Czasem trafia się na tekst, po przeczytaniu którego na myśl przychodzi klasyk: „mądrego to aż miło posłuchać.” Tak właśnie było z wywiadem, którego Jan Maria Rokita udzielił Dziennikowi Polskiemu. Wywiadem o tyle dla mnie interesującym, że poruszającym tematy, którymi sam zamierzam się zająć.
Jako że w dużej części dotyczą spraw Boga i wyrastającej od Niego kultury, własny artykuł zaplanowałem sobie na okres świąteczny, kiedy to tradycyjnie publikuję bożonarodzeniowy tekst blogowy.
Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żebym już dziś podzielił się kilkoma spostrzeżeniami, a dokładniej — fragmentami owego wywiadu.
Dziwny kierunek świata
Jan Maria Rokita tłumaczy, dlaczego nie głosuje w wyborach w oparciu o programy wyborcze, ale wybiera kandydatów o konserwatywnych poglądach:
Świat ostatnio poszedł w jakimś dziwnym kierunku w sprawach naprawdę fundamentalnych, takich, które są ważniejsze niż czysta polityka, reformy i wysokość podatków. Toczy się wielki spór o rozumienie kultury, prawa, moralności, rodziny, religii. Czyli tego wszystkiego, co w ogóle określa nasze człowieczeństwo. Politycy wyraźnie podzielili się na tych, którzy chcą bronić świata, jaki istniał tu w Europie od dwóch tysięcy lat, i tych, którzy forsują jakąś totalną rewolucję kulturalną. Wiesz dobrze, że ja nie chcę tej rewolucji. A już na pewno nie chcę polityków, którzy starają się ją przyspieszać, dawać jej napęd. I to właśnie, a nie programy partyjne, od dobrych kilku lat decyduje o moich decyzjach wyborczych. Moja obawa, z grubsza biorąc, jest taka, że ta rewolucja zmierza do odebrania człowiekowi jego wykraczającego poza ten świat powołania, do zredukowania go do poziomu biologii i postawienia na równi ze światem zwierząt. To jest jakieś antycywilizacyjne szaleństwo, w które się zagłębiamy.
Od siebie dodam, że J.M. Rokita stawia słuszną diagnozę, ale wyciąga z niej mylny wniosek. To, co nazywa szaleństwem, w rzeczywistości jest zaplanowanym działaniem ludzi, których określam jako architektów społecznych.
Innymi słowy: w tym szaleństwie jest metoda, która ma bardzo konkretny cel. Jaki? Wyrwanie ludziom korzeni boskich, kulturowych i moralnych.
Mamy stać się żałośni i słabi. Mamy zamienić się w masę bez tożsamości, którą ci sami architekci uformują sobie potem wedle własnego widzimisię. Wiara w Boga, tradycyjna kultura i wynikająca z tych dwóch rzeczy moralność w tym przeszkadza.
Ale idźmy dalej.
Współczesne szaleństwo
Zaraz po poprzedniej wypowiedzi J.M. Rokita tłumaczy, co ma na myśli, mówiąc szaleństwo:
Wydaje mi się, że u jego źródeł leży jakaś tajemnicza wrogość, a nawet pogarda, wobec Boga i wobec rozumu. A ja mam pewność, że Bóg i ludzki rozum – to jedyne zapory, które ocalić mogą nas jeszcze przed skutkami naszego własnego szaleństwa. Przeczytałem kiedyś taki specjalny naukowy dodatek do „Gazety Wyborczej”, który poświęcono entuzjastycznemu ogłoszeniu jakichś wyników badań naukowych, dowodzących, że moralność – to atawizm, który bierze się z biologii i jakichś tam procesów chemicznych w naszym organizmie. To właśnie nazywam współczesnym szaleństwem. Za szaleństwo uważam także ten powszechny kult uczuć, całą tę współczesną pseudopedagogikę i pseudopsychologię, która zamiast uczyć, jak dojrzały człowiek ma panować nad emocjami, każe ludziom wystawiać na pokaz ich intymność, pragnienia seksualne, ich wściekłość albo nienawiść. To wszystko jest okropne. A ofiarą staje się także życie publiczne, w którym prawo obywatelstwa zyskał bezrozumny wrzask, eksplozja wulgarności, jakiś budzący moją odrazę facebookowy ekshibicjonizm.
Jan Maria Rokita słusznie diagnozuje, ale nie wyciąga odpowiednich wniosków.
Kolejna słuszna diagnoza. Wszystko, co możemy dzisiaj obserwować, to w gruncie rzeczy atak wymierzony przeciwko samemu Bogu i mężczyźnie, który Go reprezentuje na ziemi (więcej o tym będę pisał w artykule świątecznym).
Tutaj chciałbym się odnieść do emocji, bo nie bez powodu dzisiejszy świat stara się podawać wszystko w emocjonalnym sosie.
Cel jest ten sam, co poprzednio — pozbawić człowieka rozumu. Dyktat emocji zawsze będzie równał się dyktatowi szaleństwa. Uczucia oślepiają. Sprawiają, że człowiek robi rzeczy, których trzeźwy na umyśle nigdy w życiu by nie powtórzył.
Podam tutaj mój ulubiony przykład i jednocześnie wyjaśnię, dlaczego dzisiejszy świat przepycha kobiety na pozycje opiniotwórcze.
Otóż architekci społeczni wiedzą, że kobietami dużo łatwiej się manipuluje. Są bardziej uzależnione od emocji, niż mężczyźni. Dlatego wystarczy je trochę rozjuszyć, wskazać wroga i już — stado wściekłych bab rusza bezmyślnie na miasto.
Tak, piszę tu przede wszystkim o strajku wiedźm, zwanym dla niepoznaki „strajkiem kobiet”. Jednak każdy ruch feministyczny w ten sam sposób żeruje na kobiecej słabości.
Potrzeba światła
Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy logicznego rozumu, czyli tego, co otrzymaliśmy od Boga. Jednocześnie potrzebujemy silnych mężczyzn, którzy tym rozumem się cechują (oczywiście pod warunkiem, że zaakceptowali swoją słuszną naturę i powrócili do ojca).
Kierując się emocjami, jedziemy autostradą wprost do piekła.
Polecam przeczytać cały wywiad z Janem Maria Rokitą, który znajdziesz pod tym linkiem:
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Zdjęcie wpisu autorstwa Elīna Arāja z Pexels
Dowiedz się więcej: