Zacznę w sposób, w który żadnego tekstu zaczynać się nie powinno. Naprawdę nie chce mi się poruszać tego tematu. Robię to tylko dlatego, że kręgi redpillowe (również polskie) zwietrzyły padlinę i przybyły na ucztę.
Jaką padlinę? — zapytasz.
Z USA oczywiście, bo skąd indziej. Okazało się bowiem, że jakiś popularny i bogaty komik zza oceanu miał ohydną żonę. Ohydną z charakteru, bo z wyglądu można by ją pomylić z aniołem. Co najmniej ósemka/dziewiątka na dziesięciostopniowej skali atrakcyjności.
Padlina
Akash, bo tak ma na imię wspomniany komik narodowości hinduskiej, stał się viralem (jak to mówi młodzież :D) z wszystkich niewłaściwych powodów. I w gruncie rzeczy sam to sobie zawdzięcza.
Dlaczego?
Bo wielokrotnie przechwalał się publicznie, jakie to ma cudowne małżeństwo. I jaką to ma wspaniałą żonę, której charakter i czystość wynosił pod niebiosa. W jednym z wywiadów mówił np. tak:
Moja żona też nie miała wcześniej żadnych partnerów seksualnych, więc to pomogło nam znacznie głębiej się połączyć.
Krytykował też Willa Smitha za to, jak daje sobą pomiatać w małżeństwie i że on (Akash) nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił.
Bardzo ładnie, panie Akash.
Tylko problem polega na tym, że kiedy nagrania jego żony (również tworzącej w internecie) zaczęły zyskiwać na popularności, w rysowanym przez Akasha idealnym obrazie zaczęły pojawiać się rysy.
Gdzie tam rysy!
Jego żona przyszła i podarła ten obraz na strzępy.
Nie będę tutaj cytował wszystkich jej wypowiedzi, bo jest tego sporo, ale żebyś przynajmniej miał pewne pojęcie, podam kilka przykładów. Żona Akasha mówiła np., że:
- Czasem tęskni za czasami studiów, kiedy była obracana przez całą karuzelę facetów.
- Wydaje jej się, że ma tak dobre małżeństwo, bo jej męża nigdy nie ma w domu.
- Nigdy nie gotuje i nie sprząta.
- Jego pieniądze to ich pieniądze, a jej pieniądze to jej pieniądze (chociaż akurat zarabia grosze, więc jej pieniądze niewiele znaczą).
- Urodziny jej męża są trudnym dniem, bo musi być miła cały dzień i musi mu coś kupić.
- Chciałaby się przespać z kolegą męża.
I tak dalej, i tak dalej…
Jej wypowiedzi są tak przerysowane, że wśród ludzi pojawiły się opinie, jakoby to był tylko chwyt marketingowy wycelowany w zwiększenie ich popularności. Nie wiem, na ile to prawdopodobne, bo w gruncie rzeczy jaki facet chciałby sobie nabijać popularność w taki sposób?
Ale kto wie? Ludzie mają różne durne pomysły.
Redpillowe sępy
Redpillowcy oczywiście od razu rzucili się na tę historię, ale nie tylko dlatego, że idealnie pasuje do ich ideologii.
Tak, red pill to ideologia. I nie zmieni tego jakiś pigułkowy guru, który będzie ci powtarzał jak mantrę, że tak nie jest.
Red pill wyciąga z obserwacji świata pewne mniej lub bardziej trafne wnioski. Na podstawie tych wniosków tworzy swój światopogląd. Opierając się na nim, buduje system przekonań, wartości i zachowań…
Red pill to ideologia. Na domiar złego — z mocnym zacięciem marksistowskim.
Wróćmy jednak do głównej myśli.
Redpillowcy rzucili się na tę historię nie tylko z pobudek ideologicznych. Były również inne powody. Pierwszym z nich jest osobista vendetta, bo Akash jakiś czas temu gościł w swoim podcaście wyznawców czerwonej pigułki i wytykał im, że samozwańczo robią z siebie wzorzec dla innych mężczyzn, a wiele ich przekonań jest po prostu dziecinnych.
Oczywiście teraz, z powodu problemów małżeńskich Akasha, jego twierdzenie zostało ośmieszone.
Mimo że — uwaga uwaga — miał sporo racji.
Nietrudno znaleźć redpillowców, którzy twierdzą, że kobieta poza seksualnością ma bardzo małą wartość. A panna starsza niż 22-23 lata jest już bezużyteczna dla mężczyzny. Ba! Niektórzy idą jeszcze dalej, głosząc, że dziewczyna osiąga szczyt atrakcyjności w wieku kilkunastu lat, a potem już jest coraz gorzej.
Nie zmyślam. To autentyczne wypowiedzi pigularzy.
I choć ktoś dysponujący rozumem i godnością człowieka uzna osobę głoszącą takie poglądy za — w najlepszym razie — głęboko zaburzoną, fanatycznym redpillowcom to nie przeszkadza. Fanatykom z zasady nie przeszkadzają głosy innych, bo w swoim fanatyzmie uważają się za jedynie słusznie oświeconych.
Ale…
Zaraz mi tu wyskoczy jakiś obrońca red pilla z tekstem, że robię sobie chochoła, bo red pill wcale nie głosi takich poglądów. No dobra, w takim razie mam pytanie do ciebie, obrońco: kto uczynił cię przedstawicielem całego red pilla, żebyś tutaj subiektywnie ustalał, co rp głosi, a czego nie?
Pozwól, że cię oświecę.
Red pill, jak każda ideologia, z biegiem czasu się rozrasta. Jego prekursorzy wprawili w ruch maszynę, która od wielu lat żyje już własnym życiem. I rodzi zatrute owoce. Nie dziw się więc, że wewnątrz jednej zbiorczej ideologii funkcjonuje wiele odłamów myśli. Niektóre są umiarkowane i — przynajmniej częściowo — sensowne. Inne popadają w skrajności. A jeszcze kolejne zakrawają o fanatyzm.
Na domiar złego pigularze chorują na tę samą chorobę, co wszyscy ludzie zaczadzeni pewnymi ideami — ślepotę ideologiczną.
Objawia się ona tym, że bardzo chętnie przyjmują (a nawet wyszukują samodzielnie) przykłady z życia potwierdzające ich światopogląd, ale jednocześnie wygodnie ignorują wszystko, co mogłoby im ten balonik ideowy przedziurawić. A jeśli zignorować nie mogą, szukają wymówki, manipulują, zakłamują rzeczywistość/dane itd.
Oczywiście rp próbuje bronić się tym, że bazuje na badaniach. Że to ruch “naukowy”. Tylko jak pigularze te badania czytają, to już jest odrębna kwestia…
Nawet ci, którzy uważają się za znawców tematu, nieraz robią tak durne błędy (albo specjalnie przemilczają pewne — bądź co bądź istotne — kwestie), że cała pigułkowa scena robi się powoli śmiechu warta.
Tak czy inaczej…
Rozpisałem się na temat rp, a jest jeszcze jedna kwestia. O wiele istotniejsza.
Męskie lęki
Oprócz osobistej vendetty istnieje jeszcze jeden powód, dla którego redpillowcy podłapali ten temat. Sytuacja Akasha uderza bowiem w istotny męski lęk. Lęk, który w ostatnich latach coraz bardziej przybiera na sile.
Lęk przed podarowaniem wszystkiego kobiecie, która w zamian nie okaże ci nawet odrobiny szacunku.
To bardzo żyzna gleba, na której wyrastają kolejne piguły. Bo mężczyźni panicznie boją się skończyć tak jak Akash (albo już doświadczyli czegoś podobnego), a red pill obiecuje pewne rozwiązania, dzięki którym facet może uzyskać kontrolę tam, gdzie jest najbardziej bezbronny.
O tym, czy te obietnice są prawdziwe, czy fałszywe, moglibyśmy dyskutować. Ale nie miejsce i nie czas na to.
Wspomnę tylko, że twórcy redpillowego podcastu Fresh&Fit (ci sami, których poglądy Akash krytykował w bezpośredniej dyskusji) swego czasu zostali przyłapani na korzystaniu ze stron dla sugar daddy.
Hmm…
Chyba ich porady dotyczące relacji nie są tak skuteczne, skoro muszą płacić kobietom za towarzystwo.
Wróćmy jednak do meritum.
Co red pill radzi mężczyznom? Że uniknięcie takiej sytuacji jest możliwe, jeśli masz lewar (czyli przewagę) nad kobietą. Jeżeli mniej zależy ci na związku. A mężczyzna zdobywa ten lewar, stając się “mężczyzną o wysokiej wartości”. Wtedy w nagrodę znajdzie “kobietę wysokiej wartości”.
Ale czym cechuje się mężczyzna wysokiej wartości w ujęciu rp? Wysokim statusem, wysokimi dochodami i dowodem społecznym.
A kobieta wysokiej wartości? Młodością, urodą, niskim przebiegiem.
Mamy więc spojrzenie w 100% materialistyczne, co w sumie nie powinno dziwić. Red pill, jako ideologia z silnym zacięciem marksistowskim, musi być materialistyczna.
Ale przecież opisywany wcześniej Akash ma to wszystko. Ma pieniądze, sławę, solidny dowód społeczny, a na dodatek wygląda ok. Może jest niski (nic dziwnego u hindusów), ale poza tym tragedii nie ma.
Żonę ma o 10 lat młodszą, atrakcyjną i zapewniającą go, że była dziewicą przed ślubem. Chociaż — w świetle ostatnich dowodów — wychodzi na oszustkę.
Nie zmienia to jednak faktu, że w teorii wszystko było w porządku.
Więc co zawiodło?
Redpillowcy powiedzą ci, że Akash “nie trzymał ramy”. Że jako “beta bankomat” tylko kupował sobie uwagę żony. Co swoją drogą jest dosyć zabawne, biorąc pod uwagę zachowanie samych pigularzy, którzy też kupowali sobie uwagę kobiet.
Ale nawet jeśli poprzestaniemy na samym “trzymaniu ramy”, należałoby zadać pytanie, w czym niby miałoby mu to pomóc przy takiej kobiecie. W magiczny sposób zmieniłby jej charakter, bo zgrywałby samca alfa?
Nie sądzę, ale życzę powodzenia.
Jedynym skutecznym zabezpieczeniem przed władowaniem się w taką sytuację jest unikanie małżeństw z kobietami, które pod żadnym pozorem nie nadają się na żony. Ale żeby to wiedzieć, nie trzeba być redpillowcem.
Tym oto sposobem docieramy do sedna sprawy.
Lepsza alternatywa
Red pill nie pomoże ci stworzyć dobrego związku, bo fundamentalnym założeniem rp jest wojna między płciami. W końcu od jego przedstawicieli usłyszysz nie raz, że strategie seksualne mężczyzn i kobiet są antagonistyczne. Dlatego rozwiązanie pigularzy jest proste: bądź większym skurwielem od kobiety.
Bynajmniej nie jest to przesada. Nawet w Polsce masz jednego guru rp (całkiem popularnego), którego ideał postępowania to makiawelizm.
I wiesz co? Jego zachowanie rzeczywiście może być skuteczne, bo cyniczne manipulowanie ludźmi nieraz przynosi wymierne korzyści. Tylko pytanie brzmi, czy chcesz być takim człowiekiem? A ponadto: czy mądrze jest ufać komuś, kto za ideał postępowania uznaje bycie manipulantem?
Swoją drogą wątpię, żeby on sam stosował się do swoich recept, ale to już inna kwestia.
Teraz już wiesz, dlaczego uważam red pill za lustrzane odbicie feminizmu. Bo — nawiązując do kultowej Seksmisji — tam, gdzie feministki krzyczą: “samiec twój wróg”, tam pigularze krzyczą: “samica twój wróg”.
Zresztą jest to kolejny przykład marksistowskich naleciałości, tym razem dotyczących walki o władzę. Z tym, że dla bolszewików ta walka toczyła się między burżuazją i proletariatem. A dla pigularzy i feministek ta walka toczy się między płciami.
Tak. Dla redpillowców związek polega na nieustannej walce o dominację.
Nie dziwię się, że przy takiej ideologii małżeństwo wydaje się czymś strasznym. Sam bym nie chciał się żenić, gdybym był przekonany, że będę musiał do końca życia toczyć z moją żoną wojnę — niekoniecznie otwartą, ale na pewno psychologiczną.
Gwoli ścisłości: nie przeczę, że rp trafnie wskazuje pewne problemy w relacjach, ale jeśli finalnym rozwiązaniem ma być uczynienie z mężczyzny albo rozwydrzonego bachora, albo skurwiela, to przepraszam bardzo, ale czym to się różni od feminizmu?
Bądź silnym mężczyzną — tak, oczywiście. Nie ustępuj na każdym kroku kobiecie — świetnie.
Ale bycie silnym mężczyzną nie jest równoznaczne z byciem skurwielem.
Tutaj pojawia się wspomniana lepsza alternatywa, czyli chrześcijaństwo. Bo my, chrześcijanie (przynajmniej ci, którzy wiedzą coś o swojej wierze), orientujemy się w temacie o wiele lepiej.
Wiemy np., że wybór kobiety na żonę jest jednym z najważniejszych wyborów, jakich dokonasz w życiu, bo:
Żona cnotliwa jest koroną swego męża, ale ta, która go hańbi, jest jak zgnilizna w jego kościach. (Prz 12:4)
Wiemy też, że nie powinniśmy patrzeć wyłącznie na urodę i młodość kobiety, lecz również (a może przede wszystkim) na jej charakter. Na wartości, a nie na parametry.
Jak pisał św. Piotr do kobiet:
Waszą ozdobą niech nie będzie to, co zewnętrzne: wymyślne uczesanie, złote klejnoty czy okazałe szaty, lecz osobowość wielkiego serca, niezniszczalnej łagodności i pokoju ducha. (1 P 3:3)
Znamy też układ stosunków małżeńskich, który jest szczególnie miły Bogu. Relacja między mężem a żoną ma odzwierciedlać relację między Chrystusem a jego Kościołem, co św. Paweł podsumowuje w tych słowach:
W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża! (Ef 5:33)
Kto by pomyślał? Rozwiązanie problemu, któremu red pill nieudolnie próbuje zaradzić, istnieje już od ponad 2000 lat.
Nie będę się tutaj w szczegółach rozwodził nad tym, jak wygląda ideał chrześcijańskiego małżeństwa, bo mam w planach napisanie osobnego tekstu na ten temat. Dlatego dziś tylko krótka adnotacja, żebyś wiedział, że coś takiego istnieje.
W chrześcijańskim małżeństwie dwoje staje się jednym ciałem. A to jedno ciało — którego głową oczywiście jest mąż — opiera się na wzajemnym szacunku i miłości. Dlatego wolność męża jest ograniczana przez żonę, a wolność żony ograniczana przez męża.
Oczywiście zawsze będą pojawiały się jakieś konflikty, bo gdzie spotyka się dwoje wolnych ludzi, prędzej czy później narodzi się jakaś niezgoda. Ale problemy są po to, żeby je rozwiązywać, a nie od nich uciekać.
Więcej o tym kiedy indziej.
Podsumowanie
No zobacz popatrz, chociaż nie taki był mój zamiar, trochę się rozpisałem. Widocznie miałem sporo do przekazania 😉
Ale kończąc nieco poważniej:
Radzę ci dobrze się zastanowić, kogo słuchasz (szczególnie, jeśli robisz to regularnie), bo rady niegodziwych są zdradliwe, a ich słowa czyhają na krew. (Prz 12: 5-6)
Masz uwagi, przemyślenia albo osobiste doświadczenia w tym temacie? Podziel się w nimi w komentarzu (albo napisz do mnie bezpośrednio). A jeśli uznałeś tekst za ciekawy lub pomocny, podziel się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnij na stronę facebook’ową bloga i polub moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.


Nie trzeba być redpillowcem, by uważać to zdanie za prawdziwe w większości przypadków.
Czy bezużyteczna, to nie wiem, ale kobieta mająca 20-21 lat jest naturalnie bardziej atrakcyjna od tej mającej 27-28 czy więcej.
Czy chrześcijanie/katolicy też podlegają tym zjawiskom?
Równie dobrze o „marksistowskie naleciałości” można by posądzić każdego wyróżniającego każdą inną istniejącą dychotomię.
W dzisiejszych realiach małżeństwo jest czymś strasznym i bez red pilla. Nie trzeba koniecznie słuchać Tomasza-Romana Tomaszczyka-Warszawskiego, by się o tym przekonać.
Zaklinanie rzeczywistości. Tej alternatywy już nie ma od kilkudziesięciu lat i oczywiście można sobie larpować w jakichś bractwach, wspólnotach i innych przestrzeniach, ale (prawie) wszyscy żyjemy w społeczeństwie, które jest antytezą wszelkiej tradycji. Z tego względu nie ma sensu szukanie żony nie-feministki (samo w sobie moim zdaniem też nie), ponieważ wszystkie kobiety – no, może poza zakonnicami klauzurowymi – są dziś feministkami i ochoczo korzystają ze „zdobyczy” swoich poprzedniczek (czyli w istocie durnych mężczyzn, którzy niezasłużenie nadawali im kolejne prawa).
Okej 😀 W takim razie nie tocz piany z pyska, kiedy jakaś kobieta będzie mówiła, że mężczyzna poza zarabianiem pieniędzy nie ma żadnej wartości (albo coś w tym stylu).
Poza tym to stwierdzenie nawet na gruncie materialistycznym nie jest prawdziwe, bo kobieta może chociażby zająć się domem i dziećmi. Albo dbać o męża w chorobie. To też jest wartość.
Dlatego w takie farmazony może wierzyć tylko ktoś, komu nienawiść (albo ideologia) zaślepia zdrowy rozsądek.
Oczywiście, że młodość dodaje kobiecie urody. Ale to jest zupełnie inne stwierdzenie w porównaniu do głupot, które cytuję w tekście.
Tak, szczególnie protestanci, którzy uważają swoje herezje za prawdziwe nawet gdy Ojcowie Kościoła im zaprzeczali (w tym ci pobierający nauki bezpośrednio od apostołów). Poza tym chrześcijaństwo (a szczególnie katolicyzm) jest religią mającą bardzo solidne podwaliny historyczne. Tak solidne, że archeolodzy korzystają z Biblii jak z podręcznika, gdy prowadzą wykopaliska na Bliskim Wschodzie. I — o dziwo — nikomu nie udało się jeszcze obalić tego, co w Biblii jest napisane. Także wbrew obiegowej opinii ateistów w chrześcijańskiego Boga nie trzeba wierzyć ślepo. Można to również robić intelektualnie.
Różnica polega na tym, że fundamentem ideologii marksistowskiej jest walka klas. To jest najtwardsze jądro całej tej pożal się Boże myśli. Feminizm i maskulinizm po prostu przenosi walkę klas na poziom płci.
A masz jakiś dowód na to? Do tej pory cały argument przeciwko małżeństwu sprowadza się do twierdzenia, że w przypadku rozwodu mężczyzna może zostać źle potraktowany. Zupełnie zignorujmy fakt, że około 67% małżeństw nigdy się nie rozwiedzie. A z tych 33%, które to zrobią, w 1 przypadku na 3 do rozwodu dochodzi z powództwa męża.
Pigularze po prostu robią fałszywe porównanie. Pokazują facetom absolutnie najgorsze przypadki małżeństw i porównują je do absolutnie najlepszych przypadków bycia singlem. Co się będziemy przejmować tym, że przeciętnemu facetowi żyje się o wiele gorzej jako singlowi, niż jako mężowi.
Pigularze tak bardzo lubią badania. Mogę więc zbudować całkiem solidny argument za tym, że dla przeciętnego mężczyzny małżeństwo jest o wiele lepszym wyjściem niż bycie kawalerem — zarówno pod względem zdrowotnym, majątkowym, jak i w ogólnym poczuciu szczęścia.
Oczywiście, że jest. Możesz to zobaczyć w statystykach: ludzie aktywnie praktykujący swoją wiarę o wiele rzadziej się rozwodzą i są wyraźnie szczęśliwsi.
Tak, szczególnie protestanci, którzy uważają swoje herezje za prawdziwe nawet gdy Ojcowie Kościoła im zaprzeczali (w tym ci pobierający nauki bezpośrednio od apostołów).
Jakie „herezje” masz na myśli?
Całe mnóstwo herezji w zależności od tego, jaki kościół protestancki sobie wybierzesz. Bo nie ma jednego protestantyzmu. Jest za to całe mnóstwo różnych jego odłamów, a każdy ma swoją teologię.
Np. niektórzy nie wierzą w zbawienną moc chrztu, inni nie wierzą w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii, jeszcze następni nie wierzą, że Jezus miał boską naturę. Zaś kalwiniści uważają, że Bóg wybrał sobie konkretną grupę ludzi do zbawienia na początku stworzenia, a całą resztę wyśle do piekła niezależnie od tego, co robią. Do wyboru, do koloru.
Hm, zapytalam z ciekawosci. Ja też nie wierzę w wiele rzeczy, w ktore wierzą katolicy.
Dla mnie to jednak ma niewielkie znaczenie, jesli ktos wierzy inaczej. Jeśli ktos jest chrześcijaninem to jest dla mnie jak brat/siostra.
Czasem zastanawiam sie skad tyle roznic wśród wierzących i dlaczego jest aż tyle odlamow, wyznań. Wydaje mi się, ze Bog dociera do każdego człowieka inaczej. Jesteśmy jednak wszyscy jedna rodzina w Nim. I katolicy i protestanci i prawosławni i ci bezwyznaniowi.
Sama tez zdaje sobie sprawę, ze nie wszystkie moje poglądy sa zgodne z Bożymi, czesto je weryfikuje. Nie mam monopolu na prawdę, nie zjadłam rozumu. Bardzo często nie wiem co jest sluszne, brakuje mi mądrości. Nikogo więc nie będę oceniać ani potepiac i nikogo nazywac heretykiem, ani katolików ani prawoslawnych ani protestanow. To wszystko to sprawy poboczne, wydaje sie, ze bez większego znaczenia, skoro w kazdym wyznaniu można spotkać Jego dzieci. Jesteśmy rodzina w Jezusie, niezależnie od poglądów co do spraw pobocznych.
Dlatego tez chętnie czytam twojego bloga, bo uważam, ze jest mądry. I dlatego też chętnie słucham kazan Zaca Poonena, bo uważam, ze są mądre. I nie ma to znaczenia, ze ty jesteś katolikiem a on protestantem. Myślę, ze Bog oprócz Biblii prostuje moje myslenie za pomocą różnych ludzi, sytuacji i zdarzeń. Chciałabym zdobyc mądrość na pstrykniecie palcem, ale niestety wciąż w wielu codziennych sytuacjach nie mam pojęcia co robić, co jest słuszne a co nie, co bedzie Mu sie podobać, na jakie kompromisy mogę iść i czy w ogóle mogę na nie iść. Czasem myślę, ze chrzescijanstwo jest proste, ale zaraz potem przychodzi sytuacja, ktora wcale nie jest czarno biała. Dlatego lubie słuchać/czytać innych mądrzejszych niz ja, niezależnie od ich wyznania, żeby zmieniać myslenie, prostować to co błędne, uczyć się.
A widzisz, jeśli szukasz prawdy, to powinno mieć dla Ciebie znaczenie, bo większość protestantów ma fałszywy obraz wiary. Jeśli spojrzysz na antyczne kościoły — czyli takie, które mogą prześledzić swoją historię aż do apostołów (głównie Kościół Katolicki, prawosławny i asyryjski) — zobaczysz, że wszystkie mają dokładnie ten sam fundament wiary. Wierzą w zbawienna moc chrztu, wierzą w obecność Chrystusa w Eucharystii, wierzą w Trójcę Świętą, wierzą w konieczność spowiedzi, wierzą we wstawiennictwo świętych, wierzą w szczególną rolę Maryi jako bogurodzicielki w historii zbawienia…
mógłbym tu wymieniać jeszcze długo.
Ba! Nawet większość tzw. „wysokich kościołów protestanckich” (kościół Anglii, luteranie i kalwiniści) w dużej mierze zachowało te dogmaty.
Jeśli więc nie wierzysz w te rzeczy, stajesz przed istotnym problemem. Bo musiałabyś uznać, że od początku chrześcijaństwa do mniej więcej 1600 roku wszyscy chrześcijanie byli w błędzie, a potem przyszli „oświeceni” protestanci i jakimś cudem spenetrowali prawdę. Tym samym nazywasz Chrystusa kłamcą, bo sam obiecał, że Kościoła zbudowanego na piotrowym fundamencie nawet bramy piekielne nie przemogą.
Także to nie jest moja opinia, że protestanci tkwią w heretyckich błędach. To fakt historyczny. Dlatego większość protestantów, którzy uczciwie studiują historię chrześcijaństwa, prędzej czy później nawraca się do prawdziwego Kościoła Chrystusa, którym jest Kościół Katolicki.
Pytasz, dlaczego jest tyle różnych odłamów chrześcijaństwa. Właśnie dlatego, że protestanci odeszli od prawdziwego Kościoła, a gdy to zrobili, utracili kontakt z nienaruszonym depozytem wiary, którego Kościół Katolicki strzeże. Od tego momentu w świecie protestanckim każdy może wymyślić swoje chrześcijaństwo. Jak komuś się nie podoba dany kościół, to sobie zakłada własny i gada, co mu ślina na język przyniesie.
Ale nie chciałbym, żebyś pomyślała, że ja tu wszystkich protestantów wysyłam do piekła. Nie. Oczywiście jest wielu protestantów, którzy szczerze wierzą w Chrystusa i po prostu nie znają mrocznej historii protestantyzmu. Tkwią w błędzie nie z własnej winy, bo nikt ich z tego błędu nie wyprowadził. Zresztą wielu katolików też nie wie zbyt wiele o wierze, dlatego często dają się zwieść charyzmatykom protestanckim.
Ja też na pewien czas dałem się omotać protestantyzmowi, więc wiem, o czym mówię.
Także życzę Ci, moja droga dziewczyno, odnalezienia ścieżki powrotnej do prawdziwego Kościoła Chrystusa, który istnieje już ponad 2000 lat. I to nie znaczy, że Kościół Katolicki jest idealny, bo tworzą go ludzie, którzy idealni oczywiście nie są. Ale nie zmienia to faktu, że jest to Kościół założony przez samego Syna Bożego.
„Ja też na pewien czas dałem się omotać protestantyzmowi, więc wiem, o czym mówię.”
Co masz na myśli pisząc, że dałeś się omotać?
To jeszcze działo się w czasach, gdy byłem kimś w rodzaju agnostyka. W tym sensie, że nie byłem ani wrogo nastawiony do Boga i wiary, ani jakiegoś szczególnego sentymentu nie miałem. Po prostu pozostawałem obojętny.
Akurat ten pastor, którego wtedy zacząłem słuchać, dobrze się wstrzelił w moje potrzeby, bo byłem w trakcie znajdowania drogi do męskości, a on właśnie przedstawiał taką bardzo męską formę chrześcijaństwa. Także zrobiłem sobie z niego idola i wierzyłem we wszystko co mówi (a mówił bardzo wiele bzdur, jeśli chodzi o dogmaty wiary).
Ale tak z perspektywy czasu mam wrażenie, że to akurat był poziom, na którym Bóg zechciał się ze mną spotkać. Po prostu posłużył się tym pastorem, żeby mnie z powrotem do siebie przyciągnąć. Co prawda trwało to ładnych parę lat, ale w końcu powróciłem na łono Kościoła Katolickiego.
Dziękuję za odpowiedź.
„Także życzę Ci, moja droga dziewczyno, odnalezienia ścieżki powrotnej do prawdziwego Kościoła Chrystusa, który istnieje już ponad 2000 lat.”
Jedyną ścieżką, którą chcę odnajdywać jest wąska droga, o której mówił Jezus. Spory o dogmaty, teologia, przerzucanie się na argumenty to nie jest moja bajka, w tej kwestii brakuje mi intelektu. Chce być tam, gdzie Pan mnie poprowadzi, gdziekolwiek to będzie. Pozdrawiam serdecznie
Nie ma problemu. Z chęcią odpowiadam na takie tematy, bo na co dzień rzadko mogę się z kimś tą wiedzą dzielić.
A jeśli chodzi o tę wąską ścieżkę… jeśli na niej pozostaniesz, prędzej czy później dotrzesz do Kościoła Katolickiego, bo prawda jest jedna 😉
Pewnie chodzi o guru rp który sam mieszka z kocieckiem o jakże męsko-nienawistnym imieniu – Mizogin? 🙂
Dobre podsumowanie tej całej historii. Sam byłem nie tak dawno zawziętym redpillowcem, teraz przechodzę drugi dysonans poznawczy, znacznie gorszy niż poprzedni, bo ulgę sprawia wyleczenie bluepilla redpillem, ale ból i „miotanie jak szatan” zaczyna się kiedy podejmujesz próby leczenia krwistoczerwonej piguły God Pill’em.. Ps. Ten guru rp sam deklaruje się jako ateista.
Mam na myśli „drugą stronę sterydów”, więc chyba mówimy o tej samej osobie. Dużo gadania, dużo arogancji, mało jakichkolwiek rzetelnych podstaw potwierdzających te kosmiczne teorie…
A że jest ateistą, to mnie nie dziwi. Ateiści o wiele częściej kłamią, bo nie mają żadnego zewnętrznego kodeksu moralnego. Poza tym człowiek wierzący w Boga nie mógłby głosić takich teorii.