Dziś wszyscy jesteśmy nauczani, żeby podziwiać „silne kobiety”. Zaczyna się to od naszych osobistych matek, którym (jak wszyscy mówią) należy się szacunek, miłość i wdzięczność. Potem przechodzimy w świat szkolny, gdzie stanowcza większość nauczycieli to kobiety, a finalnie lądujemy w społeczeństwie, które uważa, że kobiety powinno się chronić, podziwiać, wspierać i motywować, a przy tym nie widzi żadnej hipokryzji w tym, żeby nadal określać je jako „silne kobiety”.
Problem polega na tym, że w całej tej zawierusze wokół kobiet gubi się mężczyzna. Gubi się ojciec, jego absolutnie niezbędna rola w życiu dziecka, a co za tym idzie – nikt młodych ludzi nie uczy szacunku do taty. Ba! Nikt nie uważa, że w ogóle istnieje taka konieczność! Ojciec dziś jest mylnie uważany za mało znaczący dodatek do rodziny (dzieci akceptujące ten pogląd będą cierpiały całe życie), którego równie dobrze mogłoby nie być.
Później, w szkole, na palcach jednej ręki można zliczyć męskich nauczycieli, bo ci masowo rezygnują z nauczania młodzieży (co poniekąd ma swoje źródło w marnej, ojcowskiej pozycji), a jeszcze później, w społeczeństwie i współczesnej kulturze, nikt się nawet nie zająknie o tym, że mężczyźni mają do zaoferowania jakąkolwiek wartość. W efekcie dorastający chłopcy i dziewczynki (ale szczególnie chłopcy), nie mają ŻADNEGO przykładu męskiego wzorca do naśladowania.
Nie da się wyrazić w jednym tekście, jak tragiczny w skutkach jest brak mężczyzn (nie dorosłych chłopców) w kulturze.
Tutaj dochodzimy do pytania, czy społeczeństwo dzisiaj faktycznie może chwalić się „silnymi kobietami”? Czy kobieta w ogóle może być silna? Jeśli odnotowaliście, że do tej pory umieszczałem sformułowanie „silne kobiety” w cudzysłowie, to już możecie domyślać się odpowiedzi. Kobiety nie są silne, to po prostu mężczyźni są słabi. Innymi słowy: kobiety jedynie mogą wydawać się silne w porównaniu do współczesnych mężczyzn.
Poniżej postaram się to wytłumaczyć.
Mit cudownej matki
Tutaj znajduje się główny bastion wszystkich ludzi obstających przy poglądzie, że kobiety są silne. Bardzo często za przykład podają samotne matki i ich „heroiczne” wręcz poświęcenie, żeby zadbać o swoje dzieci – ale w gruncie rzeczy każda matka nada się dla ich argumentu. Będą mówili: „ile to potrzeba siły, żeby zająć się dzieckiem, ile to kosztuje wyrzeczeń”, a w przypadku samotnej matki: „jak ona musi się poświęcać, żeby związać koniec z końcem, żeby dzieci miały dobrze”. Ale okazuje się, że nie jest taka cudowna, bo praktycznie wszystkie badania wskazują na to, że dzieci wychowywane przez samotne matki radzą sobie o wiele gorzej, niż ich rówieśnicy z pełnych rodzin.
Nie zrozumcie mnie tutaj źle, opieka nad dzieckiem na pewno wymaga pracy i należy to oddać tym kobietom, ale nie zapominajmy o drugiej stronie medalu. Dlaczego są same? Czyżby dlatego, że to mężczyzna był zły i zostawił je z dzieckiem (jak pewnie większość twierdzi)? A może to one go przepędziły swoim wariackim zachowaniem? Zresztą, nawet jeśli on był zły, to wciąż pozostaje pytanie, dlaczego były tak głupie, żeby mieć z nim dziecko?
Zdaję sobie sprawę, że istnieją sytuacje, na które kobieta wpływu mieć nie mogła, np. śmierć męża lub gwałt, z którego wynikła ciąża, ale to rzadkie przypadki, więc nie będziemy się nimi tu zajmować.
Społeczne uwielbienie kobiet zaczyna się od matki, którą zbyt ochoczo pragniemy uznać za świętą.
Idźmy dalej. Nawet jeśli przemilczelibyśmy to, dlaczego matka i ojciec nie są razem, wciąż pozostaje problem opieki nad dziećmi. Ogólnie rzecz biorąc, jest ona przyznawana matce, która (podobno) lepiej się nimi zaopiekuje. Nie ulega wątpliwości, że przez kilka pierwszych lat życia dziecko jest zależne od matki i jest ona dla niego niezbędna,by mogło przeżyć, ale po tym okresie jej pozycja w hierarchii młodego człowieka bardzo szybko zaczyna spadać. Mówiąc wprost: dziecko zaczyna potrzebować ojca, jego miłości i opieki.
Tutaj znów mogliby odezwać się adwokaci „silnych kobiet”, wołający: „a gdzie są ci ojcowie, którzy powinni zająć się swoimi dziećmi? Uciekli!” To prawda, jeśli byli słabi, to uciekli. Ale (w większości przypadków) bynajmniej nie dlatego, że nie kochali lub nie chcieli być częścią życia swoich dzieci, tylko dlatego, że nie potrafili poradzić sobie z ich matką. Sytuacja w małżeństwach, gdzie ojciec jednak został, bardzo często wygląda podobnie – słabi mężczyźni oddają kobiecie całkowitą władzę nad dziećmi. Nie mają pojęcia, że działając w ten sposób, skazują swoje potomstwo na zagładę.
W tym miejscu docieramy do sedna sprawy. Matki (nie wszystkie, nie wszystkie, nie wszystkie, ale większość) niszczą swoje dzieci. Bardzo często nie mają do nich cierpliwości, szantażują je emocjonalnie i znęcają się nad nimi psychicznie (to ostatnie jest szczególnie częste w przypadku samotnych matek). Zwyczajnie nie radzą sobie z potomstwem – i nic w tym dziwnego, bo młodzież potrzebuje autorytetu i miłości ojca. Szczególnie młodzi chłopcy, dla których matka bardzo szybko przestaje być wzorem do naśladowania.
Wiele matek niszczy swoje dzieci, szczególnie wtedy, gdy w pobliżu nie ma ojca, który by je obronił.
Równie ważną sprawą jest to, że jeśli kobieta nienawidzi ojca swoich dzieci, to nie będzie miała oporów przed tym, żeby nastawić je przeciwko niemu. Będzie karmić je kłamstwami na temat ojca, będzie wybielać siebie i oczerniać jego, będzie odgrywała wieczną ofiarę – tylko po to, by zemścić się na mężczyźnie. Nie dziwcie się później ojcu, że boi się widywać dzieci, jeśli te podchodzą do niego z tym samym nastawieniem, co jego była partnerka.
Chociaż zewsząd każe się nam wierzyć, że to kobiety są ofiarami, to bardzo rzadko jest to prawdą. Kobiety są oprawcami, nie ofiarami – wilkami w owczej skórze. Jeśli mężczyzna jest zbyt słaby, by poradzić sobie z taką kobietą, będzie cierpiał razem ze swoimi dziećmi.
Dorastający człowiek bardzo często jest przez swoją niestabilną emocjonalnie matkę traumatyzowany, a jeśli w pobliżu brak ojca stojącego na straży, ten sam młody człowiek stanie się podobny do tego, czego nienawidzi. W efekcie, poprzez kolejne pokolenia słabych ojców i władczych matek, produkujemy maminsynków – słabych, wrażliwych i zniewieściałych mężczyzn. Przy takich kobiety naprawdę mogą wydać się silne.
Jak oderwać chłopca od męskości?
Należałoby zadać pytanie, czy „silne kobiety” niszczyłyby swoje dzieci? Matki mają tendencję najbardziej znęcać się nad tymi dziećmi, które najbliżej przypominają im znienawidzonego partnera. Czy to wyraz siły, żeby szantażować i niszczyć bogu ducha winne dziecko tylko po to, by odegrać się na mężczyźnie?
Jednak zostawiając sprawę dzieci już za sobą, przejdźmy do samej natury kobiecej. Emocjonalność, a razem z nią irracjonalność, jest nieodzowną częścią kobiecości. Bycie podatnym na emocje i irracjonalne wybuchy złości też trudno uznać za siłę, nieprawdaż? Dlatego kobiety zawsze patrzą w stronę mężczyzn i pragną podążać za nimi, bo tylko mężczyźni są w stanie pomóc im zapanować nad sobą (znowu to powtórzę: mężczyźni, nie dorośli chłopcy). Jeśli jakaś kobieta pragnie doznać wewnętrznego spokoju na własną rękę, czeka ją trudna przeprawa (ale nie jest to niemożliwe).
Tak wygląda natura kobieca, z jakiegoś dziwnego powodu (domyślam się z jakiego, ale to temat na inny tekst) wychwalana w dzisiejszym świecie pod niebiosa. Natura męska jest jej zupełnym przeciwieństwem. Natura męska opiera się na opanowaniu, logice, działaniu i prawdziwej sile, wynikającej z osiągnięcia wewnętrznego pokoju. Natura męska polega na przezwyciężeniu matczynego ducha i powrocie do jedynego, słusznego sposobu bycia – natury ojca. Niestety, tragedią dzisiejszego świata jest to, że prawdziwych mężczyzn ze świecą szukać.
Nieprzezwyciężona natura kobieca skazuje mężczyzn na wieczne potępienie.
Chłopcy potrafią przez całe życie trwać w duchu matki, bo nikt im nie powiedział, że powinni go przezwyciężyć. Wszyscy znamy ten typ facetów: wrażliwi, emocjonalni (mogą wyrażać to poprzez agresję), nie radzący sobie ze sobą, zniewieściali lub wręcz przeciwnie – męscy do przesady, na pokaz. Bardzo wielu z nich jest uzależniona od używek, bo źle czują się ze swoimi emocjami. Gdzieś, podskórnie, mają świadomość, że to nie jest naturalne, żeby mężczyzna taki był. Jednak całe życie spędzone z kobietami (przede wszystkim z matką), nie pozwoliło im nauczyć się męskości. Boją się jej, nie ufają sobie samym. Wolą dołączyć do zidiociałych mas ludzkich, wychwalających kobiety, zamiast zastanowić się nad sobą.
Mężczyźni tego pokroju bardzo często szukają w kobietach miłości, szukają jej w seksie z nimi, bo żywią mylne przekonanie, że dzięki temu będą w stanie zaspokoić wyrwany im w dzieciństwie, istotny kawałek własnego istnienia. Niestety żadna kobieta, choćby zdołali ich uwieść tysiące, nie zwróci im utraconej męskości. Nie zwróci, bo nie może – tylko ojciec jest w stanie to zrobić.
Dlatego wielu chłopców zupełnie daje sobie spokój z kobietami i w sposób dosłowny zaczyna poszukiwać męskiej, ojcowskiej miłości. Tkwiąca w nich natura matki każe im poszukiwać ojca w innych mężczyznach. Należałoby bliżej przyjrzeć się tej tendencji – wielu homoseksualistów swoim zachowaniem i pociągiem seksualnym do mężczyzn próbuje odzyskać to, czego nie mieli w domu – kontakt z tatą.
Jak później ci chłopcy, tkwiący w męskich, dorosłych ciałach, mają sobie poradzić z kobietą? Na samą myśl o związku czy bliższej relacji będą przerażeni, a jeśli do takowej dojdzie – w mgnieniu oka oddadzą kobiecie całą władzę w strachu przez sprawieniem jej przykrości. Czy tak powinien zachowywać się mężczyzna? Czy owe „silne kobiety” naprawdę potrzebują siły, by pokierować maminsynkiem?
Przeczytaj drugą część tej serii
Przeczytaj trzecią część tej serii
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach. A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Photo by Sarah Cervantes on Unsplash
Te silne kobiety, które opisujesz, często nie mają wyboru i muszą się takie stać. Oczywiście, przesada jest zła w każdą stronę, ale jednak nie ma co demonizować – nie zgodzę się, że większość kobiet niszczy swoje dzieci, a rola mężczyzny ginie. Męskim wzorcem trzeba też chcieć być – jeśli ojciec chce odgrywać rolę w życiu dziecka, to raczej nie ma ku temu przeszkód 🙂
Wybacz, że odpisuję z opóźnieniem, ale wyjazdy, rozjazdy…
Jeśli muszą się stać miernymi matkami i blokować dzieciom dostęp do ojca, to chyba nie świadczy o nich za dobrze, prawda? ;]
Nie mam zamiaru demonizować, ani robić z matek diabłów wcielonych, bo większość z nich pewnie robi co może, ale to nie zmienia faktu, że „co może” to bardzo często za mało. To nie jest tak, że kobieta nagle podejmuje decyzję „o, zniszczę swoje dzieci” i zaczyna to robić. W większości przypadków nie robi tego świadomie, a tylko powtarza wzorce, które sama wyniosła z domu. Traumatyzuje dzieci emocjonalnie tak samo, jak robiła to jej matka, babka i prababka, a im kobieta bardziej nie cierpi swojej matki, tym podobniejsza do niej się staje.
Brak cierpliwości, agresja, szantaż emocjonalny, uzależnianie dzieci od siebie, granie ofiary, wywoływanie litości itp., itd. -przykłady można mnożyć.
Może sama rola nie ginie, bo zawsze będzie potrzebna, ale ginie prawdziwy mężczyzna, zostawiając po sobie marnych i często godnych pożałowania potomków. ;]
A co do ojca – jasne. Pisałem, że jeśli zostawia dzieci na pastwę matki, to tylko i wyłącznie oznaka słabości. A jeśli jest słaby, to nawet chcąc, nie przebije się przez niechęć dawnej partnerki, za którą prawie zawsze stoi sąd i prawo. Również same nastawienie dzieci staje się przeszkodą, jeśli matka karmi je kłamstwami na temat ojca. To tak, jakby próbował spotykać się z mniejszymi wersjami tej samej kobiety, przed którą uciekł.
Ale głupoty. Biedny, sfrustrowany mężczyzna leczący lęk przed kobietami marzeniami o powrocie patriarchatu. Ciekawe, czy kiedykolwiek takim jak ty przyszło do głowy, że ludzie są rózni bez względu na płeć. A co do ucieczek facetów od żon i dzieci – no cóż, teraz już świat nie wygląda w ten sposób, że mężczyzna idzie do pracy, a potem jest obsługiwany przez kobietę zajmujacą się wszystkim 24/dobę. Podział obowiązków i nagle biedni mężczyźni są przytłoczeni. Kiedyś wychwalana była męskość, a kobiecość i kobiety ogólnie zostały zepchnięte i uważane za gorsze. Nie mogłyśmy się uczyc, pracować, stanowić o swoim życiu. Wtedy było wszystko w najlepszym porządku, nie? Zawsze byliście hipokrytami i nimi pozostaniecie.
Zadziwiające, że ludzie są tacy różni, a używasz tego samego ogranego argumentu o „biednym, sfrustrowanym mężczyźnie”, który jest domeną kobiet. I robisz to, nie mając o mnie zielonego pojęcia.
Bardzo „ynteligentnie”.
Poza tym Twoja wizja dawnej rodziny jest wyraźnie skażona feministyczno-lewacką ideologią, więc nawet nie będę się wysilał w rozwiewaniu tych głupot. Wiedz jednak, że kobieta wcale nie obsługiwała mężczyzny 24/7, a podział obowiązków też był — mąż zajmował się męskimi zadaniami, żona kobiecymi.
Poza tym kobiety mogły pracować — w domu 😉 (wgl nie wiem, skąd wysnułaś wniosek, że mam coś przeciwko pracującym kobietom)
Cały Twój komentarz jest wysnuty z kosmosu, bo tratuje o czymś zupełnie innym, niż treść artykułu. Ogarnij się, kobieto
Amen. Aż mnie zamurowało, że można tak płytko i glupio napisać tekst. Ojej. Aż tego nie skomentuje bo mnie zanurowało. Przez takich Pan w jak autor posta mamy totalny kryzys męskości i kryzys na świecie. Tam gdzie rządzą mężczyźni mamy dzisiaj same kryzysy w polityce, w ekonomii, w biznesach i rodzinie.