W świadomości społecznej ciągle pokutuje przekonanie, że połowa małżeństw kończy się rozwodem. To bzdura, która ma swoje źródło w błędnym odczytaniu prognoz analityków. Bo rzeczywiście w popularnym badaniu Barna Research Group można było znaleźć informacje o 50% rozwodów, ale dotyczyły one przewidywań na przyszłość, a nie twardych danych.
Prawdziwy odsetek rozwodów jest wyraźnie niższy. Wynosi ok. 33% dla USA i nieco poniżej 33% dla Polski.
Teraz ktoś mógłby powiedzieć: co za różnica, przecież 33% to nadal dużo. Tak, to prawda. Jednak wszyscy zgodzimy się, że rozpad 1 na 3 małżeństwa brzmi o lepiej, niż rozpad co drugiego małżeństwa, prawda?
O wiele lepiej, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że 40% wszystkich zawartych w Polsce małżeństw trwa dłużej, niż 15 lat. Mało tego! Jakieś 2 na 3 małżeństwa z tych 40% przekraczają staż 20 lat i więcej.
Ale uwaga, bo to jeszcze nie wszystko.
Jeśli dodamy do równania przynależność religijną, okaże się, że u chrześcijan odsetek rozwodów jest wyraźnie niższy. Jednak z jednym zastrzeżeniem. Chodzi o chrześcijan, którzy aktywnie praktykują swoją wiarę. U osób tylko nazywających siebie chrześcijanami liczba rozwodów pozostaje taka sama.
Co ciekawe, wedle danych inne religie nie mają pozytywnego wpływu na trwałość małżeństwa. Z jednym jedynym wyjątkiem, jakim jest judaizm.
Jak wskazują badania, katolicy rozwodzą się o 31% rzadziej, protestanci o 35% rzadziej, a Żydzi — aż o 97% rzadziej! Jak najbardziej zasłużone brawa dla Żydów. Chociaż w ich przypadku duży wpływ na tak dobry wynik zapewne ma silna, tradycyjna kultura.
Warto też dodać, że wedle niektórych analiz ilość rozwodów u chrześcijan może być niższa nawet o 50%.
Co z tego wszystkiego wynika? Że nie jest aż tak źle, jak niektórzy katastrofiści chcieliby nam wmówić. Małżeństwa praktykujących chrześcijan są trwałe w ponad 75% przypadków, więc radzą sobie całkiem dobrze, jeśli chcesz znać moje zdanie. Szczególnie dziś, gdy przekaz antykultury robi wszystko, żeby zmienić kobiety w kurwy, a mężczyzn w chłopców obawiających się obowiązków.
Wygląda na to, że gdy jedyny prawdziwy Bóg jest centralnym spoiwem małżeństwa, rodzina ma solidny fundament, na którym może kwitnąć.
Uwaga, ciekawostka!
Wiesz, że u par żyjących razem przed zaręczynami i zawarciem związku małżeńskiego ryzyko rozwodu jest o 48% większe, niż u par tworzących wspólne gospodarstwo domowe dopiero po ślubie? Tak donosi raport autorstwa Scotta M. Stanley and Galeny K. Rhoades.
Jak widać, “docieranie się” przed małżeństwem nie przynosi oczekiwanej skuteczności, mimo że wiele osób wierzy dzisiaj w ten mit.
Źródła:
- https://www.barna.com/research/new-marriage-and-divorce-statistics-released/
- https://www.gecertificeerdemediators.nl/scheiden/european-divorce-monitor/
- https://www.gotquestions.org/Christian-divorce-rate.html
- https://churchleaders.com/pastors/pastor-articles/297689-marriage-divorce-church-stats-say-can-marriage-happy.html
- https://www.deseret.com/2023/5/1/23697802/living-together-cohabitation-before-marriage-linked-divorce/
1) Jak wiadomo , najważniejszą przyczyną rozwodu jest małżeństwo 🙂 . Jak nie ma małżeństw to i rozwodów jest mniej. A ilość zawieranych małżeństw wyraźnie spadła. Wiele par nie „legalizuje” swojego swojego małżeństwa tylko po prostu się rozstaje. Jak nie było dzieci, to nie ma nawet alimentów po których można by wnioskować że był jakikolwiek związek.
Tak więc nie ma powodów od radości że tylko 33% a nie 50% małżeństw się rozpada.
2) Kolejna sprawa jest taka, opowiem na swoim przykładzie. Jestem katolikiem , z żoną jestem od 25 lat z czego 20 lat po ślubie. Mamy 4 dzieci. Mniej więcej 8-9 lat temu bardzo się popsuło między nami. Wiążę to z moją długotrwałą depresją. W jej wyniku żona , powiedzmy to eufemistycznie, zaczęła sobie szukać oparcia „na zewnątrz” . Straciłem do niej kompletnie zaufanie i odsunąłem się od niej, ale katolicyzm, 4 dzieci oraz kredyt powodowały że nie podjąłem decyzji o rozwodzie tylko trwałem i nawet podejmowałem próby ratowania małżeństwa. 2 lata temu wygraliśmy sprawę z bankiem i uwolniliśmy się od kredytu. Niedługo potem żona zaproponowała mediacje rozwodowe – tak abyśmy nie „wykrwawiali” się w sądzie tylko poszli na 1 rozprawę i zakończyli sprawę. Prowadzę męskie kręgi (w kilku miastach) , stąd mam dużo kontaktów z mężczyznami i wiem że nie jestem wyjątkiem. Wiele „martwych” małżeństw istnieje wyłącznie formalnie, co też psuje te „optymistyczne” statystyki.
Pozdrawiam
1) Wzrost czy spadek liczby małżeństw nie ma wielkiego wpływu na odsetek rozwodów. Te 33% jest w miarę stabilne na przestrzeni lat. A jak para nie legalizuje związku, to nie jest małżeństwem z samej definicji, więc nie ma to wielkiego związku z tematem 😉
2) Przykro mi, że Twoje małżeństwo się rozpadło. Ale wydajesz się pisać, że częściowo z Twojej winy. No i nie wiem, czy dobrze rozumiem, że żona Cię zdradziła czy chodzi o coś innego. Trudno mi tu cokolwiek pisać, gdy niewiele wiem o sprawie.
Ale muszę zaznaczyć, że anegdotyczne dowody trudno uznać za jakikolwiek dowód. Nawet prowadząc męskie kręgi będziesz miał do czynienia z nadreprezentacją mężczyzn, którym się nie powodzi, bo ci zadowoleni z życia i małżeństwa zazwyczaj nie szukają pomocy. Ogólnie to jest temat na dłuższą dyskusję. Niepowodzenia w małżeństwie nie są wyłącznie winą kobiet, bo jest masa mężczyzn, którzy upatrują w kobiecie ratunku i źródła swojej męskości, a jak z takiej pozycji wchodzi się w związek, to nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Również pozdrawiam