Podchodziłem do Gdzie ci mężczyźni? z rezerwą, bo mamy do czynienia z pozycją psychologiczną, której współautorem jest kobieta, co w wypadku tego tematu nie mogło świadczyć dobrze o jakości gotowego dzieła. Co prawda Zimbardo, jako główny autor, oprócz robienia za reklamę książki, mógłby windować oczekiwania czytelnika – w końcu jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy współczesnej psychologii. Niestety, moich nie windował, bo podczas własnej pracy naukowej miałem okazję czytać kilka wywiadów dotyczących męskości z nim w roli głównej i gładko wpadały one w narrację „jacy mężczyźni są żałośni, a kobiety cudowne”. „Podziękował” – pomyślałem wtedy i zapomniałem o temacie.

Aż do niedawnego sięgnięcia po książkę, którą napisał we współpracy z wymienioną już doktorantką. Przejdźmy więc do rzeczy: co możemy znaleźć w Gdzie ci mężczyźni?
Gdzie ci mężczyźni? - plusy
Zaczniemy od pozytywów. Prawdę mówiąc, miło się zaskoczyłem, czytając wiele fragmentów tej książki. Byłem nastawiony całkiem sceptycznie, gotów polemizować z każdym zdaniem, a tu nagle okazuje się, że nie ma z czym. Przez wiele rozdziałów, chcąc nie chcąc, musiałem zgodzić się z tym, co piszą autorzy. Jednak w finale przestaje być tak kolorowo, o czym powiemy sobie nieco później – teraz skupmy się na plusach.
Najważniejszym z nich jest wyjątkowo rzetelne i oparte na faktach przedstawienie dzisiejszej sytuacji mężczyzn. W tej części Gdzie ci mężczyźni? mamy wyjątkowo mało – pardon my french – typowego „psychologicznego pierdolenia” i znajdywania na siłę powiązań tam, gdzie ich nie ma. Autorzy uczciwie oddają sprawę i za to należy im się szacunek.
Otrzymujemy bowiem zakrojone na szeroką skalę analizy współczesnego społeczeństwa, ze szczególnym wskazaniem na męską pozycję. Mamy więc tu to, o czym często mówię, czyli zerwanie więzi z ojcem i tragiczne tego skutki oraz społeczną dewaluację męskości na rzecz kobiecości, co też mężczyznom nie służy za dobrze. Ponadto autorzy wskazują na ułomność systemu szkolnego, który faworyzuje dziewczynki kosztem chłopców (bo który młody chłopak jest w stanie wysiedzieć tyle godzin w ławce? – to tylko jeden ze wskazanych problemów), ale także na uzależniający i niszczący wpływ gier komputerowych oraz pornografii, które odrywają dorastających chłopców od rzeczywistości i więzi społecznych. Jest jeszcze kilka innych, ciekawych punktów, ale zostawię je wam do odkrycia samodzielnego.
Główna część lektury jest wartościową i rzetelną analizą sytuacji mężczyzn dziś.
Podsumowując, mamy do czynienia z pozycją (przynajmniej jeśli chodzi o jej główną część) rzetelną, która dostarcza czytelnikowi obiektywnych informacji – bez popularnego, feministycznego nacisku na wskazanie, że mężczyźni są źli. Można samodzielnie wyciągnąć wnioski, a tym bardziej zagubionym treści te będą w stanie pomóc znaleźć kierunek, albo przynajmniej zauważyć problem.
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy – tutaj jest podobnie. Już w trakcie części lektury, którą chwalę, można było natknąć się na kilka uwag nie na miejscu – przynajmniej jeśli chodzi o mój gust. W finale, czyli fragmencie poświęconym rozwiązaniom proponowanym przez autorów, jest tego dużo więcej.
Gdzie ci mężczyźni? - minusy
Autorzy nie uchronili się przed podsuwaniem czytelnikowi szkodliwych, chwiejnych ideologii, takich jak równość, a nawet jednolitość płci, męską powinność przeżywania, a nawet otwartego mówienia o swoich emocjach (mama byłaby dumna!), ale nawet ośmielili się sugerować, że zamiana ról jest możliwa, tylko musimy oduczyć się starego postrzegania mężczyzn i kobiet. Tutaj zacząłem kręcić głową i mówić: „nie, błąd, nie, nie i nie”.
Możemy mówić o równości mężczyzn i kobiet, jeśli chodzi o fakt bycia człowiekiem i wynikającym z tego prawom oraz szacunku, które obydwojgu się należą. Tego nauczyło nas już chrześcijaństwo, na które tak modnie jest dzisiaj narzekać. Ale mężczyzna i kobieta nie są równi jeśli chodzi o płeć i wynikające z niej role, a już na pewno nie są tacy sami. Sugerowanie, że kobiety powinny przestać patrzeć na mężczyzn jak na obiekty sukcesu, albo że powinny szanować mężczyznę wolącego zająć się domem niż pracować, albo że facetom nie powinno tak zależeć na pracy (to są faktyczne sugestie, które znajdziemy na łamach tej książki) jest jak rzucanie słów na wiatr. Nie zmieni to ani męskiej, ani kobiecej natury. Jedyne, co może zrobić, to spowodować więcej nieszczęść.
Niestety w finale mamy do czynienia z podsuwaniem czytelnikowi szkodliwych, genderowych ideologii.
Panie nigdy nie będą darzyć szacunkiem mężczyzn, który przejmują kobiece role albo zarabiają mniej od nich, a panowie nigdy nie będą mieli do siebie szacunku, jeśli nie będą w stanie utrzymać rodziny, przewodzić jej i zwyczajnie być użytecznym dla innych. Ponadto sugerowanie, że mężczyzna powinien przyjąć, a nawet pozwolić się porwać swoim emocjom, jest proszeniem się o kłopoty. Emocjonalny mężczyzna staje się niebezpieczny nie tylko dla samego siebie, ale również dla otoczenia. Wszyscy mężczyźni, którzy biją swoje żony, to emocjonalni mężczyźni, tak samo więzienie jest pełne emocjonalnych mężczyzn, bo agresja (złość) to jedna z najsilniejszych emocji, również wszyscy mężczyźni, którzy popełniają samobójstwa, to emocjonalni mężczyźni.
Nie będziemy się tutaj zagłębiać w temat, bo ma to być w końcu ocena książki, nie artykuł na temat uczuciowości, a więc wróćmy na właściwy tor. Autorzy niestety są skażeni współczesnym genderyzmem i wyraźnie widać to w proponowanych rozwiązaniach ratowania mężczyzn (co nie znaczy, że nie mieli kilku wartościowych propozycji). Ogólnie rzecz biorąc, nie radziłbym sugerować się wysuwanymi przez nich ideami.
Gdzie ci mężczyźni? - wnioski
Jeśli ktoś zapytałby mnie, czy poleciłbym mu tę książkę, pewnie odpowiedziałbym twierdząco. Będzie dobrą lekturą dla każdego, kto chce lepiej zrozumieć problemy współczesnych mężczyzn, ale na pewno nie polecałbym słuchać wniosków autorów, tylko wyciągać własne. A więc jako dobra analiza – tak, jako odpowiedź na analizowane problemy – nie. Niech to będzie podsumowaniem.
PS. Książka ozdobiona jest świetnymi ilustracjami autorstwa Igora Myszkiewicza, które same w sobie są zachętą, by chociaż pobieżnie przejrzeć treść.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach. A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Obraz cocoparisienne z Pixabay