Jeśli miałbym wymienić jeden z największych problemów mężczyzn w ogóle (wczorajszych, dzisiejszych czy jutrzejszych), byłby nim strach przed kobietami. Pojawia się on już w młodzieńczym wieku, kiedy to nastolatek boi się zagadać do dziewczyny.
Jednak wiedz, że to jeszcze mały pikuś. Z wiekiem sytuacja nie ulega poprawie — wręcz przeciwnie.
W związku młody mężczyzna trzyma język za zębami i zgadza się na każdy szalony pomysł młodej kobiety, byle tylko uniknąć „cichych dni” i „szlabanu na seks”. Jeszcze później, w małżeństwie, mąż unika konfrontacji z żoną dla świętego spokoju — tak przynajmniej to sobie tłumaczy. W końcu lepszy święty spokój, niż przyjęcie do wiadomości, że jest się pantoflem.
Są też tacy, którzy swój strach przed kobietami przenoszą na życie społeczne. Mówię tu o tzw. „mężczyznach-feministach”, czyli największych ofiarach losu, jakie chodzą po tej planecie.
No dobra. Teraz zasadnym byłoby postawienie pytania: skąd bierze się ten strach? Czy kobiety rzeczywiście mają taką władzę nad mężczyznami? A może chłopy jakieś ułomne i czegoś im brakuje?
Logika podpowiada, że głupio jest bać się czegoś lub kogoś, kto jest mniejszy, słabszy i zwykle mniej rozgarnięty.
I logika ma rację.
Teraz ktoś mógłby zapytać: „Czyli co? Mężczyźni są głupi?” Otóż to — odpowiadam — głupi i ślepi. Jednak ta głupota i ślepota nie jest wrodzona, tylko wyuczona.
Przeczytaj artykuł, a dowiesz się, o co chodzi.
Wszystko zaczyna się w domu (a jakże by inaczej?)
Chłopiec przychodzi na świat poprzez matkę, spędza pierwsze lata życia bardzo blisko matki i (niestety) gdy dorasta, również pozostaje blisko matki. Pierwsze dwie rzeczy są naturalne, natomiast trzecia jest całkowicie nienormalna i skutkuje wieloma problemami w dorosłym życiu.
Ludzie wiedzieli o tym od dawien dawna, czego dowodem są plemiona, w których synów w wieku kilku lat odbierano matkom, aby dorastali w gronie męskim. Dlaczego? Bo tamtejsi mężczyźni rozumieli, że chłopak wychowany przez matkę wyrośnie na ofiarę losu.
We współczesnym świecie brakuje nam tej wiedzy.
Masowa kultura wynosi matkę na piedestał niczym jakieś bóstwo, a ojca w najlepszym razie ignoruje. Słyszymy, że „matka daje życie”, „matka jest tylko jedna” i wiele innych podobnych tekstów, mimo że w rzeczywistości życie pochodzi od ojca, który (niesamowita niespodzianka) też jest tylko jeden.
Wynika z tego, że od dziecka pompujemy chłopcom do głowy dwa przekazy:
kobieta (z bliżej niewyjaśnionych powodów) jest jakąś cudowną istotą;
mężczyźni są gorsi od kobiet (ten pogląd jest wzmacniany faktem, że chłopiec dorasta przy matce i ma słabą więź z ojcem).
Taka sytuacja byłaby jeszcze do odwrócenia, gdyby nie słabość mężczyzn-ojców, którzy również korzą się przed kobietą.
To ogromny błąd.
Chłopiec patrzy na tatę jak na modelowego mężczyznę. Ponadto uczy się od niego, jak powinien postępować z kobietami. Dlatego jeśli obserwuje w domu, że mama może wszystko, a tata ustępuje jej na każdym kroku, tak samo będzie robił w swoich związkach.
Jego dziewczyna będzie mogła wszystko, a on jak piesek będzie do niej merdał ogonkiem.
Z zewnątrz chłop, w środku baba
Skoro fizyczny aspekt problemu już sobie wyjaśniliśmy, teraz przejdziemy do duchowego (albo — jak kto woli — psychicznego).
Otóż stały i bliski kontakt z matką bardzo silnie wpływa na mentalność chłopca. Jego naturalna męska natura stopniowo ulega degradacji, aż w końcu zaczyna czuć i myśleć jak kobieta. Staje się niepewny siebie, wrażliwy, nie panuje nad emocjami, itd., itp.
Działa to w myśl zasady: „kto z kim przestaje, takim się staje”, ale na dużo głębszym poziomie.
Zwykle nie jest to też proces całkowicie pasywny. Matka aktywnie przyczynia się do zniszczenia własnego syna w ten sposób. Jak to robi? Taktyk jest wiele, ale do najbardziej popularnych należą:
nastawianie przeciwko ojcu („a bo twój tatuś to, a bo twój tatuś tamto…”);
przerabianie syna na swojego zastępczego męża (częste wspólne wypady, wysługiwanie się, etc.);
czynienie z syna swojego „przyjaciela”, ergo poduszki emocjonalnej (dzielenie się problemami i emocjami, z którymi dziecko nie ma szans sobie poradzić);
narzucanie swojej woli („nie będziesz robić tego, co chcesz, tylko to, co ci każę”);
wzbudzanie poczucia winy („jak ja sobie bez ciebie poradzę”).
Każde z tych działań traumatyzuje syna (córkę zresztą też) i sprawia, że jego relacja z ojcem staje się coraz słabsza. Tym bardziej, jeśli ojciec nie broni dzieci przed zapędami matki i pozwala jej rozrzucać swoje toksyczne sieci.
Jeśli mężczyzna nie zerwie pępowiny, nie poradzi sobie z żadną kobietą.
Finał jest taki, że syn staje się niewolnikiem własnej matki — nawet jeśli nie fizycznym, to na pewno psychicznym. Czuje się od niej uzależniony emocjonalnie, żal mu jej albo ma poczucie winy, że niedostatecznie o nią dba itd. Jednak to tylko pozory. Pod tymi wszystkimi emocjami skrywa się wzbierająca latami nienawiść.
Syn nienawidzi matki za to, że zrobiła z niego taką ofiarę losu i uzależniła od siebie. Zaś ojca nienawidzi za to, że sam się nią nie zajął i pozwolił jej „pożreć” własnego syna.
To psychiczno-duchowe uzależnienie od kobiety będzie ciążyło na mężczyźnie przez całe życie. Będzie mu się wydawało, że bez kobiety sobie nie poradzi albo że tylko z kobietą będzie szczęśliwy. To oczywiście kłamstwa, ale on w nie wierzy — do tego stopnia, że stawia kobietę na piedestale.
Zrobi dla niej wszystko, byle tylko go nie zostawiła. Pójdzie w ślady ojca i poświęci własne dzieci, byle tylko w małżeństwie był „święty spokój”. Tak historia zatacza krąg i niszczy kolejne pokolenie.
Dlatego piszę jasno: jeśli mężczyzna nie zerwie tej mentalno-duchowej więzi z matką, nie poradzi sobie z żadną kobietą — niezależnie od tego, jaka by ona nie była. Kobieta z biegiem czasu stanie się jego zastępczą mamusią, a on jej synkiem.
Nie wierzysz? W takim razie przyjrzyj się relacjom małżeńskim. Większość wygląda właśnie tak.
Czy to jest miłość, czy pożądanie?
Na koniec zaznaczam, że taki maminsynek jest praktycznie niezdolny do prawdziwej miłości. Oczywiście może się zauroczyć i na pewno będzie pożądał różne kobiety, co nawet nazwie miłością, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.
Tacy mężczyźni są uzależnieni. Traktują kobiety jak narkotyk i (podobnie do narkomana) mają z nimi miłosno-nienawistną relację.
Z jednej strony szukają szczęścia w kobietach, bo bez nich czują się niewystarczający. Zaś z drugiej ich nienawidzą, bo gdzieś w głębi serca czują, że są słabi i żałośni. Wiedzą, że są niewolnikami kobiet.
Ta nienawiść najjaśniej objawia się w pożądaniu seksualnym i wszystkim, co taki mężczyzna chciałby zrobić z kobietą w łóżku.
Zresztą (i tu już piszę półżartem, półserio) męscy feminiści są doskonałym przykładem tego problemu. Popierają wszystkie kobiece szaleństwa, bo próbują wkraść się w łaski płci przeciwnej. Potem czekają na nagrodę. Jaką? Oczywiście seks.
Kiedy jej nie dostaną, wylewają swoje frustracje w internecie. Wiadomo, na jakich stronach… 😉
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Zdjęcie autorstwa RODNAE Productions z Pexels
Dowiedz się więcej:
Feminizm nie polega na podległości mężczyzn, tylko na równości płci. Na przekonaniu, że w związku chodzi o partnerstwo. Manipulowanie partnerem nie jest strategią feministyczną. W takiej relacji każda osoba może zarówno inicjować seks, jak w danej chwili nie mieć na niego ochoty. Koncepcja wiecznie napalonego samca i zimnej kobiety, która dawkuje zgodę na seks dla uzyskania korzyści nie ma nic wspólnego z feminizmem.
W feminizmie nie chodzi o żadną równość płci (chyba że to taka równość, że kobiety mają być równiejsze ;)).
Tak samo jak komunizm nie opierał się na miłości do biednych, tylko na nienawiści do bogatych, tak samo feminizm nie opiera się na miłości do kobiet, tylko na nienawiści do mężczyzn.
A w związku nie ma czegoś takiego jak partnerstwo. Zawsze jest strona dominująca, tak jak w każdej innej relacji ludzkiej.
No i finalnie seks — oczywiście, że kobiety wykorzystują seks jako narzędzie kontroli nad mężczyznami. Zawsze tak robiły.
Ale masz rację, feminizm zazwyczaj nie posługuje się seksem. Feministki raczej dążą do tego, aby zrobić z kobiety mężczyznę.
Asc ma rację ale ty feminizmowi przypisujesz cechy i przywary patriachatu. Sam boisz się kobiet i jednocześnie przypisujesz im swoje cechy i zamiary wobec nich czego przykładem jest to co ty Fabianie Koziołku wypisujesz na swoim blogu. Tacy jak ty chcieliby całkowicie podporządkować je mężczyznom. poczytaj sobie https://www.ofeminin.pl/lifestyle/mizoginizm-a-szowinizm-jak-zachowuja-sie-mezczyzni-ktorzy-sie-nas-boja-i-nas/6ee4nq2 i zauważ ile tych przejawów mizogini i seksizmu jest w twoich zachowaniach i na twoim blogu. Mizoginia to choroba. No cóż konserwatwno religijni i Mizogini to takie stworzenia, które uważają że się ich prześladuje bo zabrania się im prześladować innych i że ludzie wytworzyli sobie mechanizmy obronne, które są dla nich niewygodne i że ponoszą nieprzyjemne skutki swoich czynów a zamiast zmienić swoje zachowanie i poglądy to dolewają oliwy wręcz benzyny do ognia na przykład incele i ty Fabianie. Zmień swoje poglądy i zobacz świat z innej perspektywy niż twoja. Postaraj się otworzyć na poglądy inne niż twoje i pójdź się leczyć z mizogini, seksizmu i anty feminizmu.
Co Ty masz z tym przypisywaniem innym swoich cech, że wspominasz o tym w każdym komentarzu? A potem jakby nigdy nic sam przypisujesz mi swoje cechy.
Widać Twój lewicowy debilizm nie pozwala Ci dostrzec hipokryzji.
Ofeminin to na pewno świetne źródło wiedzy. Widać po tym, jakie masz skrzywione wyobrażenie patriarchatu.
Poczytaj sobie na stronie gazeta lubuska9 mitów o feministkach i feministach! Też w nie wierzyliście? I Dlaczego jestem feministą? https://blog.krolartur.com/dlaczego-jestem-feminista/… A niestety lewicowcy chcieli stworzyć lepszy świat ale faceci będący narcyzami,maniakami władcy jak Hitler i Stalin niestety zrobili zło i zamiast równości klasowej i utopijnego społeczeństwa to zrobili armagedon i tylko odwrócili role w społeczeństwie. W tekście doświadczyć dyskryminacji przez jeden dzień bezcenna lekcja na całe życie jest przykra prawda o Takich jak ty .
Mówisz, że nie zgadzasz się z tak wybitnymi przedstawicielami lewicowych poglądów, jak Hitler i Stalin? No zobacz popatrz.
Wiara w utopijne społeczeństwo to objaw debilizmu. I właśnie tacy debile doprowadzili do armagedonu. Ateistyczna utopia kosztowała 100 milionów ludzkich żyć.
Brawo, dobrze wam poszło.
„Wylewaja flustracje w internecie. Wiadomo na jakich stronach.” No, wlasnie nie, nie wiadomo mozna sie jedynie domyslac. Pozdrawiam.
No dalej, wytęż trochę wyobraźnię 😉
To żeś odpłynął na tym swoim blogu XD Terapia by się przydała
Jak ja lubię takie puste komentarze, nie trzeba się starać przy odpisywaniu ;p