Prawdopodobnie na pewnym etapie życia uważałeś, że tak. Może nadal myślisz, że im więcej kobiet masz na liczniku, tym lepszym mężczyzną się stajesz. Nie dziwi mnie to. Też byłem w tym miejscu i miałem podobne zdanie.
Ale czy to prawda? Czy seks rzeczywiście magicznym sposobem przemieni cię w mężczyznę?
Przykro mi, że cię rozczaruję, ale nie. Prawdopodobnie zadziała wręcz przeciwnie — zrobi z ciebie jeszcze większego dzieciaka. Nie wierzysz? Czytaj dalej, a przekonasz się, że mam rację.
Seks i męskość łączy bardzo niewiele.
Samcu alfa, gdzie są twoje samice?
Na początek rozprawmy się z mitami. Jeden z najsilniejszych argumentów, który wiąże seks z męskością, pochodzi ze świata zwierząt. U wielu gatunków dominujący samiec kontroluje całą grupę społeczną i ma samice na wyłączność. Przenieś tę obserwację na rzeczywistość ludzką a otrzymasz odpowiedź, skąd wziął się schemat: „im więcej kobiet, tym lepszy mężczyzna.”
Jak wiele prawdy jest w tym stwierdzeniu?
Mimo że nie przepadam za porównywaniem człowieka do zwierzęcia, trzeba oddać diabłu sprawiedliwość. Ten tok myślenia nie wziął się znikąd.
Człowiek również ma swoje hierarchie społeczne. Mężczyźni od tysięcy lat walczyli między sobą o to, którzy z nich znajdą się na szczycie. Mieli ku temu ważne powody. Im wyżej się wspięli, tym większym szacunkiem ich darzono. Oczywiście zyskiwali również pod kątem materialnym — posiadali więcej bogactwa i więcej kobiet.
Dzisiaj hierarchie społeczne wyglądają nieco inaczej. Przede wszystkim nie ma tylko jednej, na której muszą zmieścić się wszyscy. Dziesiątki branż i ścieżek kariery pomnażają liczbę dostępnych szczytów. Ponadto walka o miejsce na którymś z nich nie wymaga już przelewania krwi.
Ale pewne rzeczy się nie zmieniają.
Argument biologiczny (im więcej kobiet, tym lepszy mężczyzna) jest w dużej mierze błędny.
Kobiety wciąż gonią za najlepszymi mężczyznami (a przynajmniej za najlepszym, jakiego potrafią upolować). Dlatego samiec ze szczytu hierarchii przebiera w samicach jak one w ciuchach na wyprzedaży. Kobiecie nawet nie przeszkadza, że jest jedną z wielu.
Oczywiście ma nadzieję, że „ona go odmieni” i stanie się tą jedyną. Ale jeśli się nie uda… Dziecko z takim mężczyzną jest wystarczająca nagrodą (i — jakby nie było — intratną).
Wróćmy jednak do naszego pytania: czy mężczyzna jest tym lepszy, im więcej ma kobiet?
Odpowiedź wciąż brzmi: nie. Zainteresowanie płci przeciwnej jest tylko i wyłącznie efektem ubocznym jego sukcesu. Innymi słowy: mężczyzna wypracował sobie swoja wartość, kobiety przyszły potem.
Jeśli mierzysz męskość ilością zaliczonych lasek, podchodzisz do tematu od strony dupy. Spójrz na poniższy przykład.
Nawet jeśli jesteś na dnie, przy odrobinie wysiłku znajdziesz sobie kobietę. Może nie będzie wyglądała jak modelka z pierwszych okładek magazynów, ale — w zależności od twoich umiejętności — może cieszyć wzrok. Powiedzmy, że po tej znajdziesz sobie kolejną… i kolejną.
I co z tego?
Wciąż jesteś na dnie, mimo że licznik dup rośnie.
Kobieta i seks miarą męskości?
To kolejny problem z tego typu rozumowaniem. U jego podstaw leży założenie, że mężczyzna udowadnia swoją męskość poprzez kobietę. Uznanie płci pięknej staje się najważniejszym kryterium tego, czy ktoś jest mężczyzną, czy nie.
To ogromny błąd. Mężczyźni, którzy wierzą w to kłamstwo, cierpią. Nieco dalej wyjaśnimy sobie, dlaczego.
Teraz przyjrzyjmy się temu przekonaniu bliżej, bo jest dziś bardzo popularne. Sam nieraz słyszałem — szczególnie w młodszym wieku — że póki nie prześpisz się z kobietą, nie będziesz mężczyzną. Te głosy pojawiały się nawet w mojej rodzinie (o ile dobrze pamiętam), a już na pewno wśród znajomych.
Na pewno pamiętasz z własnego doświadczenia, jak i o czym rozmawiają młodzi mężczyźni.
Ale to wciąż nie wszystko.
Nawet dziś, kiedy rozmawiam ze znajomymi, słyszę podobne teksty. Mam (i miałem) wielu kumpli, którzy szukali sobie kobiety tylko dlatego, że bali się być samemu.
Prawdziwy mężczyzna nie myśli w ten sposób.
Niektórzy patrzyli na rówieśników z dziewczynami i zwyczajnie zazdrościli. Inni uważali, że kobieta ustabilizuje im życie, ponieważ bez kobiety ciężko.
Chyba nie muszę tłumaczyć, że obydwa powody wejścia w związek są idiotyczne i nic dobrego z nich nie wyniknie?
Każdy mężczyzna, który szuka swojej wartości w kobiecie, będzie cierpiał.
Jest jeszcze jedna grupa — mężczyźni, którzy pragną sobie i innym coś udowodnić. Miałem dobrego kumpla, który wiele lat poświęcił na uwodzenie kobiet. Kiedyś w rozmowie zwierzył mi się, że w ten sposób udowodniał sobie własną męskość. Mimo że w tamtym czasie (byłem młodym chłopakiem) imponowały mi jego zdolności, podskórnie czułem, że coś tu nie gra.
I cóż — miałem rację.
Powiedzmy sobie szczerze: co seks ma zmienić w twoim życiu? Jeśli jesteś nastoletnim lub nawet dwudziestoparoletnim zagubionym chłopakiem, poznajesz dziewczynę i idziesz z nią do łóżka, rano nie obudzisz się jako mężczyzna. Nadal jesteś tym samym, niepewnym dzieciakiem, tylko że teraz masz dodatkowy problem.
Musisz jakoś pozbyć się laski, która leży obok ciebie.
Masz też drugie wyjście — związek z nią. Skończysz jeszcze gorzej. Dlaczego? Jeśli nie jesteś prawdziwym mężczyzną, kobieta wyciśnie z ciebie wszystko, co się da. Gdy nic już z ciebie nie zostanie, zostawi cię i znajdzie sobie kolejnego barana do wykorzystania.
A ty jej na to pozwolisz, bo będziesz się bał. W obawie przed tym, że cię zostawi albo że nie dostaniesz kolejnej porcji seksu, będziesz cicho przytakiwał na wszystkie jej zachcianki.
W tym miejscu docieramy do kolejnego aspektu problemu, czyli do stawiania kobiety na piedestale.
Mężczyzno, pomyliłeś swoich bogów
Większość dzisiejszych mężczyzn cierpi na syndrom Adama i Ewy. Odwrócili się od męskości (Boga) i uczynili kobietę (Ewę) swoim nowym źródłem wartości. W efekcie — tak samo, jak ich biblijny prekursor (Adam) — cierpią.
Kobieta stała się bogiem mężczyzny i dla niej mężczyzna zrobi wszystko. Nawet jeśli tym samym zniszczy swoje życie.
Pisałem już kilkukrotnie, że seks jest narzędziem kontroli. Kobiety doskonale zdają sobie sprawę, jak bardzo mogą manipulować słabymi mężczyznami poprzez łóżko. Zaś mężczyzna szuka u kobiety miłości i źródła męskości, ale ani jednego, ani drugiego nie znajdzie. Nie ma o tym pojęcia, więc dalej brnie w bagno.
Jeśli uważasz kobietę za źródło własnej męskości, nie masz wyjścia — musisz się jej kłaniać. Nawet gdy przerwiesz związek, szybko pobiegniesz szukać ukojenia w ramionach innej.
W końcu bez kobiety jesteś nikim.
To niesamowite, na jak wiele mężczyźni z tym nastawieniem pozwalają kobietom. Ona wchodzi im na głowę, przemeblowuje całe życie, rządzi, wytycza kierunek na przyszłość. On siedzi cicho i grzecznie słucha. Wie, że jeśli nie będzie się stawiał, dostanie w nagrodę trochę seksu.
To co czynisz twoim bogiem, będzie cię kontrolowało.
Wygląda to tak, jakby był w związku z własną matką, tylko że w grę wchodzi jeszcze seks. Wiem, obrzydliwe porównanie, ale tak to wygląda.
Zaraz rozwinę i wyjaśnię tę myśl.
Jednak najpierw jeszcze jedna kwestia. Możesz pomyśleć: no dobra, a co z tzw. artystami podrywu, uwodzicielami i wszystkimi, którzy wykorzystują kobiety? Oni przecież mają władzę, co nie? To oni rządzą w relacji.
Właśnie że nie.
Cała filozofia uwodzenia opiera się na czerpaniu wartości z kobiet. Sposób jest inny (nieszczery i fałszywy), ale jednak. Ci ludzie byliby nikim, gdyby nie kobiety.
Dlatego większość z nich ucieka, gdy już dostaną to, czego chcą. Boją się związku, a gdy już się w nim znajdą, zmieniają się w takich samych chłopców jak ci, o których czytałeś wyżej. Ponadto większość taktyk uwodzicieli (jeśli nie wszystkie) opiera się na dostosowaniu własnego zachowania do charakteru kobiety.
Kto więc ma władzę? Osoba, która jest sobą (kobieta), czy osoba dostosowująca się do niej (mężczyzna)?
Dlatego dla wszystkich wymienionych kobieta jest bogiem. Bogiem, którego nienawidzą.
Źródło tego sposobu myślenia
Dlaczego mężczyźni czczą kobiety? Skąd bierze się takie nastawienie?
Stamtąd, skąd pochodzą wszystkie nasze problemy — z domu. Częściowo odpowiada za to również społeczeństwo i kultura, ale głównym winowajcą pozostaje dom rodzinny i rodzice.
Jeśli ojciec jest słaby i to matka organizuje całe życie rodzinne, synowie będą z tego powodu cierpieli (córki również). Dlaczego? Ponieważ słaby ojciec nie obroni ich przed matką. Pozostaną pod jej wpływem aż do dorosłości, a jeśli jakimś cudem się wyprowadzą, z każdą kobietą będą postępowali podobnie jak tata. Przeczytaj więcej o destrukcyjności kobiet.
Jest jeszcze aspekt duchowy tej sytuacji.
Chłopiec pod wpływem matki nigdy nie wyrośnie na mężczyznę. Będzie miał żeńską mentalność. Będzie słaby i przekonany, że to od kobiety pochodzi uznanie, miłość i wartość. W jego głowie mężczyzna jest tylko dodatkiem do dziewczyny lub żony. Bez niej nic nie znaczy.
Wyobrażasz sobie, jak destrukcyjny wpływ ma takie przeświadczenie na rozwój męskiego ducha?
Całkowicie go zablokuje, a dorosły chłopiec do końca życia będzie podporządkowywał się kobiecie. Czeka go wiele cierpienia, bo pomimo kłamstw, w które wierzy, gdzieś w środku tęskni za utraconą męskością. Tą samą, którą zabrała matka, a którą on próbuje odzyskać poprzez inne kobiety.
Czy jest dla niego nadzieja?
Tak. Jeśli zerwie więź z matką — czyli wybaczy jej to, co mu zrobiła — i powróci do ojca, odzyska męskość.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Photo by Alexander Krivitskiy on Unsplash
Dawno tak krótki tekst nie uświadomił mi tak wiele. Dziękuję.
Cieszę się, że tekst był pomocny 😉