Uwierzyłbyś że wszystko, co do tej pory słyszałeś o chrześcijaństwie, jest kłamstwem? A jeśli nawet nie kłamstwem, to półprawdami, które niemal całkowicie rozmywają główne przesłanie pierwszych naśladowców Chrystusa?
Prawdopodobnie tak jak większość myślisz, że Jezus był miłym i nieszkodliwym facetem, który nikomu nie wadził i nigdy na nikogo nie podniósłby ręki.
To fałszywy obraz.
Jakby nie było, mówimy o mężczyźnie, który w pojedynkę — bez pieniędzy, bez armii, bez władzy (przynajmniej bez ziemskiej władzy) — na zawsze zmienił bieg historii. Nikt inny czegoś takiego nie dokonał.
Sam Jezus też by tego nie dokonał, gdyby był miły i bezproblemowy (czyli taki, jakim go rysują dzisiaj).
Jednak żeby naprawdę zrozumieć, o co chodzi w chrześcijaństwie i jak prezentuje ono relację między mężczyzną a kobietą, musimy zacząć od podstaw.
Przygotuj się na rewolucję w swoich poglądach, bo czegoś takiego jeszcze nie słyszałeś.
A! Bym zapomniał! Małe ostrzeżenie dla wrażliwych. Tekst może urazić ich uczucia 😉
Czy Zło istnieje?
W poprzednich częściach serii odnieśliśmy się do problemu zła w sposób buddyjski. W dużym skrócie wizja ta zakłada, że natura świata jest zła i pełna cierpienia, więc egzystencja ludzka również jest pełna cierpienia.
Tłumaczyliśmy też zachowanie kobiet przez pryzmat ich natury.
Jako że nasze drogie panie znajdują się bliżej dzikości, ich pragnienia i dążenia są o wiele bardziej zwierzęce w porównaniu do męskich, Ale tutaj pojawia się pytanie: czy za pomocą naturalnych predyspozycji można wytłumaczyć wszystkie zachowania człowieka?
A może istnieje Zło w sensie obiektywnym? Nie bezlitosna Natura, która realizuje swoje (skądinąd logiczne) cele bez względu na nas, ale Zło per se? Jakaś siła w świecie, której motorem napędowym jest tylko i wyłącznie destrukcja, mord, pożoga… cierpienie wynikające z czystej nienawiści, a nie praktycznych potrzeb Natury?
Powiedziałbym, że teraz poszukamy argumentów za tą teorią, ale — tak po prawdzie — daleko patrzeć nie musimy.
Zło w każdej kobiecie
Weźmy za przykład kobietę, która rozstała się z mężem i w sądzie odebrała mu większość praw rodzicielskich do dzieci. A jeśli nawet nie odebrała, utrudnia ojcu jak może kontakt z dziećmi, kiedy do nich przyjeżdża.
To samo w sobie jest już złe.
Jednak wiele kobiet na tym nie poprzestaje. Później takie matki mają jeszcze tupet, żeby wmawiać dzieciom kłamstwa, jakoby “tatuś ich nie kochał, bo odszedł i się nimi nie interesuje”. Mimo że dana kobieta sama dążyła do rozwodu i robiła wszystko, żeby utrudnić ojcu kontakt z dziećmi.
Czy takie zachowanie da się wytłumaczyć siłami Natury? Nie. To jest zło w najczystszej postaci. Matka skazuje własne dzieci na życie w przekonaniu, że tata ich nie kocha. Jak myślisz, jak to się odbije na ich psychice?
Inny przykład.
Wyobraź sobie sytuację, w której rodzina pozostaje nienaruszona, a na dodatek ojciec ma dobry kontakt z dziećmi. On wyraźnie kocha je, a one jego. Jak reaguje na to matka? Niejednokrotnie jest ZAZDROSNA! Bo przecież nie może być tak, że to ojciec znajduje się w centrum uwagi dzieci.
No i zaczyna się stopniowe urabianie.
Tutaj jakaś “niewinna”, kąśliwa uwaga w stronę ojca. Tam prezentowanie siebie w roli ofiary przed dziećmi, kiedy między nią a mężem doszło do sprzeczki. Jeszcze gdzie indziej “stawanie w obronie” potomstwa, kiedy ojciec każde im coś zrobić lub dał im karę.
To drobne rzeczy, których przeciętny mężczyzna nie zauważa. Dopiero po paru latach przekona się, że ta szczera miłość, którą od początku darzyły go dzieci, pod opieką matki zamieniła się w niechęć albo nawet nienawiść.
I co? I nic.
Większość mężczyzn nigdy nie połączy kropek, żeby odkryć źródło tej nienawiści. Gdzieżby tam wieloletni pantoflarz śmiał przypuszczać, że jego cudowna żona przez lata robiła wszystko, żeby nastawić dzieci przeciwko niemu.
Ale kobiety mają w zanadrzu o wiele gorsze zagrywki. Potrafią nawet mścić się na własnych dzieciach, żeby odegrać się na ich ojcu.
Robią to tym chętniej, gdy widzą, że mężczyźnie zależy na jego potomstwie.
Mała anegdotka z życia wzięta.
Żona oskarżyła męża, że molestował ich trzy córki. Mężczyzna został za to skazany i odsiedział w więzieniu wiele lat.
W końcu okazało się, że żona kłamała.
W telewizji zrobili nawet specjalny program, w którym przygotowali konfrontację byłej żony z mężem. Wiesz, co mu miała do powiedzenia?
“Czemu nie starał się bardziej podczas swojej obrony, skoro był niewinny?”
To jest dopiero tupet. Nie dość, że ta kobieta zniszczyła życie niewinnemu mężczyźnie, to jeszcze wmówiła swoim córkom, że ich własny ojciec je molestował. Nie wiem, jakim cudem one w to uwierzyły.
Może matka przekonała je, że były za małe, żeby to pamiętać? Albo po prostu bały się stanąć przeciwko własnej mamusi?
Tak czy inaczej historia jest tak niesamowita, że aż trudno w nią uwierzyć.
Czy którykolwiek z powyższych przykładów da się wytłumaczyć za pomocą zwierzęcej natury? A może pod powierzchnią dzieje się coś o wiele gorszego? Co, jeśli istnieje jakaś siła, która potrafi popchnąć matkę do działania na szkodę własnych dzieci, żeby tylko zemścić się na mężczyźnie?
Każdy z nas wie, jak ta istota jest nazywana w filozofii chrześcijańskiej. (Psst, chodzi o diabła).
Co ciekawe, większość mężczyzn nie ma zielonego pojęcia o pokładach zła, które kryją się w sercu każdej kobiety. Patrzą na jej urodę i nie myślą już o niczym innym. Przecież taka anielska twarzyczka nie może być zdolna do niczego złego, prawda?
To jest właśnie myślenie bluepillowe, które także w chrześcijaństwie jest wytykane jako coś złego. Przeczytasz o tym chociażby w Księdze Przysłów:
„Bo lampą jest nakaz, a światłem Prawo, drogą do życia — upomnienie, nagana.
One cię strzegą przed złą kobietą, przed obcą, choć język ma gładki:
jej wdzięków niech serce twoje nie pragnie, powiekami jej nie daj się złowić,
bo nierządnicy wystarczy kęs chleba, zamężna zaś czyha na twoje życie.”
Prz 6, 23-26
Oczywiście powyższy fragment mówi nie tylko o uleganiu kobiecym zakusom, ale także przestrzega przed cudzołóstwem.
Tak czy inaczej wiemy już, że nie każde zło wynika ze zwierzęcej natury. Użyłem bardzo subtelnych przykładów, by tego dowieść, ale zrobiłem to celowo. Wyciągnięcie olbrzymich dział i rzucanie hasłami w stylu aborcji, fałszywych oskarżeń o gwałt czy nawet morderstw też byłoby możliwe, ale te tematy nie dotyczą życia większości ludzi w naszym społeczeństwie.
Subtelne zło niszczące każdy aspekt twojej egzystencji jest o wiele ważniejsze na osobistym, prywatnym poziomie.
A teraz wyjaśnijmy, jak odnosi się do niego chrześcijaństwo.
Hierarchia Zła w chrześcijaństwie
Wszyscy znamy historię stworzenia świata z Adamem i Ewą w roli głównej. Niektórzy mogą ją traktować jako mit, inni nie. Jednak niezależnie od tego, jak się do niej odnosisz, wiedz, że w tej historii jest o wiele głębsza prawda, niż na pozór się wydaje.
Bo co ma nam do powiedzenia historia z raju?
Adam i Ewa byli pierwszym małżeństwem i na początku żyli zgodnie z hierarchią nadaną im przez Boga. Wyglądała ona następująco:
- Bóg na samym szczycie, jako ojciec i stworzyciel;
- Adam tuż pod nim, jako jego syn i ambasador na ziemi;
- Ewa pod Adamem, jako jego pomocniczka i towarzyszka.
Dopóki tak wyglądała hierarchia relacji, wszystko szło gładko i nie było żadnych problemów.
Jednak pewnego dnia Ewa wybrała się do sadu, bo chciała zrobić szarlotkę (czy cokolwiek innego) i potrzebowała owoców. Wtedy zagaił do niej wąż.
Powiedział coś w stylu:
“Ewa słuchaj, ten twój mąż cię w ogóle nie szanuje. Spójrz na niego. On tylko patrzy, żeby dobrze żyć z Bogiem, a twojego zdania w ogóle nie bierze pod uwagę. To jest seksista i mizogin. Na pewno uważa, że kobiety są gorsze.”
Może za pierwszym czy drugim razem Ewa nie dała się nabrać. Odparła:
“Idź precz szatanie, mój mąż mnie kocha.”
Ale wąż tak łatwo się nie poddał i przyszedł do niej po raz kolejny. Dlaczego do niej ? Bo wiedział, że kobieta jest słabsza i bardziej podatna na manipulację, niż mężczyzna. Przez to z Adamem nawet nie próbował swoich sztuczek.
Więc wąż znów podpełzł do Ewy i mówi jej tak:
“Słuchaj, po co ci w ogóle mężczyzna? Jesteś silną i niezależną kobietą. Możesz sama o siebie zadbać. Założysz ugrupowanie feministek, będziesz walczyła o prawa kobiet i staniesz się równa Bogu. Wystarczy, że weźmiesz gryza tego owocu i wszystko da się załatwić.”
Takie dictum w końcu przekonało Ewę i ugryzła zakazany owoc. Wystarczyło trochę popieścić jej ego.
Później adekwatna sytuacja wydarzyła się między nią a Adamem.
Ewa, która od tej pory już służyła diabłu, przyszła do swojego męża i mówi tak:
“Wiesz co, po co ty tak tego Boga słuchasz? Przecież twój tatuś myśli tylko o sobie i w ogóle mu nie zależy na twoim dobru. Jak przestaniesz go słuchać, możesz być sam sobie panem. Wąż mi wszystko wytłumaczył. Weź gryza tego owocu, a tak jak ja przejrzysz na oczy.”
Adam też na początku nie dawał się przekonać, bo kochał swojego Ojca, ale Ewa stopniowo go urabiała. Tu zakręciła tyłkiem, tam pokazała kawałek cycka i chłop w końcu zapomniał o Bogu. Można powiedzieć, że wypadł z czystej świadomości wprost w objęcia bluepillowego kłamstwa.
Gdy wszystko się dokonało, pierwotna boska hierarchia została odwrócona do góry nogami:
- Na samym szczycie znalazł się szatan, czyli pan kłamstwa, złodziejstwa i mordu;
- Tuż pod nim jego pierwsza niewolnica, Ewa;
- A na samym dole Adam, który stał się niewolnikiem swojej żony.
Boga w ogóle nie ma w tym porządku.
Jeśli przyjrzysz się obecnym relacjom międzyludzkim, zobaczysz, że od zarania świata nic się nie zmieniło. W większości małżeństw właśnie tak to wygląda. Kobieta zniewolona przez diabelską naturę rządzi w rodzinie, a mężczyzna zniewolony przez słabość do kobiety nie potrafi zająć należnej mu roli.
Mówiąc bardziej dosadnie, przez kobietę na świat wylewa się Zło, a mężczyźni dają się temu Złu uwodzić.
Swoją drogą Jezus przyszedł na Ziemię właśnie dlatego, żeby naprawić to, co spieprzył Adam. Przyszedł, żeby przywrócić pierwotną hierarchię i wyzwolić nas od grzechu, który wszystko wywrócił do góry nogami.
A jeśli ktoś chciałby mi teraz zarzucić, że uprawiam tu jakąś nadinterpretację, proszę bardzo. Oto, co możesz przeczytać w Nowym Testamencie:
„Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem — Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.”
1 Tm 2, 12-14
Mógłbym tu jeszcze wrzucić kilka innych, podobnych cytatów, ale myślę, że jeden wystarczy.
Jednak warto zaznaczyć, że opisana jest tutaj relacja kobiety do mężczyzny. Nie oznacza to, że rola pań w społeczeństwie jest całkowicie marginalna. Kobieta nadal może nauczać inne kobiety oraz dzieci.
Dlatego przeczytasz też coś takiego:
„Podobnie starsze kobiety winny być w zewnętrznym ułożeniu jak najskromniejsze, winny unikać plotek i oszczerstw, nie upijać się winem, a uczyć innych dobrego. Niech pouczają młode kobiety, jak mają kochać mężów, dzieci,.jak mają być rozumne, czyste, gospodarne, dobre, poddane swym mężom — aby nie bluźniono słowu Bożemu.”
Tt 2, 3-5
Jak widzisz, Biblia jest wyjątkowo redpillowa pod tym względem. Jednak współcześni pseudochrześcijanie-pantoflarze za żadne skarby nie chcą tego przyznać.
Zło jest wrodzone, czy nabyte?
Warto zadać to pytanie, bo wiele osób nadal wierzy, że chrześcijan obowiązuje grzech pierworodny. Zgodnie z tą teorią każdy, kto przychodzi na świat, jest zły (grzeszny) już od poczęcia.
Jednak chrześcijaństwo uczy czegoś innego.
Wedle filozofii chrześcijańskiej grzech pierworodny obowiązywał tylko do czasów Jezusa. Bo jego misją (poza pokonaniem diabła) było wykupienie długu, który ludzkość zaciągnęła u Boga.
Dlatego od czasów Jezusa żaden człowiek nie rodzi się zły.
Jedynym wyjątkiem może być sytuacja, w której kobieta w trakcie ciąży jest wściekła, agresywna czy gniewna. Wtedy jej nienawiść może wypaczyć duszę dziecka, jeszcze zanim przyjdzie ono na świat.
Teraz ktoś mógłby zadać pytanie: “w takim razie skąd bierze się Zło, skoro ludzie od narodzin są dobrzy?” Odpowiedź jest bardzo prosta.
Nie rodzimy się źli, ale wychowujemy się w złych rodzinach. A niewinna dusza dziecka wystawiona na działanie Zła przez co najmniej 18 lat dojrzewania do dorosłości w końcu ulegnie zepsuciu. Młody człowiek stanie się taki sam, jak jego rodzice.
Niekoniecznie musi robić to samo, ale będzie miał identyczną (złą) naturę.
Znasz przysłowie: “czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”? Właśnie o to chodzi. Rodziny przekazują sobie zło z pokolenia na pokolenie — do czasu, aż w końcu któryś z potomków postanowi przerwać ten błędny krąg.
Teraz już wiesz, skąd wzięła się moja rada o przebaczeniu rodzicom. Niestety to właśnie oni (w mniejszym lub większym stopniu) są naszymi pierwszymi prześladowcami i nauczyli nas zła.
No właśnie…
Czy w takim razie jesteśmy skazani na zło? Skąd! Wręcz przeciwnie — chrześcijaństwo daje nam wyjście.
Słyszałeś może takie zdanie, że chrześcijanin powinien narodzić się dwa razy: raz z wody i raz z ducha? Oczywiście woda oznacza tutaj łono matki. Natomiast duch odnosi się do Ducha Świętego.
Drugie narodziny oczyszczą cię z całej niegodziwości, którą nabyłeś do tej pory.
Mówiąc prościej, to nie twoja wina, że urodziłeś się w złej rodzinie. Jednak stanie się twoją winą, jeśli jako dorosły człowiek nadal rozwijasz w sobie otrzymane w ten sposób zło.
Zło w kobiecie, a zło w mężczyźnie
Do tej pory cała nasza tyrada na temat zła skupiała się wokół kobiety — i nie bez powodu, bo myśl chrześcijańska jasno mówi, że kobieta jest bliżej diabła.
Zauważ, że nie różni się to wiele od myśli, które opisywałem we wcześniejszych częściach serii. Dla Schopenhauera kobiety były kusicielkami, które wyrywają mężczyzn ze świadomości świata i czynią ich nieświadomych. Znowu dla Nietzschego kobieta jest dziką siłą natury, którą poskromić może tylko prawdziwy mężczyzna.
Moglibyśmy tu wymieniać jeszcze wiele innych religii i myślicieli, którzy widzieli sytuację podobnie. W końcu nie bez powodu niemal każda ludzka kultura na ziemi widziała naturę męską jako ład i porządek, zaś żeńską jako chaos i destrukcję.
Oczywiście nie znaczy to, że kobieta nie może osiągnąć zbawienia. W końcu na świecie zdarzają się porządne panny.
Co prawda niewiele, ale jednak.
Problem polega na tym, że kobiecie ciężej jest uwolnić się od zła. Z jednej prostej przyczyny — jest niewolnicą diabła tak samo, jak mężczyzna jest niewolnikiem kobiety. A jak zapewne się domyślasz, łatwiej uwolnić się spod wpływu kobiety, niż spod wpływu diabła.
Ale wróćmy do meritum.
Mimo że do tej pory skupiliśmy się na kobietach, nie oznacza to, że mężczyźni nie są źli. Jednak między złem kobiecym a męskim istnieje wyraźna różnica. Jaka? Otóż mężczyźni o wiele gorzej radzą sobie ze złem, które w nich tkwi. Powód jest prozaiczny — diabelska natura jest mniej “normalna” dla mężczyzny, niż dla kobiety.
Dlatego mężczyźni opętani złem zazwyczaj są o wiele bardziej destrukcyjni. Jeśli nie wyżywają się na świecie, robią krzywdę sami sobie (np. poprzez alkohol, narkotyki czy w skrajnych przypadkach samobójstwo).
Ponadto mężczyźni mają o wiele większy problem z ukrywaniem zła.
Pod tym względem o wiele lepiej radzą sobie kobiety, które do tego stopnia zaprzyjaźniły się z diabelską naturą, że potrafią z nią w miarę normalnie funkcjonować. Oczywiście na dłuższą metę zło wyniszcza je tak samo, jak mężczyzn, ale nie jest tak łatwo widoczne.
Dlatego też natura kobiety (chociaż tak naprawdę to nie jej natura, tylko rogatego boga, któremu służy) jest o wiele bardziej niebezpieczna. Ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy z tego zła.
Kto twoim zdaniem jest bardziej groźny? Diabeł, który wprost czyha na twoje życie? Czy może diabeł, który ukrywa swoje prawdziwe oblicze za kobiecym wdziękiem, fałszywym współczuciem i łagodną twarzyczką?
W pierwszym przypadku przynajmniej wiesz, że powinieneś się bronić.
Zaś przy drugim demonie zanim tak naprawdę zauważysz, w co się wpakowałeś, wszystkie aspekty twojego życia będą już zatrute. To tak, jakbyś wziął sobie za żonę kobietę, która nie tylko nastawia twoje dzieci przeciwko tobie, ale jeszcze gada po ludziach, jakim to trudnym mężem jesteś, bo się nad nią znęcasz psychicznie (a może i fizycznie).
Kiedy w końcu zdecyduje się wręczyć ci papiery rozwodowe, wszyscy będą przeciwko tobie.
To o wiele dalej posunięte i bardziej wyrachowane zło, niż facet, który może cię jednorazowo oszukać, okraść, pobić, zgwałcić, a może i zabić. Przynajmniej nie zmarnuje ci przy tym ładnych paru lat życia 😉
Co ciekawe, źli mężczyźni bardzo często nabierają cech kobiecych. Są niestabilni emocjonalnie, agresywni, przewrażliwieni. Wielu z nich nie radzi sobie ze stresem i presją, a w niektórych przypadkach mają także skłonności psychotyczne.
Wszystko dlatego, że słuchają diabelskich podszeptów w swojej głowie. Tak samo jak ich pramatka — Ewa.
To nawet zabawne, że kobiecy mężczyźni są właśnie tymi, na których powinieneś szczególnie uważać. Ostatnia fala oskarżeń wobec tzw. feministów pokazuje, że ci mili, uprzejmi, wrażliwi i popierający prawa kobiet faceci za zamkniętymi drzwiami są narkomanami, frustratami i (niejednokrotnie) zboczeńcami.
Właśnie o tym mówię, kiedy wspominam kobiecą naturę tych facetów.
Oczywiście wśród mężczyzn zdarzają się tacy, którzy potrafią skutecznie maskować swoje zło. Jednak pod tym względem nigdy nie dorównają kobietom.
Tym bardziej, że kobiety mają wsparcie całego świata po swojej stronie.
- Bo kiedy w małżeńskie dzieje się źle, kogo oskarżamy? Męża.
- Kiedy mężczyźnie i kobiecie stanie się krzywda, komu bardziej współczujemy? Kobiecie.
- Kiedy jakaś głupia pinda fałszywie oskarża faceta o gwałt, czy czekamy na dowody? Nie, chłop jest od razu spalony, nawet jeśli udowodni swoją niewinność.
Nasze całe społeczeństwo jest nastawione na obronę kobiety. Mamy to wbite w głowę do tego stopnia, że nawet po redpillowym resecie tendencja do stawania po stronie dziewczyny pozostaje.
innymi słowy, zbudowaliśmy społeczeństwo, które ze wszystkich sił broni diabła chowającego się za kobietą.
Jednak nie chodzi tutaj wyłącznie o kobietę z krwi i kości. Dzisiaj bronimy nawet wszystkiego, co nam się z kobiecością kojarzy — słabości, wrażliwości, emocjonalności, irracjonalności, mamusinej nadopiekuńczości w życiu prywatnym i społecznym… etc.
Ta szatańska sztuczka jest wyjątkowo subtelna i diabelsko skuteczna.
Tak jak w raju wąż wykorzystał Ewę do zniszczenia Adama, tak w dzisiejszym świecie demoniczny pomiot wykorzystuje kobiety do zniszczenia nie tylko mężczyzn, ale również całej cywilizacji chrześcijańskiej.
Spójrz tylko, co popiera współczesny ruch feministyczny. Jakieś wyimaginowane “prawa kobiet” (w których chodzi głównie, a jakże, o mordowanie nienarodzonych dzieci) zeszły już na dalszy plan.
Feministki popierają LGBT, ekologiczny terroryzm, socjalizm (a nawet komunizm) — po prostu wszystko, co najgorsze.
Nie wiem, co którakolwiek z tych rzeczy ma wspólnego z kobietami, ale tak jest. Architekci społeczni od zawsze używali kobiet do przepychania zła.
Czym w takim razie jest Zło?
Nie będziemy tutaj analizować całej filozofii zła w chrześcijaństwie, bo już wystarczająco dużo miejsca poświęciliśmy na ten temat.
Jednak zanim przejdziemy dalej, warto byłoby wiedzieć, czym Zło tak naprawdę jest.
Na pewno obiło ci się o uszy stwierdzenie: “duch jest ochoczy, ale ciało słabe.” Oznacza to mniej więcej, że pożądliwości ciała prowadzą do grzechu/zła. Jednak nie jest to do końca prawda.
Bo zastanów się, czy twoje ciało potrafi cię do czegoś zmusić? Nie mówimy tu o fizjologicznych czynnościach koniecznych dla zachowania życia. Pytanie brzmi, czy ciało może zmusić cię do zrobienia czegoś złego?
Nie.
Ciało jest tylko narzędziem. Pojazdem, w którym siedzi twoja dusza. Zupełnie tak samo, jak ty siedzisz w aucie, kiedy jedziesz ulicą. Przecież samochód nie zmusi cię, żebyś nagle zjechał z drogi wprost w idących poboczem przechodniów, prawda?
No chyba, że masz elektryka z komputerem pokładowym, któremu nagle może coś odwalić 😉
Jest to także nie najgorsze nawiązanie do sytuacji panującej w tobie i każdym innym człowieku. Bowiem w ciele mieszka nie tylko twoja dusza, ale również Zło (albo demony — zwał jak zwał).
Są właśnie jak takie niechciane oprogramowanie pokładowe, które zachęca cię do grzechu.
Gdzie te demony się ukrywają? Jak czytamy:
„Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota.”
Mk, 21-22
Złe serce i złe myśli skłaniają cię do zła. Tak samo jak wąż szeptał Ewie do ucha, co ma robić, tak samo demony kłębiące się w twojej głowie szepcą tobie, co masz robić.
Większość ludzi uważa te losowe myśli za część siebie.
Niektórzy nawet wchodzą z nimi w dyskusje — nieświadomi, że tak naprawdę rozmawiają z diabłami. Później wypełniają polecenia z własnej głowy, bo myślą, że to ich pomysły.
Jeśli bylibyśmy psychologami, moglibyśmy określić te demoniczne tendencje mianem Ego.
Jednak niezależnie od tego, jakiej terminologii użyjemy, chrześcijaństwo ma dla nas jedno rozwiązanie. Musimy zabić to fałszywe “ja” i narodzić się na nowo. Zamordować Ego i żyć prawdziwym życiem.
Pomyśl, ile razy robiłeś to, co podpowiadały ci myśli, a później tego żałowałeś? Ile razy twój diabelski intelekt nakręcał cię do tego stopnia, podsuwając różne wyobrażone scenariusze, że doprowadzał cię do irracjonalnej wściekłości, strachu, smutku czy czegokolwiek innego?
Ile razy wspólnie z diabłem w twojej głowie analizowałeś 50-krotnie jakąś sytuację i kończyłeś kompletnie zestresowany? Tylko po to, żeby później przekonać się, że rzeczywistość okazała się zupełnie inna?
Niektórzy ludzie potrafią w ten sposób sami siebie przekonać, że ktoś ich nienawidzi. Później zaczynają nienawidzić tego człowieka w odwecie, mimo że w rzeczywistości nic im nie zrobił.
Jeśli to nie jest szaleństwem, co nim jest?
Demonom właśnie o to chodzi — chcą doprowadzić cię do szaleństwa. Żebyś robił ohydne rzeczy i tym samym niszczył sobie życie. Ale nie zdajesz sobie sprawy, że w tym egotycznym stanie już jesteś martwy.
Właśnie dlatego powinieneś te wszystkie diabły razem ze swoją urojoną tożsamością przybić do krzyża i narodzić się na nowo.
W miniserialu HBO pt. A Band of Brothers jest scena, która bardzo dobrze przedstawia pułapki umysłu.
Jednym z bohaterów jest tam porucznik Spears — najodważniejszy żołnierz w pułku, który wielokrotnie ryzykował życiem i dokonywał niesamowitych aktów bohaterstwa. Wszyscy go podziwiali i szanowali.
Inną postacią jest szeregowy Blythe. Facet był spanikowany do tego stopnia, że zawsze paraliżował go strach i nie mógł funkcjonować jako żołnierz.
Podczas D-Day Blythe znalazł się w rowie. Zamiast znaleźć swoją jednostkę i walczyć z wrogiem, po prostu pozostał w tej dziurze, dopóki nie poczuł, że bezpiecznie jest wyjść.
Później ze wstydem wyznał to Spearsowi. Zapytał go też, jak porucznik może być taki odważny. Wywiązała się krótka rozmowa.
Porucznik Spears zadał pytanie: Wiesz, dlaczego ukryłeś się w tym rowie?
Szeregowy Blythe odpowiedział: Bałem się.
Na to porucznik Spears odparł: Wszyscy się baliśmy. Schowałeś się w tym rowie, ponieważ myślisz, że wciąż jest nadzieja. Ale jedyną nadzieją, jaką masz, jest zaakceptowanie faktu, że już nie żyjesz. Im szybciej to zaakceptujesz, tym szybciej będziesz w stanie funkcjonować tak, jak powinien funkcjonować żołnierz.
Jezus też powiedział do swoich uczniów:
„Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.”
Łk 9, 23-24
Jeśli zrozumiesz, że twoje dobre imię, tożsamość czy nawet życie — twoja egotyczna bańka wartości — nie jest niczym cennym, wtedy będziesz mógł działać z prawdziwą odwagą, którą Bóg zapewnił swoim synom.
Rola mężczyzny w świecie
Skoro temat Zła mamy już wyjaśniony, przejdźmy do kolejnego punktu, który od razu się nasuwa.
Jak sobie z tym poradzić? Co robić, jeśli każdy człowiek, który nie narodził się ponownie, jest zły? Jeśli cały świat pozostaje we władaniu destrukcyjnych sił?
Czy jest jakieś wyjście? A może powinniśmy postawić krzyżyk i stwierdzić, że to już koniec?
Wbrew temu, co wielu ludziom się wydaje, chrześcijaństwo nie jest pasywną religią. To nie buddyzm, który nakłania cię do wycofania się z życia, bo tylko w ten sposób możesz osiągnąć oświecenie.
Nie.
Chrześcijaństwo trochę przypomina Wolę Mocy Nietzschego. Jednak w tym przypadku nie o twoją wolę chodzi, ale wolę Boga. Powinieneś pozwolić Mu działać poprzez ciebie, a On w zamian zaprowadzi cię w miejsca, o których ci się nawet nie śniło.
I nie chodzi o to, że teraz masz siedzieć na dupie i czekać, aż się coś stanie.
Nadal masz ciało, o które musisz zadbać. A żeby to zrobić, potrzebujesz pieniędzy, domu, jedzenia, etc. Jednak są to rzeczy praktyczne, związane z materialnym światem. Nie powinieneś się z nimi identyfikować, bo nie powinieneś należeć do materialnego świata.
Właśnie tutaj chrześcijaństwo jest najbardziej odkrywcze ze wszystkich spojrzeń na rzeczywistość, które do tej pory opisywaliśmy.
Podobnie jak w buddyzmie, chrześcijaństwo widzi świat jako coś złego. W tym przypadku nazwalibyśmy go placem zabaw szatana. Co więcej, podobnie jak w buddyzmie, ludzie zniewoleni przez świat/diabła są ślepi i nie wiedzą, co robią. Jednak w przeciwieństwie do wizji buddyjskiej nie jest to powód, żebyś się wycofywał.
Wręcz przeciwnie.
Jeśli jesteś prawdziwym synem Boga, jesteś światłem tego świata. Wolą Mocy, która zawsze kieruje się ku dobremu. Magnesem przyciągającym strudzone dusze, pożądające prawdy. Nawet gdyby źli ludzie zniszczyli wszystkie kompasy, ty zawsze wskazujesz północ. Dlatego nigdy nie powinieneś się ukrywać.
Bo ten, który jest w tobie (twój Ojciec), jest silniejszy niż ten, który jest w świecie (diabeł). Dlatego świat nigdy nie będzie w stanie cię powalić.
Jak mówił Jezus:
„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.”
Mt 5, 13-16
Kiedy mężczyźni są wycofani, strachliwi i uciekają przed rzeczywistością, ziemia staje się jałowa. Traci smak. Na jej powierzchnię wypełza wszystko, co najgorsze. Demony, które do tej pory musiały się ukrywać.
Wbrew pozorom to nie jest żadne mitologiczne bajdurzenie.
Spójrz na rzeczywistość, która nas otacza. Kto jeszcze pięć lat temu popierałby coś takiego, jak transseksualizm? Przecież wszyscy uznaliby to za kompletne szaleństwo. A dzisiaj? Cóż, dzisiaj przybyło nam szaleńców.
Ale ale…
Skoro zadaniem mężczyzny jest bycie światłem tego świata — ambasadorem Boga — i godne reprezentowanie swojego Ojca na ziemi, wypadałoby wiedzieć, jak powinien do tego zadania podejść.
Innymi słowy, czym jest męskość chrześcijańska?
Prawdziwa męskość chrześcijańska
Jeśli jesteś z tych, którzy znają mainstreamową wersję chrześcijaństwa, na pewno wyobrażasz sobie wierzącego faceta jako ofiarę losu. Kogoś, kto jest miły i uprzejmy, nikomu nie wadzi, jest niezdolny do przemocy, no i oczywiście po pantoflarsku słucha się swojej żony.
Mam rację?
Wielu ludzi tak myśli. Ba! Sam tak kiedyś myślałem.
Dlatego odkręcenie mylnej wizji chrześcijaństwa jest bardzo trudne. Nie tylko dlatego, że mówienie ludzkim językiem o sprawach boskich bywa ułomne. Również z powodu ogromnej liczby kłamstw i pomylonych tradycji, które wokół tematu narosły.
Ale spróbujmy.
A gdzie najlepiej zacząć? Oczywiście od podstaw.
Siła, której potrzebujesz
Jak zapewne się domyślasz, do walki z całym światem potrzebujesz odpowiednich pokładów energii, mocy, siły — zwał jak zwał. I nie chodzi tutaj o siłę fizyczną. Ona oczywiście jest przydatna, ale nie ma wielkiego znaczenia, kiedy twój duch jest słaby.
W swoim życiu widziałem niejednego wielkiego chłopa, który prawdopodobnie mógłby zabić jednym sierpowym. Jednak nawet taka góra mięśni zachowywała się jak mały chłopczyk przy swojej kobiecie.
Wygląda to zabawnie, ale obrazuje bardzo ważną rzecz.
Siłownia nie zrobi z ciebie mężczyzny. A mięśnie nie ochronią cię przed pokrętną naturą kobiety i innymi diabłami, które snują się po świecie.
Do walki z przeciwnikiem, którego nie ima się oręż, potrzebujesz pomocy Boga.
Większość ludzi (nazwijmy ich niezbyt uduchowionymi) uważa, że człowiek potrzebuje gniewu, agresji czy nienawiści. Wydaje im się, że właśnie z tych emocji bierze się ogień — energia, której potrzebują do działania w świecie i osiągania sukcesów.
I do pewnego stopnia mają rację. Gniew może być źródłem motywacji.
Jednak jest pewien problem. Gniew to natura szatana. A kiedy zaprzęgasz do pomocy diabelskie siły, nie oczekuj dobrych rezultatów.
Gniew karczuje drogę naprzód, ale jednocześnie wypala cię od środka.
Co jeszcze gorsze, jeśli próbujesz nienawiścią walczyć ze złem, wynikiem twoich działań będzie więcej zła. Jesteś tylko kolejnym wściekłym psem, który skacze do gardeł innych wściekłych psów.
W najlepszym rozrachunku wyjdziesz z takich konfrontacji poobijany. W najgorszym pozabijasz się nawzajem z innymi diabłami, którym też wydaje się, że mają rację — a przynajmniej mają rację bardziej od ciebie.
Dlatego w Biblii przeczytasz, że synowie Boga powinni zło zwyciężać dobrem.
No i właśnie tutaj pojawia się problem, bo co to właściwie znaczy? Może masz wszystkim ustępować z drogi? Albo dać się pobić jakiemuś bandycie, zamiast się bronić?
Niektórzy tak myślą.
Czy mają rację? Nie.
W takim razie jak zwyciężać zło dobrem? No cóż, żebyś to mógł robić, przede wszystkim potrzebujesz mieć w sobie naturę Boga. A Jego naturą jest Miłość.
Nie “miłość” w sensie sentymentalnego uczucia, które wywołuje “ciepło w serduszku”, jak rozumie to słowo przeciętny człowiek. Tutaj chodzi o coś o wiele głębszego. Miłość nie jest emocją, tylko pewnym nastawieniem do świata. Jest brakiem zła i nienawiści.
W pewnym sensie stanowi połączenie Dobra, Prawdy i Piękna.
Jednak przede wszystkim jest naturą Boga, czyli bezdennym źródłem energii, z którego możesz czerpać swoją siłę.
Co prawda miłość potocznie kojarzy się raczej ze słabością, ale wynika to z ułomności ludzkiego umysłu, który nie potrafi zrozumieć tego, co boskie. Przypominam, że mówimy tu o naturze Boga, stworzyciela wszechświata. Jak można identyfikować ją ze słabością?
Dlatego jeśli chcesz mieć moc, aby stawić czoła złu, potrzebujesz wsparcia.
Potrzebujesz Miłości, istoty Boga, która daje prawdziwą siłę. To naturalna energia. Nie jest w żaden sposób toksyczna, tak jak gniew. Raczej rzuca światło pod twoje stopy, żebyś wiedział, gdzie idziesz.
Wiedziony Miłością jesteś jak spokojne morze — chociaż senna tafla wody nikomu nie zagraża, wszyscy wiedzą, jaka potęga tkwi w tym żywiole.
Jak czytamy:
„W końcu bądźcie mocni w Panu — siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła.”
Ef 6, 10-11
Żeby to lepiej zrozumieć, podajmy sobie kilka przykładów Miłości.
Wyobraź sobie, że twoje dziecko biegnie wprost pod samochód. Czy wtedy będziesz sentymentalny i “czuły”? Nie! Krzykniesz — i to donośnie — żeby się zatrzymało. I zrobisz to z pełnym autorytetem rodzica.
Dla postronnego widza twój podniesiony głos może nie brzmieć zbyt “miłościwie” w tym momencie.
A co w sytuacji, kiedy czyjeś życie jest zagrożone? Kiedy pali się dom sąsiada? Wiedziony tą samą Miłością możesz wyważyć jego drzwi i siłą wytarmosić chłopa na zewnątrz. A kiedy jacyś bandyci nastąją na kogoś słabszego? Ta sama Miłość doda ci odwagi, żeby stanąć po jego stronie (może nawet użyjesz w tym celu siły).
Żeby w takich sytuacjach działać dynamicznie i aktywnie, nie potrzebujesz gniewu. Ba! Gniew tylko ci zaszkodzi. Zaćmi twój osąd, przez co istnieje większa szansa, że podejmiesz złą decyzję.
Przypomnij sobie Jezusa, który biczem wyganiał ze świątyni kupców. Myślisz, że robił to w złości? Większość ludzi tak uważa. Ale teraz już wiesz, że prawda jest inna. Miłość jest silniejsza od gniewu. Da ci też więcej siły, niż gniew.
Prawdziwy mężczyzna, czyli kto?
Wiemy już, czego mężczyzna potrzebuje, aby stawić czoła złu. Ale jaki on sam powinien być?
Czy chrześcijanin rzeczywiście każdemu ustępuje, a kiedy biją, nawet się nie broni? Czy przystoi mu słabość, strach i pasywność?
Nie!
Mężczyzna powinien być silny, odważny i święty. Ostatnia część to właśnie twist, który chrześcijaństwo narzuca na “tradycyjną” męskość. Jednak współczesne kościoły z jakiegoś powodu wzięły wspomnianą świętość na swój sztandar, a zapomniały o reszcie.
W efekcie w naszym społeczeństwie utarł się obraz chrześcijanina jako męczennika lub ofiary.
A Biblia mówi jasno:
„Czuwajcie, trwajcie w wierze, bądźcie mężni (czyli bądźcie mężczyznami — dopisek mój), bądźcie mocni. Wszystko niech się dzieje u was w miłości.”
1 Kor 16, 13-14
Mężczyzna nie powinien robić z siebie ofiary.
Pomyśl o tym przez chwilę. Jeśli jesteś SYNEM BOGA, jak możesz być strachliwy? Jak możesz być słaby? Jak możesz być miękki i bez kręgosłupa? Przecież twój Ojciec nie stworzył cię po to, żebyś leżał na puszystych poduszkach i miał wszystko gdzieś.
Mężczyzna ma być wojownikiem światła, który stawia czoła demonom.
Prawdę mówiąc, jeśli jakikolwiek chrześcijanin czuje strach, zdradza fałszywość swojej wiary. Ma Boga na ustach, ale nie ma Go w sercu.
Jak czytamy:
„Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia.”
1 Tm 2, 7
Jeśli się nad tym logicznie zastanowisz, strach u człowieka, który wierzy w Boga, nie ma żadnego sensu. Bo skoro wierzysz (szczerze), że stwórca wszechświata jest po twojej stronie, jak możesz się czegokolwiek bać?
Przecież to się nie klei.
Chcesz jeszcze kilku przykładów? Wróćmy więc do Księgi Przysłów, w której czytamy:
„Ucieka bezbożny, choć go nikt nie goni, sprawiedliwy jest śmiały jak młody lew.”
Prz 28, 1
Chrześcijanie nie są dziećmi słabego i bojaźliwego Boga. Tak, mężczyzna powinien być skromny, ale skromność nie oznacza słabości. Tak, mężczyzna powinien być łagodny, ale łagodność nie oznacza słabości.
Kiedy król Dawid był na łożu śmierci, powiedział do swojego syna, Salomona:
„Ja wyruszam w drogę [przeznaczoną ludziom na] całej ziemi. Ty zaś bądź mocny i okaż się mężem (czyli mężczyzną — dopisek mój)! Będziesz strzegł zarządzeń Pana, Boga twego, aby iść za Jego wskazaniami, przestrzegać Jego praw, poleceń i nakazów, jak napisano w Prawie Mojżesza, aby ci się powiodło wszystko, co zamierzysz, i wszystko, czym się zajmiesz.”
1 Krl 2, 1-2
Sam król Dawid też jest ciekawą postacią, bo jeszcze jako młody chłopak pokonał giganta, lwa i niedźwiedzia. Zwyciężył też wielu przeciwników w swoich wojnach. To jest właśnie odwaga i śmiałość sprawiedliwego.
Dlatego miej odwagę.
Miej odwagę zadawać pytania, a poznasz odpowiedzi.
Miej odwagę szukać, a odnajdziesz.
Miej odwagę pukać, a drzwi się przed tobą otworzą.
Czy chrześcijanin może kogoś zabić?
Jeszcze jedną rzecz powinniśmy sobie wyjaśnić, bo jej mylne rozumienie pokutuje w naszej cywilizacji od wieków.
Piąte przykazanie: Nie zabijaj.
Na pewno je znasz. I istnieje duża szansa, że w swoim życiu dałeś sobie wmówić, że chrześcijanin za żadne skarby nie może nikogo zabić. Jednak bardziej wiernym tłumaczeniem tego przykazania byłoby:
Nie morduj.
Teraz ktoś może zapytać: a co to za różnica? Przecież zabójstwo i morderstwo jest tym samym, prawda?
Nie.
Hebrajskie słowo określające morderstwo dosłownie oznacza “celowe zabójstwo innej osoby z premedytacją i złośliwością”. Jeśli więc nieumyślnie doprowadzisz do czyjejś śmierci, albo bronisz się przed napastnikiem, albo nawet bronisz kogoś innego przed napastnikiem i w efekcie tego starcia napastnik umrze, nie jesteś winien morderstwa w oczach Boga.
W Biblii przeczytasz nawet, że:
„Jeśliby pochwycił ktoś złodzieja w czasie włamywania się [w nocy] i pobił go na śmierć, nie będzie winien krwi.”
Wj 22, 1
Jeśli w taki sposób wyjaśnimy piąte przykazanie, więcej sensu nabierają słowa Jezusa w Nowym Testamencie, kiedy mówił:
„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi.”
Mt 5, 21-22
Znów pojawia się słowo zabójstwo, gdy w rzeczywistości chodzi o morderstwo — celowe pozbawienie kogoś życia ze złośliwością. Dlaczego to takie ważne? Bo morderstwo zaczyna się o wiele wcześniej, niż podczas samego aktu pozbawienia kogoś życia.
Żeby ktoś popełnił mord, musi najpierw czuć nienawiść do innej osoby.
Dlatego już kiedy gniewasz się na drugiego człowieka, popełniasz morderstwo w swoim sercu. To jest cały sens kazania Jezusa.
Swoją drogą adekwatnie rzecz się ma do cudzołóstwa. Cudzołóstwo zaczyna się o wiele wcześniej, niż przy samym akcie pójścia z kimś do łóżka. Pożądanie kobiety (lub mężczyzny) już czyni cię cudzołożnikiem.
Zanim przejdziemy dalej, jeszcze jedna sprawa.
Chrześcijaństwo słynie także ze słów o “nadstawianiu drugiego policzka”. One również pochodzą z kazania Jezusa i dolewają oliwy do ognia, jeśli chodzi o wiarę w to, że chrześcijanin nie może użyć fizycznej siły.
Dlatego należałoby to wyjaśnić. Jak? Bardzo prosto.
Zastanów się. Kiedy ktoś podchodzi do ciebie na ulicy i wymierza ci policzek, czy to jest sytuacja zagrożenia? Oczywiście, że nie. Wymierzenie komuś policzka od dawien dawna oznaczało zniewagę.
Dlatego nadstawianie drugiego policzka możemy wytłumaczyć mniej więcej tak: “nie odpowiadaj zniewagą na zniewagę”.
Oznacza to także, żebyś nie szukał zemsty, bo zemsta należy do Boga (jak czytamy w innych fragmentach Biblii).
Jednak na pewno nie powinieneś rozumieć tych słów tak, że jeśli ktoś zgwałci ci jedną córkę, musisz mu jeszcze dać drugą. A co tam, niech chłop sobie ulży, prawda?
Brzmi to śmiesznie, ale istnieją tzw. “chrześcijanie”, którzy myślą w tych kategoriach. Ludzie, którzy uważają, że pod żadnym pozorem nie powinni używać siły (nawet w sytuacji, gdy jakiś bandyta nastaje na ich życie).
Jak mężczyzna powinien radzić sobie z kobietą?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, wróćmy się na chwilę do historii wygnania z raju. Za co został ukarany Adam? Pamiętasz?
Jasne, pośrednio za to, że zjadł owoc mimo zakazu Boga.
Jednak chodzi mi o coś innego. Co Bóg powiedział Adamowi, zanim wygnał go z raju? Jaka była jego wina?
Otóż pierwszymi słowami, które wypowiedział Bóg, były:
„Ponieważ posłuchałeś swojej żony”
Rdz 3, 17
Ciekawe, co nie? A teraz przypomnij sobie, ile razy współcześni mężczyźni muszą cierpieć, ponieważ słuchają swoich żon.
Wszystko dlatego, że boska hierarchia, o której już wspominaliśmy, nie istnieje w ich związkach. Mężczyzna otrzymał zadanie bycia zarządcą i opiekunem świata, a także przywódcą swojej rodziny.
Dlatego tak samo, jak mężczyzna powinien być posłuszny Bogu, tak samo kobieta powinna być posłuszna mężczyźnie.
Adam pod tym względem zawiódł. Ukorzył się nie przed Bogiem, ale przed kobietą. W efekcie doszło do upadku ludzkości.
Jaka w tym dla nas nauka?
Jeśli nie potrafisz przewodzić kobiecie, nie powinieneś nawet myśleć o jakimkolwiek związku. Jeśli jesteś za słaby, żeby każdego dnia korygować kobiece szaleństwa, nie nadajesz się do małżeństwa.
Jeżeli mimo to spróbujesz, sprowadzisz cierpienie nie tylko na siebie, ale także na tę kobietę i swoje dzieci (o ile jakieś będziesz miał).
Dlaczego? Bo kobiety potrzebują silnych mężów jak powietrza. Dzieci — silnych ojców równie mocno. Mężczyzna stanowi w rodzinie symbol prawa i porządku. Gdy jego pozycja jest słaba, do domu wkrada się chaos i zło.
Niejednokrotnie to zło przelewa się przez żonę — i nic dziwnego.
Kobietom dosłownie odbija palma, jeśli nie mają wokół siebie silnych mężczyzn, którzy potrafią przywrócić im rozsądek. Nie wierzysz? Rozejrzyj się wokół siebie. Aktualny stan zachodniego społeczeństwa jest wystarczającym dowodem na potwierdzenie moich słów.
I na miłość boską, nie zachowuj się przy kobiecie jak mały chłopczyk.
Zważ na te słowa:
“Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.”
1 Kor 13, 11
Wystarczająco mamy już na świecie facetów, którzy muszą pytać żony o pozwolenie, żeby cokolwiek zrobić. Zupełnie, jakby ożenili się ze swoją mamusią. Wstyd, panowie. Wstyd!
Bóg nie jest zadowolony ze swoich synów. Oj nie!
Po lekturze powyższych słów na pewno pojawi się kilku ludzi, którzy pomyślą, że ja tu proponuję, aby mąż doprowadzał żonę do porządku siłą. Bo jak inaczej może wybijać jej z głowy głupstwa?
To jest właśnie myślenie upadłych ludzi.
Umysł boski wygląda inaczej. Jeśli jesteś synem Boga, nie musisz uciekać się do przemocy, żeby zmuszać kobietę do posłuszeństwa. Nawet nie powinieneś tego robić, bo na twoją korzyść działa siła o wiele większa i potężniejsza od przemocy fizycznej.
Tą siłą jest natura Boga.
Ona daje ci autorytet nad kobietą i ona powinna prowadzić twoje dyskusje małżeńskie. Nie możesz uciekać się do złości, bo wtedy (jak już pisałem) jesteś jak wściekły pies skaczący do gardła innemu wściekłemu psu.
Albo (co bardziej adekwatne do sytuacji) zachowujesz się jak wściekła baba, która próbuje się mądrzyć nad inną wściekłą babą (twoją żoną).
Co gorsza, jeśli kobieta potrafi wyprowadzić cię z równowagi, widocznie ma nad tobą kontrolę. Bo jak inaczej mogłaby wywołać w tobie taki stan? A to zaś oznacza, że nie ty jesteś głową tego związku.
Jak czytamy:
„Podobnie wy, mężowie, żyjcie z nimi umiejętnie, okazując im szacunek jako słabszemu naczyniu kobiecemu i jako tym, które współdziedziczą łaskę życia, aby wasze modlitwy nie doznały przeszkód.”
1 P 3, 7
Mąż powinien kochać swoją żonę, ale tutaj znów w grę wchodzi Miłość w rozumieniu boskim, a nie ludzkim. Nie chodzi o sentymentalne uczucie i przytulanie się. Miłość wymaga (między innymi), aby korygować zło, jeśli takie się pojawia w drugim człowieku.
Na koniec jeszcze jedno.
Jakaś kobieta na pewno będzie narzekała, że mężczyźni to się mają dobrze, bo im przypadła rola przywódcza. Cóż, radzę się jeszcze raz nad tym stwierdzeniem zastanowić.
Bycie przywódcą nie polega na spijaniu śmietanki z tego, co wypracują inni. Prawdziwy przywódca bierze na swoje barki odpowiedzialność za wszystko. Dosłownie WSZYSTKO!
A jako że mężczyźnie przypadła ta rola, zawsze na niego będzie spadała wina za niepowodzenia.
Zauważyłeś, że kiedy coś idzie nie tak, kobieta umywa ręce od odpowiedzialności? Jako społeczeństwo nawet nie domagamy się jakoś szczególnie, aby było inaczej. Zazwyczaj to mężczyzna jest winien.
Dlaczego?
Bo mężczyzna jest ambasadorem Boga na ziemi. Silniejszym naczyniem jego łaski. Z tego powodu to również na barkach mężczyzny spoczywa gro odpowiedzialności za wszystko, co się dzieje wokół niego lub jego rodziny.
Kobieta może być kobietą tylko wtedy, gdy mężczyzna jest mężczyzną
Zrozum jedno. Żeby mężczyzna mógł kwitnąć jako mężczyzna, musi pełnić swoją rolę — tę samą, którą otrzymał od Boga. Nie ma innego wyjścia, jeśli chce, żeby jego życie miało jakikolwiek sens.
Otępione feminizmem kobiety dzisiaj nazywają to patriarchatem i wydaje im się, że to zło w najczystszej postaci.
Nie zdają sobie sprawy, że ten osławiony patriarchat trzymał mężczyzn w ryzach jeszcze mocniej, niż kobiety. Bo nie dawał facetom tylko i wyłącznie przywilejów, ale także zobowiązywał do wielu rzeczy.
W pewnym sensie zmuszał ich do zachowywania się, jak na mężczyznę przystało.
Największa ironia w tym wszystkim jest taka, że razem z obalaniem patriarchatu niszczy się także kobiecość. Bo kobieta też kwitnie w kobiecości tylko wtedy, gdy pełni rolę, którą otrzymała od Boga. A może ją pełnić tylko u boku mężczyzny, który zachowuje się jak mężczyzna.
A co mamy teraz, w naszym nowym, wspaniałym świecie?
Chłopaczków, którzy za żadne skarby nie chcą dorosnąć i boją się kobiet. Dlatego kombinują, jakby tu “ukraść” kolejnej lasce trochę seksu tak, aby do niczego się przy tym nie zobowiązywać. A najlepiej tak, żeby w ogóle tego nie zauważyła.
No i kobiety, które są albo histerycznymi wariatkami, albo (pardon my french) kurwami. Mało tego! Współczesne dziewczyny dały sobie wmówić, że w posiadaniu na liczniku 30 różnych typów nie ma nic złego.
Każdy może sobie wierzyć w co chce, ale prawda jest taka, że prawdziwie szczęśliwe życie jest możliwe tylko w zgodzie z hierarchią Boga. Gdzie mężczyzna jest głową kobiety, tak jak Chrystus jest głową mężczyzny.
I nie mówię tu o jakimś cukierkowym szczęściu rodem z bajki Disneya, tylko o życiu, które jest warte przeżycia.
Godpill. Podsumowanie
Na tym zakończymy, chociaż tekst z powodzeniem mógłby być co najmniej o połowę dłuższy, jeśli chcielibyśmy dotknąć wszystkich istotnych dla nas tematów. Jednak w całej serii skupiałem się na relacji mężczyzna-kobieta, więc również chrześcijańską myśl do niej zawęziłem.
Jak ci się podoba taka wizja? Moim skromnym zdaniem jest o wiele bliższa prawdziwym naukom Jezusa.
Ale zanim się pożegnamy, dodam jeszcze jedno. Jeśli chcesz, żeby życie cię faworyzowało, powinieneś mieć do niego odpowiednie nastawienie. Traktuj zarówno dobre dni, jak i złe dni pozytywnie.
Nie bądź ofiarą losu, która za każdym razem narzeka na swoje położenie.
Prawdę mówiąc, przeszkody i ciosy, które otrzymujesz, są dla ciebie lepsze niż pochwały i słodycze. Dlaczego? Bo właśnie w ciężkich czasach doskonali się twój charakter — o ile masz odpowiednie (dobre) nastawienie do tego, co cię spotyka.
Nawet apostołom zdarzało się narzekać. Ale co Bóg im odpowiadał?
Jak czytamy:
„Lecz [Bóg] powiedział mi: Wystarczy ci moja łaska. Moja moc bowiem doskonali się w słabości.”
2 Kor 12, 9
Tak więc nie narzekaj i bądź światłem tego świata. Ponadto na każdym kroku pamiętaj, że (jeśli jesteś synem Boga) ten, który mieszka w tobie, jest silniejszy od tego, który mieszka w świecie.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Dowiedz się więcej:
Świetny tekst. Problem tylko w tej sile, bo ciężko ją mieć, żyjąc w słabym środowisku i czasach promujących słabość.