Tych, którzy grzecznie siedzieli w ławkach, słuchali opiekunów, uczyli się i postępowali według ogólnie przyjętych reguł? Czy może tych, którzy chodzili własnymi drogami, nie mieli problemów z łamaniem zasad i woleli robić to, co chcieli, a nie to, co próbowali nakazać im inni?
Zgaduję, że większość skrycie podziwiała tych drugich. Nie dziwota, nie ma nic imponującego w chodzeniu utartymi ścieżkami. Znowu wytyczanie nowych i sprzeciwianie się ogólnie przyjętym normom wymaga od człowieka odwagi. To dlatego nasze koleżanki, nawet te najporządniejsze, w tajemnicy wzdychały do tzw. „złych chłopców”. Oni byli ciekawi, silni i ekscytujący.
Inaczej: dlaczego nawet dorośli mężczyźni tak uwielbiają filmy akcji? I dlaczego w tych filmach bohaterami są faceci odważni, silni, dobrze zbudowani, wyszkoleni – jednym słowem: męscy? Dlaczego nikt z nich nie jest zwykłym, szarym obywatelem, posłusznie wypełniającym obowiązki narzucone przez stojących wyżej od niego? Tylko twardzielem idącym do celu na przełaj, nie patrząc na przeszkody?
Odpowiedź byłaby ta sama.
Mężczyźni niemal instynktownie podziwiają lepszych od siebie i chcą uczyć się od nich. Liczą, że w samym procesie obcowania z „samcami alfa”, trochę tej męskości przejdzie na nich. Mają nadzieję stać się dzięki temu lepszymi mężczyznami.
A kobiety, jak już zostało powiedziane, właśnie tego od mężczyzn oczekują (nawet jeśli wydaje im się, że chciałyby mieć u boku potulnego i wrażliwego baranka). Chcą kogoś, kto zapewni byt zarówno im, jak i rodzinie; kogoś, kto nie będzie się bał stawić czoła niebezpieczeństwu, jeśli zajdzie taka potrzeba i nie będzie uchylał się przed trudnymi decyzjami dla swojego „świętego spokoju”.
Gruboskórni
Częstokroć mówi się, że faceci bardzo cierpią, trzymając emocje na wodzy; że powinny one znaleźć ujście; że zdrowo jest czasem zapłakać, albo wzruszyć się czy rozgniewać. Może jest w tym trochę racji – nie będę się tutaj sprzeczał. Ale z mojej strony powiem tyle: mężczyzna, który jest zbyt emocjonalny, nie różni się wiele od kobiety. Nawet gorzej: staje się kobietą – i to gorszą, bo ułomną.
Męska zdolność do trzymania emocji na wodzy jest bardzo ważną i pożądaną umiejętnością. Tutaj pytanie do pań: kogo wolałybyście mieć u boku, kiedy wszystko wokół zaczyna się walić? Kogoś, kogo zdejmie strach, albo zacznie płakać i nie będzie potrafił się uspokoić, czy kogoś, kto zachowa zimną krew i potrafi logicznie myśleć, mimo panującego wokół chaosu?
Mężczyźni od dawien dawna byli zmuszeni do stawiania czoła piekłu. Jeśli w takiej sytuacji nie potrafiliby zapanować nad emocjami, piekło pochłonęłoby ich – a razem z nimi ich rodziny: kobiety i dzieci.
Mężczyzna nie panujący nad emocjami, nie różni się wiele od kobiety. Gorzej: staje się nią – i to w ułomnym wydaniu.
Dlatego więc nadmiernie potulny i wrażliwy mężczyzna powinien nauczyć się (albo zrozumieć) kilka rzeczy:
- Nie jesteś taki dobry, jak o sobie myślisz. Musisz poznać i zaakceptować swoją mroczną naturę, a później włączyć ją w swój charakter; stać się „cywilizowanym potworem” (słynne, jungowskie „wchłonięcie własnego cienia”).
- Bycie bezbronnym lub miłym nie równa się byciu dobrym. Królika nie nazwiemy dobrym dlatego, że nie potrafi zrobić nikomu krzywdy. Tylko silni i zdolni do niszczenia, ale decydujący się, by tego nie robić, mogą zostać nazwani dobrymi.
- Jeśli poświęcasz się dla innych i nie ma w tym nic dla ciebie, w końcu staniesz się człowiekiem gorzkim, zawistnym i pełnym skrywanej nienawiści. Bo „robisz tyle dobrego, a sam musisz cierpieć”. Powinieneś dbać o siebie równie dobrze, co o tych, na których ci zależy. Oni również na tym zyskają. Będąc zdrowym, silnym i zadowolonym z własnego życia pomożesz im dużo lepiej, niż nie mając niczego do zaoferowania.
- Pozbądź się mentalności dziecka. Inni ludzie (w tym kobiety), nie są ci nic dłużni. Nie oczekuj, że wykonają za ciebie brudną robotę, wezmą pod swoje skrzydła albo polubią przez sam fakt, że istniejesz. Stań się kimś, kogo mogą szanować, darzyć sympatią, a może nawet pokochać.
- Jeśli powyższe punkty jako tako ci już wychodzą, to nie spoczywaj na laurach. Nie rób się zbyt wygodny w domowych pieleszach, nawet jeśli twoja kobieta doradza ci, żebyś zwolnił, albo odpuścił. Nie oddawał sterów, mimo że spokój wydaje się kuszący. W momencie, w którym to zrobisz, twoja dama zacznie tracić do ciebie szacunek.
Nie ma odpoczynku dla przeklętych*
*Tytuł piosenki Cage the elephant: Aint no rest for the wicked
Życie wymaga pracy. Zawsze wymagało i nie zapowiada się na to, żeby zaszły w tym względzie jakiekolwiek zmiany. Jeśli twój kręgosłup jest na tyle solidny, żeby udźwignąć ciężar życia, będziesz mógł zbudować na ziemi kawałek nieba dla siebie i swoich bliskich. A jeśli nie aż tyle, to przynajmniej nie zabierzesz ich na przejażdżkę do piekła i z powrotem.
Jednak by mężczyzna był w stanie tego dokonać, potrzebuje również serca, czyli drugiej cechy wymienionej w tytule. Potrzebuje czegoś, co nada mu kierunek, żeby swojej siły i odwagi nie skierował w stronę zniszczenia.
Czym jest serce?
Na to pytanie (ze względu na długość tekstu) postaram się odpowiedzieć w przyszłym tygodniu.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach. A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Obraz Jonny Lindner z Pixabay
Dowiedz się więcej:
Syndrom miłego,może niektórzy mają taki charakter.Miły gość oznacza faceta na poziomie.Nie rządzą nim instynkty jest przyjaźnie nastawiony do świata w szczególności do kobiet.Miły gość nie bije swojej partnerki inie traktuje jej jak służącej.Niech autor tego tekstu zastanowi się przez przynajmniej 5min co za pierdoły wypisuje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Chyba uderzyłem w czuły punkt 😉
Może źle zrozumiałeś ten tekst. Nie sugeruję, że każdy ma teraz biegać po ulicy i wszystkich obrażać. Nie ma nic złego w uprzejmości. Znamy powiedzenie „traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany”.
Niemniej jednak tzw. „mili faceci” nie są na poziomie. W większości przypadków taki mężczyzna za byciem miłym ukrywa swoją słabość. Boi się powiedzieć prawdę, wyrazić własne zdanie itp. Boi się stracić znajomych lub kobietę, więc zawsze się z nimi zgadza. W efekcie wszyscy chodzą po nim jak po wytartym dywanie.
To nie jest dobra droga.
Najlepszym, co możemy sobie nawzajem podarować, jest szczerość (prawda). To najwyższy wyraz uprzejmości i miłości.
Ale masz rację w jednym — miły gość nie bije kobiety i nie traktuje jej jak służącej. To ona go tłucze i traktuje jak służącego 😉
Jeśli ten tekst do Ciebie nie przemawia, radzę przeczytać dwie książki, No More Mr. Nice Guy. Jest dostępna polska wersja. Oraz Mężczyzna racjonalny. Sam jestem na etapie wychodzenia z Syndromu Miłego gościa. I już po wprowadzeniu kilka zmian zaczyna być lepiej w małżeństwie. A nie chcesz wiedzieć na co sobie pozwoliłem żeby tylko był święty spokój.
Słyszałem o tych książkach, ale jeszcze nie miałem okazji ich przeczytać. Ale dobrze jest słyszeć, że niektórzy mężczyźni w końcu się budzą.
Tylko nie zdziw się, gdy z Twojej dotychczas miłej żony zaczną wychodzić wszystkie kręgi piekielne. Kiedy kobieta czuje, że traci kontrolę nad mężczyzną, potrafi wpaść w prawdziwy szał.
Takie małe przyjacielskie ostrzeżenie 😉
Aż się dziwie, że nie czytałeś „(Nie)miłego faceta”. Myślałem, że to tekst na podstawie tej książki 🙂
A do Arek783: fajnie że się poprawia w małżeństwie. Jak napisał autor (Nie)miłego faceta: po wprowadzeniu zmian małżeństwo rozkwita albo ląduje w dawno zasłużonym grobie.
Nie czytałem, ale idee związane z nie byciem miłym facetem stały się w ostatnich latach dość popularne w męskiej strefie internetu. Książka nie jest jedynym miejscem, w którym można je znaleźć 😉