Mimo że na pozór pytanie zadane w tytule artykułu wydaje się całkowicie wyrwane z kontekstu, w rzeczywistości idealnie podsumowuje dzisiejsze nastawienie większości ludzi do świata.
Co mam na myśli? Mamusine spojrzenie na sytuację, wedle którego tzw. “ofiara” nigdy niczemu nie jest winna, bo przecież “moje dzieciątko wpadło w łapy bezdusznego oprawcy”. Dlatego nie ma dyskusji, cały ciężar odpowiedzialności musi spoczywać na nim, racja?
Takie podejście ma sens, kiedy mówimy o dziecku — niedojrzałym, więc ciągle podatnym na wpływy z zewnątrz. Jednak gdy w grę wchodzi dorosła osoba, która podejmuje dorosłe decyzje, nie możemy zdejmować z jej barków odpowiedzialności.
Dlaczego? Właśnie o tym przeczytasz w dzisiejszym artykule.
Problem z brakiem odpowiedzialności
Problem z brakiem odpowiedzialności dotyczy nie tylko przykładu z dilerem i jego klientem. Odnosi się do wszystkich sfer życia ludzkiego.
Weźmy na przykład politykę, czyli rzecz, która dotyczy każdego z nas. Istnieje cała masa ludzi, którzy obwiniają rząd o wszystko, co złe. Ale przecież ci politycy nie znaleźli się tam z przypadku. To naród nieustannie głosuje na te same gęby, a potem narzeka, gdy otrzymuje w zamian ten sam efekt.
Jeśli byśmy się chociaż chwilę zastanowili, logicznie i krytycznie myślący człowiek widząc, że jego kandydat nie spełnia swojej roli, przestałby go popierać. Niczym nie różni się to od złego pracownika, który nie wykonuje swoich obowiązków. Zwolnić takiego i koniec.
Przecież partia, która zawodzi wyborców, powinna automatycznie wylecieć z sejmu w kolejnych wyborach i już nigdy więcej się w nim nie pojawić. Jednak wszyscy wiemy, że rzeczywistość wygląda inaczej.
Politycy też to wiedzą, więc po cholerę mają się starać? Skoro niezależnie do tego, jak tragicznie by nie postępowali, i tak mogą liczyć na poparcie.
Podsumowując, ludzie mają taki rząd, na jaki zasługują. A jeszcze inaczej: rząd jest tylko odbiciem lustrzanym narodu.
Współczesny człowiek wszędzie znajdzie winnego, byle tylko uniknąć odpowiedzialności.
Weźmy inny przykład — kult. Swego czasu w Stanach Zjednoczonych było głośno o sprawie Jima Jonesa. Był on przywódcą kultu, który wywiózł swoich wyznawców do jakiejś dziczy w Afryce, gdzie później wszyscy zbiorowo popełnili samobójstwo. Blisko tysiąc ludzi.
Ktoś teraz mógłby podnosić argument, że to wszystko wina jednego człowieka — samozwańczego guru Jima Jonesa. W końcu omotał naiwnych ludzi, wyprał im mózgi, wykorzystał słabość, etc.
Wszystko to być może, ale spójrzmy na drugą stronę medalu. Mówimy o dorosłych ludziach z ukształtowanym rozumem, którzy powinni brać odpowiedzialność za swoje czyny.
Dlaczego nikt nie powie, że sami byli sobie winni? Zamiast stać na własnych nogach. oddali odpowiedzialność za swoje życie w ręce kogoś innego Przecież nikt ich nie zmuszał. żeby przychodzili do kościoła Jonesa, słuchali jego wywodów, a później jeszcze wyjechali za nim do Afryki.
No i finalnie docieramy do naszego dilera i jego klienta. Mamy tu typowy zespół naczyń połączonych. Nie możemy przecież oskarżać dilera o to, że ktoś jest ćpunem. W końcu nikt temu komuś nie przystawia pistoletu do głowy i nie każe kupować narkotyków (a już tym bardziej ich brać).
Więc tak, klient sam jest sobie winny. Oczywiście diler odpowiada za swoje czyny, ale nie możemy go winić za to, co robi drugi człowiek/ćpun.
Rozumiesz już, do czego zmierzam? Nie? Tak?
Zaraz wszystko wyjaśnimy.
Infantylizacja
Wiesz, czym się kończy oskarżanie kogoś innego (“tego złego”), na którym wygodnie możemy zawiesić wszystkie winy za nasze przegrane? I jednocześnie całkowite unikanie jakiegokolwiek spojrzenia na indywidualną odpowiedzialność jednostki?
Podpowiem ci. Kończy się hodowlą ludzi słabych, naiwnych, pozbawionych zdrowego rozsądku i podatnych na wpływy. Dokładnie takich, jakich mógłby sobie wymarzyć współczesny tyran.
I nie chodzi tu wyłącznie o sferę ogólnospołeczną To samo tyczy się twojego prywatnego życia.
Jeśli za każdym razem zwalasz winę na kogoś innego, nie tylko zdejmujesz z barków niewygodną odpowiedzialność. Jednocześnie odbierasz sobie siłę i możliwość rozwoju, a mówiąc bardziej poetycko: podcinasz swoje własne skrzydła.
Dlaczego? Bo zamiast pokornie przyjąć winę, unikasz jej. Nie wyciągasz żadnej nauki z tego, co się stało. W efekcie kiedy taka sama lub podobna przeszkoda pojawi się na twojej drodze, znów w nią wpadasz.
I po raz kolejny twierdzisz, że nie było w tym twojej winy. Zawinił świat, drugi człowiek, przypadek, sytuacja, źle świecące słońce, krzywo zawieszona na niebie chmurka czy cokolwiek innego.
Wymówka to wymówka.
Gdy brakuje odpowiedzialności, wzrasta liczba dzieci w dorosłych ciałach.
Postępuj tak wystarczająco długo, a staniesz się dorosłym dzieckiem, które z jednej strony potrzebuje opieki kogoś innego, a z drugiej ma tendencję do robienia głupstw. W końcu to nie jego wina. Dziecka przecież nie można winić.
Pytanie brzmi, czy jako mężczyzna naprawdę chcesz być takim dzieckiem — nieporadnym i słabym, oczekującym opieki lub mamusinej wyrozumiałości?
Człowiekiem, który nie potrafi ustać na własnych nogach, dlatego podłącza się pod jakąś grupę, ideologię, czy cokolwiek innego poza nim, bo w końcu tłum/motłoch rozmywa indywidualną odpowiedzialność.
Oczywiście z pozoru takie życie wydaje się wygodne — skupiasz się jedynie na tym, żeby coś zjeść, wypić, zakąsić i “mieć wyjebane”. Tylko problem polega na tym, że jednocześnie jesteś niewolnikiem. Tak właśnie żyją więźniowie.
Może nie masz na rękach kajdan, może nad twoją głową nie stoi nadzorca, który pogania batem, ale za to tkwisz w dużo gorszej niewoli. Niewoli mentalnej. Z niej o wiele trudniej się wydostać. A gdy przyjdą z fizycznymi kajdanami, włożysz je bez słowa sprzeciwu.
Dlatego finalne pytanie brzmi: kim chcesz być?
Wolnym, dorosłym, samowystarczalnym mężczyzną, który potrafi odpowiadać nie tylko za siebie, ale także za swoją żonę i dzieci (jeśli kiedykolwiek będziesz je miał)? Czy jednak twoim ideałem jest słaby, żałosny, bezsilny, podporządkowany zewnętrznemu światu niewolnik?
Podsumowanie
Zanim się pożegnamy, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, która bezpośrednio wiąże się z tym tematem. Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale większość kobiet żyje właśnie w takim pół-dziecięcym stanie.
Unikają brania odpowiedzialności i za nic w świecie nie chcą przyznać się do błędu. Wiele z nich nawet po 30. czy tam 40. roku życia nadal oskarża mężczyzn o swoje problemy, a w niejednym przypadku podłącza się pod idee feministyczne. W końcu feminizm żeruje właśnie na kobiecej zgorzkniałości i nienawiści do mężczyzn.
Niestety dla nich kobiety, które nie potrafią stać na własnych nogach ani nie mają obok siebie mężczyzny jako oparcia, wykopują sobie coraz głębszy dół. Większość z nich prawdopodobnie już się z niego nie wygrzebie.
Co nie znaczy, że nie mogą. Odrobina samokrytyki i spojrzenie w głąb siebie, zamiast na zewnętrzny świat, potrafi zdziałać cuda.
Chociaż piszę o kobietach, z przykrością muszę stwierdzić, że coraz więcej współczesnych mężczyzn postępuje w ten sam sposób.
Zamiast wynosić kobiety do swojego poziomu (męskiego, logicznego, odpowiedzialnego, kierującego się rozwagą, siłą i zdrowym rozsądkiem), wolą zniżać się do poziomu kobiecego (gdzie panuje chaos emocji, ganiających tam i z powrotem myśli, a także brak odpowiedzialności, beztroska i pół dziecięce życie, które nie tylko nie przystoi dorosłemu człowiekowi, ale jest dla niego groźne).
Pół-dziecięce życie doprowadzi cię na bruk albo w najmroczniejsze miejsca własnego umysłu. Tyle że ty nie jesteś kobietą. Do ciebie nie przyjdzie żaden książę, który cię uratuje.
Ty sam musisz stawić czoła przeciwnościom, które wyciągną z ciebie to, co najlepsze. W twoich symbolicznych bliznach kryje się największa siła. Dlatego najpierw zadbaj o siebie i stań na własnych nogach.
A później, jeśli zechcesz, zaopiekuj się także kobietą.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Zdjęcie wpisu autorstwa Mikail Duran z Unsplash
Dowiedz się więcej: