Ważność roli ojca to temat, który już nieraz poruszałem na łamach bloga. Do tej pory robiłem to przede wszystkim z perspektywy syna i tego, jak ważny dla niego jest silny ojciec. W efekcie niektórzy mogli odnieść wrażenie, że dla córki tata nie jest tak istotny. Błąd! Wagę roli ojca w ich życiu potwierdza fakt, że coraz więcej kobiet cierpi z powodu tzw. „problemów z tatusiem” (z ang. daddy issues).
Takie panie mają wszelkie niezbędne predyspozycje, by zostać radykalnymi feministkami 😉
Może na pierwszy rzut oka wydaje się to zabawne, ale to prawda. Takie kobiety zwykle czują obrzydzenie do swojej naturalnej roli. Wolą udawać mężczyzn, zamiast być kobietami. Gonią za mrzonką o byciu „silną i niezależną”. Samych mężczyzn nie znoszą, a jeśli już wchodzą w związek, robią z chłopa swojego pieska (a przynajmniej próbują).
Zwykle jednak wracają do domu, głaszczą kota (albo koty) i nalewają sobie lampkę wina, którą popijają środki antydepresyjne. Można by rzec: szczęście pełną gębą 😉
Taka mentalność zaczyna się w domu — od braku ojca lub słabego ojca. Od dominującej, manipulującej i pełnej złości matki. Dlaczego właśnie tak? O tym i o wielu innych kwestiach związanych z tematem przeczytasz w artykule.
Daddy issues — co to?
Daddy issues, czyli po polsku „problemy z tatusiem”, to ogólne określenie problemów psychicznych wynikających ze słabej lub nieistniejącej relacji z ojcem.
Termin nie jest naukowy. Narodził się w języku potocznym i zwykle służy do określania kobiet, które… cóż … mają problemy z głową. Jednak wbrew pozorom daddy issues dotyczą tak samo kobiet, jak i mężczyzn.
Ba! Zaryzykowałbym stwierdzenie, że większość problemów dzisiejszych ludzi i ogólnie świata wynika ze słabości ojców i marnych relacji na linii ojciec-dziecko.
Ale do tego jeszcze wrócimy.
Teraz przejdźmy do clue tematu, czyli jak daddy issues objawiają się w kobietach.
Czym zdradza się kobieta z daddy issues?
Główną cechą charakterologiczną takich kobiet jest niskie poczucie własnej wartości. Jednak niektóre bardzo dobrze się maskują (zazwyczaj poprzez wyzywające stroje i bardzo odważne zachowanie), czym potrafią zmylić potencjalnych kandydatów do związku.
Gdy zaś do niego dojdzie, zaczyna się prawdziwa przejażdżka przez piekło. Dlaczego? Bo tego tego typu kobiety są:
maniaczkami kontroli (ataki zazdrości, sprawdzanie na każdym kroku, nieufność, etc.);
niedowartościowane (oczekują częstych dowodów miłości, w które paradoksalnie rzadko wierzą);
nadopiekuńcze (z jednej strony są w stanie zrobić wszystko dla mężczyzny, z drugiej oczekują takiego samego poświęcenia i wpadają we wściekłość, jeśli go nie otrzymują);
kochliwe (zdrada nie jest im obca, jeśli trafią na lepszego kandydata do związku, zresztą po rozstaniu szybko znajdują ukojenie w ramionach innego).
Kobiety z daddy issues są na ogół bardziej „szalone”, co wynika z ich wewnętrznego niepokoju. W łóżku również pozwalają na więcej, co dla wielu facetów pewnie będzie plusem.
A nie powinno.
Wyuzdanie seksualne to kolejny element braku pewności siebie i chęci kontrolowania mężczyzny. Łóżko jest jednym z niewielu miejsc, w którym kobieta ma przewagę. Uzależnia chłopa od seksu, a potem wykorzystuje jego nałóg do swoich celów.
Zresztą nie z każdym mężczyzną tak robi. Jeśli widzi, że już od początku ma pełną kontrolę, seks jest tak rzadki, jak wypłata. Tylko przy mężczyznach, którzy nie dają się tak łatwo usidlić, kobieta z daddy issues musi się bardziej postarać.
Słaba relacja z ojcem to także ogromny sygnał ostrzegawczy dla mężczyzny, który planuje rodzinę. Taka kobieta nigdy nie będzie dobrą żoną i matką, bo nigdy nie uzna swojej kobiecej roli. Mężczyźnie też nie pozwoli na to, aby pełnił swoją.
Daddy issues zaczynają się od matki…
Każdy z nas rodzi się z kobiety, dlatego (chcąc-nie-chcąc) w pierwszych latach życia jesteśmy blisko związani z matką. To naturalne. Nadopiekuńczość matki pełni wtedy bardzo ważną rolę, ponieważ chroni nas przed wszelkimi potencjalnymi zagrożeniami. Matka kontroluje całe nasze życie, bo całe nasze życie zależy wtedy od niej.
Jednak z czasem dorastamy. Po kilku pierwszych latach nadopiekuńczość przestaje być niezbędna — zamiast tego staje się problemem. Matczyny klosz przestaje być tarczą, a staje się więzieniem.
Dlatego w wieku 3-5 lat zarówno syn, jak i córka, zaczynają instynktownie szukać ojca.
To również moment, w którym mężczyzna powinien wyraźnie wkroczyć pomiędzy dzieci i matkę (do tej roli jeszcze wrócimy). Dlaczego? Bo kobieta ma ogromny problem z wypuszczeniem dziecka ze swoich rąk.
Niektórzy powiedzą, że to matczyna miłość — że matka pragnie, aby dziecko zawsze było bezpieczne. Może jest w tym trochę racji. Jednak główne i prawdziwe źródło takiego zachowania leży gdzieś indziej.
Gdzie?
W kobiecym ego. Matka z czysto egoistycznych pobudek trzyma dzieci przy sobie. Tzw. „matczyna miłość” to najbardziej egoistyczna i destrukcyjna siła, która może spaść na syna lub córkę.
Zanim wpadniesz w święte oburzenie, pozwól, że wyjaśnię.
Matka w pierwszych latach życia dziecka pełni niemal boską rolę. Życie potomstwa zależy od niej. Może z nim zrobić, co tylko zechce. Decyduje też o wszystkim, co się wokół dziecka dzieje.
Wyobraź sobie, że masz absolutną kontrolę nad jakimś człowiekiem. Jednak po paru latach on nagle stwierdza, że już cię tak bardzo nie potrzebuje i masz dać mu spokój. Łatwo będzie odpuścić?
Nie.
Matka jest jak rząd. Nie lubi oddawać kontroli.
Dlatego nie każda matka potrafi (i chce) usunąć się na drugi plan. Kobiece ego jej na to nie pozwala. Pragnie zachować kontrolę, którą do tej pory posiadała i nadal narzucać dziecku swoją wolę. Czerpie z tego poczucie własnej wartości.
Funkcjonuje to na podobnej zasadzie, co rząd na każdym kroku kontrolujący obywateli. Władza nad innymi działa jak narkotyk.
Matka upija się nią. Trzyma dzieci w swoich szponach do wieku nastoletniego (a nawet dłużej) i wścieka się, kiedy te próbują być niezależne. Jej egoizm czasami prowadzi do tak absurdalnych reakcji, jak:
zabranianie dziecku zabawy (bo np. pobrudzi ubranie lub zrobi sobie krzywdę);
narzucanie sposobu ubierania się;
zmuszanie do nauki różnych umiejętności (np. tańca czy gry na pianinie), czyli realizowanie swoich porzuconych marzeń za pośrednictwem dziecka;
planowanie przyszłości bez porozumienia z dzieckiem;
ogólne traktowanie dziecka jak swojej własności (lub inwestycji).
Ba! W późniejszych latach życia matka potrafi szantażować emocjonalnie syna i córkę, żeby tylko przy niej zostali. Wtrąca się w związki dorosłych dzieci, a nawet decyduje, z kim mogą się spotykać.
Wszystko po to, żeby jej było dobrze. Dziecko musi działać i żyć wedle planu, który matka uroiła sobie w głowie.
Czy dziecku się ten plan podoba? Czy jest szczęśliwe?
Nieważne.
Póki wszystko idzie po myśli matki, jest dobrze. Jednak niech tylko dziecko się przeciwstawi, niech zrobi coś, co wykracza poza matczyne wyobrażenia…
…wtedy na pozór cudowna i kochająca matka pokazuje prawdziwe oblicze. Na wierzch wychodzi gniew i egoizm.
W ten sposób my, jako dzieci, uczymy się nienawiści. Od matek, nie ojców.
A to dopiero wierzchołek góry lodowej…
Matczyna zazdrość
Jest jeszcze jedna rzecz, którą robią matki. O wiele gorsza od wszystkiego, co do tej pory napisałem.
Kobieta bardzo nie lubi dzielić się miłością swoich dzieci. Do tego stopnia, że gdy córka lub syn zaczynają interesować się ojcem (co jest naturalnym procesem), matka robi się zazdrosna. Nie potrafi znieść więzi, która łączy dziecko z ojcem.
Więzi o wiele bardziej pierwotnej, bo tożsamość dziecka pochodzi właśnie od ojca (do tego jeszcze wrócimy).
Ta zazdrość staje się jeszcze silniejsza, jeśli matka nie szanuje ojca lub wprost czuje do niego złość/niechęć. Gdy widzi, że syn i córka kochają tatę, a on swoje dzieci, na różne sposoby staje na drodze tej miłości.
Wszyscy dokładnie wiemy, jak bardzo kobieta nie lubi być „numerem dwa” 😉
Egoizm matki nieraz sięga takiego poziomu, że wprost mówi: „to moje dzieci”. Nie „nasze”, tylko „moje”. Dlatego szybko zaczyna działać. Różnymi metodami odwraca uwagę dzieci z powrotem w swoją stronę.
Metod manipulacji jest tutaj naprawdę wiele. Np.:
udawanie tej dobrej (kiedy tata każe coś zrobić, mama mówi: „nie musisz”; albo kiedy tata zabrania, mama pozwala itp.);
granie ofiary (za każdym razem mama udaje tę wielce poszkodowaną i niewinną, żeby dziecko wzięło jej stronę, etc.);
kłamstwa na temat ojca („twój tatuś to zły człowiek, alkoholik, nie dba o rodzinę” itd. itp.).
Młody człowiek nie jest w stanie obronić się przed manipulacjami matki, więc z czasem zaczyna jej wierzyć. Odwraca się od ojca i pozostaje przy niej. Nie wie, że tym samym zatrzymuje swój rozwój.
W jaki sposób?
Droga do dorosłości i wolności — do siebie samego — prowadzi przez ojca. Z winy matki dziecko nigdy na tę drogę nie wstępuje.
…i kończy na ojcu
Po króciutkim (haha) wstępie opisującym matkę, przechodzimy do sedna problemu — ojca. Kim jest dla dziecka i dlaczego jego rola jest tak ważna?
Otóż ojciec jest dawcą życia. Tak, dobrze czytasz. Wbrew temu, co się powszechnie mówi, życie pochodzi od ojca. W matce dziecko jedynie się rozwija i poprzez nią przychodzi na świat.
Aż tyle i tylko tyle.
Jako że iskra życia pochodzi od ojca, tak samo jest z tożsamością dziecka. Brak ojca lub zerwana więź z nim sprawia, że młody człowiek nie wie, kim jest. Pojawia się pustka, potężny konflikt wewnętrzny, depresja…
To wszystko symptomy poważnego problemu, którym jest głód ojca.
Ów głód czasem jest bardzo silny (kiedy dziecko wychowuje się bez ojca), czasem jest słabszy (kiedy ojciec jest w domu, ale nie wywiązuje się ze swojej roli), ale zawsze JEST. Coraz rzadziej trafia się na tyle silny ojciec, żeby skutecznie ochronił dzieci przed matką.
Większość dzisiejszych mężczyzn wprost uważa, że kobieta lepiej wychowa dziecko, więc nie wtrącają się.
Oderwanie od ojca to oderwanie od tożsamości.
To ogromny błąd, za który — pozwól, że ujmę to górnolotnie — dziecko zapłaci swoją duszą. Przy braku ojca wychowuje się jak dzikie zwierzę (dosłownie, wystarczy spojrzeć na statystyki przestęp wśród młodzieży bez ojca w domu). Znowu przy słabym ojcu ma niewiele lepiej, bo i tak przyjmie fałszywą tożsamość matki zamiast prawdziwej — ojcowskiej.
A czym cechuje się tożsamość matki? Strachem, wątpliwościami, obawami — te emocje rządzą życiem każdej kobiety, która nie dorastała blisko silnego ojca. Później te same emocje przekazuje swoim dzieciom, które w efekcie wyrastają na ofiary losu.
Już nieraz pisałem o tym, jak destrukcyjnie taka sytuacja wpływa na synów, ale co z córkami? Czy one też potrzebują ojca?
Tak.
Po co?
Żeby chciały być kobietami. Prawdziwymi kobietami, nie jakimiś feministkami czy tzw. „wyzwolonymi i silnymi” pseudokobietami, które udają mężczyzn.
Wiem, brzmi to trochę nieintuicyjnie. Bo niby czemu córka bez ojca nie będzie chciała być kobietą?
Spokojnie, po bliższym przyjrzeniu się sprawie wszystko nabierze sensu. Obiecuję.
Córka, ojciec, daddy issues
Jak wygląda dom ze słabym ojcem? Matka i jej emocje rządzą wszystkim i wszystkimi, bo nie ma nikogo, kto by się jej przeciwstawił. Co więcej, kobieta ze słabym mężem jest jeszcze bardziej wściekła, bo bierze na barki ciężar całej rodziny.
Dla kobiety to stanowczo za dużo.
Dziecko jest dobrym obserwatorem, więc widzi całą sytuację. Dorastająca w takim domu córka uczy się, że:
małżeństwo nie ma sensu;
bycie żoną i matką jest ciężkie i w ogóle się nie opłaca;
mężczyzna to osobnik mało pomocny, który sprawia tylko problemy;
mąż i ojciec to tylko niezbyt istotny dodatek do życia rodzinnego.
Nic dziwnego, że takie przekonania prowadzą młodą dziewczynę wprost w objęcia feminizmu i mitu o niezależnej kobiecie. Ba! Czasem córka idzie o krok dalej ze swoją niechęcią do kobiecości i zostaje lesbijką. Ba do kwadratu! W niektórych przypadkach wpada na pomysł zmiany płci, bo ubzdurała sobie, że lepiej jest być mężczyzną.
Mimo to w żadnym z powyższych rozwiązań nie znajduje ani szczęścia, ani tym bardziej spokoju wewnętrznego.
Dlaczego?
Bo nie jest sobą. Matka narzuciła jej swoją tożsamość i swoją wizję postrzegania świata. W efekcie córka staje się dokładnie taka sama. Nienawidzi ojca nienawiścią matki.
Jeśli zaś chodzi o samą relację z matką, córka może uważać, że całkiem nieźle się dogadują. Niestety to tylko iluzja.
Więź córek z matkami to zwykle 1/3 normalnych rozmów i 2/3 kłótni. Ta niby dobra relacja jest podszyta nienawiścią, zaś nienawiść uzależnia.
Właśnie dlatego córka upodabnia się do matki i nie potrafi się od niej oderwać.
Kiedy wychodzi za mąż, kontroluje męża i rządzi w domu dokładnie tak samo, jak matka. W identyczny sposób manipuluje i uzależnia od siebie dzieci. Córka staje się nawet gorsza od matki, bo zło z pokolenia na pokolenie jest jeszcze gorsze.
Bez silnego ojca córka nie będzie chciała być kobietą.
(Na szczęście z dobrem jest podobnie — z pokolenia na pokolenie staje się jeszcze lepsze.)
Kobiecy homoseksualizm wynika z tej samej nienawiści. Czasem staje się ona taka silna, że córka podświadomie czuje pociąg seksualny do kobiet, które przypominają jej matkę. W skrajnych przypadkach nienawiść do matki/kobiecości prowadzi do wspomnianego już transseksualizmu.
Jednak pomimo tego całego feminizmu i „kobiecej siły” najczęściej bywa tak, że córka szuka w świecie ojcowskiej miłości. Tej samej, której nie zaznała w domu, bo ojciec tkwił pod butem matki.
Z tego powodu instynktownie ciągnie ją do silnych mężczyzn.
Niestety młoda dziewczyna jest naiwna i często uznaje za oznakę siły agresję, cwaniactwo czy skłonność do przemocy (ot i wyjaśniła się tajemnica popularności raperów). Natomiast w związku szybko przekonuje się, że agresywny mężczyzna jest taką samą zagubioną dziewczynką, jak ona.
Nieraz tłumaczyłem, że emocjonalny mężczyzna niczym nie różni się od kobiety.
W takiej sytuacji córka słabego ojca ma dwa wybory: albo zostawi agresywnego (czyli w rzeczywistości wrażliwego) chłopa i dalej będzie szukać ojcowskiej miłości, albo zostanie i będzie go kontrolowała do końca życia. Wbrew pozorom druga opcja wcale nie oznacza, że będzie szczęśliwa.
Kobieta oczywiście może czerpać poczucie własnej wartości z kontroli nad mężczyzną (tak samo jak robi to matka, gdy ma władzę nad dziećmi), ale w ten sposób nie wypełni wewnętrznej pustki.
Jedynym lekarstwem na nią jest ojcowska miłość. Zaś w małżeństwie miłość męża, który jest silnym mężczyzną. Powiem więcej: miłość zawsze przechodzi z mężczyzny na kobietę, a z kobiety na dziecko — nigdy inaczej.
Jeśli chcesz, nazwij mnie szowinistą. Jednak nie zmieni to faktu, że taka jest prawda.
Jak ojciec chroni córkę?
Żeby dorastająca dziewczyna chciała w przyszłości być kobietą/żoną/matką, musi wiedzieć, że warto. A kiedy warto? Gdy wie, że u boku mężczyzny poczuje się bezpieczna i może pełnić swoją naturalną rolę, bo on wypełnia swoją.
Tata jest pierwszym mężczyzną, którego córka obserwuje.
Na podstawie taty ocenia, co to w ogóle jest mężczyzna i do czego służy. Jeśli ojciec nie wywiązuje się ze swojej roli (nie ma go, jest słaby, siedzi pod butem kobiety, etc.), ocena córki jest negatywna.
W efekcie może wpaść na pomysł, że mężczyzna to tylko pomocnik kobiety — i do tego niezbyt przydatny. W takim razie dlaczego miałaby chcieć pełnić kobiecą rolę? Jeśli w jej umyśle mężczyzna to osobnik, na którym nie można polegać, „siła i niezależność” wydaje się jedynym wyjściem.
Kolejna sprawa.
Uwaga i zainteresowanie ojca podnosi samoocenę córki. W jej umyśle wygląda to mniej więcej tak: „tata poświęca mi czas, czyli mnie kocha, czyli jestem wartościowa”. Brak tej więzi prowadzi do niskiego poczucia własnej wartości, o którym pisałem na początku.
Przy silnym ojcu córka nabiera pewności siebie.
I finalnie:
Ojciec jest obrońcą niewinności córki. Póki młoda nie wydorośleje, chroni ją zarówno przed światem, jak i przed matką.
— Przed światem to wiadomo, ale w jaki sposób przed matką? — pytasz.
Otóż ojciec po powrocie z pracy powinien pytać córkę, jak tam jej minął dzień z mamą. Jeśli dowie się, że żonie brakowało do młodej cierpliwości, powinien skorygować żonę. Tak samo w sytuacji, w której na własne oczy widzi, jak żona wydziera się na jego dziecko.
Kiedy staje w obronie córki i w jej obecności poucza matkę, córka ma pewność, że tata ją kocha.
Oczywiście matka będzie miała problem w stylu „jak możesz mnie pouczać przed dziećmi?! Podważasz mój autorytet!”, ale to tylko kolejna taktyka manipulacji. Ojciec nie powinien się tym zrażać — w końcu na szali leży dobro jego dzieci.
Tym, czego ojcu nie wolno robić, jest kierowanie się złością. Wtedy niczym nie różni się od kobiety i w efekcie skazuje dzieci na cierpienie, bo tak naprawdę w domu są dwie matki (jedna płci męskiej).
Czy istnieje lek na daddy issues?
Oczywiście. Lek leży w tym samym miejscu, w którym pojawił się problem, czyli w zerwanej więzi z ojcem. Odbuduj ją, a odzyskasz tożsamość, spokój i życie.
Jak?
Poprzez wybaczenie. Tylko ono uwolni cię od hodowanego latami gniewu. Najpierw wybacz matce, że odwróciła cię od ojca i tym samym zrujnowała ci życie. Potem ojcu, że był za słaby, żeby cię przed tym ochronić.
Dodatkowy plus jest taki, że tylko wtedy pokochasz rodziców prawdziwą miłością. Nie tą fałszywą, pełną emocji i wyrzutów sumienia, ale prawdziwą, w której nie ma nienawiści, złości ani żalu.
Nie znaczy to, że od tego momentu musisz się z nimi regularnie spotykać i dbać o znajomość. Oczywiście możesz, jeśli chcesz, ale nie ma takiej konieczności.
— Ale jak wybaczyć? — zapytasz.
Najprostsza droga wiedzie przez zrozumienie. Dzieci patrzą na rodziców jak na idealne przykłady postępowania. Później mają im za złe, że tymi idealnymi przykładami nie są. Problem polega na tym, że wielu dorosłych ludzi nadal patrzy na rodziców takim dziecięcym wzrokiem.
Droga do wolności prowadzi przez ojca.
Oczywiście rodzice są winni wszystkim niedociągnięciom, których się dopuścili w trakcie twojego wychowania. Jednak gdy osiągasz pełnoletniość, obowiązek uporania się z tymi traumami spada na ciebie. Dalsze obwinianie rodziców nie przyniesie ci żadnej ulgi.
Zrozum siebie i zrozum ich.
Może twój ojciec miał kontrolującą matkę, która zryła mu psychikę i dlatego teraz nie radzi sobie z żadną kobietą? Może twoja matka naśladuje swoją i rządzi mężem oraz domem za pomocą manipulacji i ataków złości?
Zastanów się nad tym.
Wtedy zobaczysz, że twoi rodzice nie byli idealni, bo też nie mieli idealnych rodziców. Przez całe życie mierzyli się z traumami podobnymi do tych, z którymi ty mierzysz się teraz. Byli za słabi, żeby się z nimi uporać, więc przekazali je na następne pokolenie.
Jednak najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że ty nie musisz.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Dowiedz się więcej:
Bez silnego ojca córka nie będzie chciała być kobietą. – Teraz wiem dlaczego tak podziwiałam feministki – kobiety niezależne! XD
Po przeczytaniu tego tekstu zdałam sobie sprawe dlaczego już jako nastolatka postanowiłam nie wiązać swojej przyszłości z mężczyznami i jakich do siebie przyciągałam – takich jak ojciec.
Cieszę się, że tekst zachęcił do refleksji 😉 Ja też swego czasu miałem podobny problem i szukałem w kobiecie opiekunki (zastępczej mamusi). Ba! Nadal mam kilku kolegów, który w taki sposób postrzegają związek.
Na szczęście w porę zrozumiałem, ze źle robię i dzięki temu nie władowałem się w bagno.
Mimo to nadal niesamowity jest dla mnie fakt, że większość problemów ludzkich sprowadza się do traum z domu rodzinnego. Nienawiść/żal do rodziców skazuje dzieci na powtarzanie tych samym błędów.
Ja z kolei z innej beczki, jaki jest lek dla kobiet, które nigdy nie miały ojca i nie mają już możliwości odbudowy więzi bo zmarł ?
Mocny wpis, zabolało. Bardzo.
Czy jestem gorsza bo mam daddy issuse?
Błagam o odpowiedź.
Cześć,
Nawet jeśli Twój ojciec nie żyje, nadal możesz mu wybaczyć. Powinnaś zrozumieć, że jakby potrafił lepiej być lepszym ojcem, na pewno by nim był. Każdy z nas oczekuje, że nasi rodzice będą idealni, ale przy tym często zapominamy, że rodzice też mierzą się ze swoimi demonami.
Jednak chowanie urazy czy nienawiść do rodziców za to co zrobili (albo czego nie zrobili) szkodzi przede wszystkim Tobie. Bez wybaczenia nie będziesz mogła normalnie żyć, bo złość i nienawiść przyciąga inne zło w postaci nałogów, niepokoju czy nawet szaleństwa.
Poza tym pamiętaj, że poza ziemskim ojcem masz jeszcze ojca duchowego, czyli Boga. W nim powinnaś szukać ukojenia.
A jeszcze odpowiadając na Twoje pytanie: wcale nie jest powiedziane, że jesteś gorsza. Brak ojca w życiu dziecka jest co prawda bardzo szkodliwy i taka rana na duszy trudno się goi, ale to nie zmienia faktu, że może się zagoić. W swoich słabościach możemy stać się silniejsi, ale cała tajemnica tkwi w tym, żeby nie wypełniać tych ran nienawiścią. Trzeba przyjąć je z pokorą i iść dalej.
Wydaje mi się, że jesteś na dobrej drodze, bo nie reagujesz na mój tekst agresją, tylko jesteś skłonna się czegoś dowiedzieć.
Na poparcie tej wiedzy są może jakieś badania? Znajdzie się jakakolwiek rzetelna bibliografia? Bo w przeciwnym razie to całkiem miła bajeczka.
Życie jest moją bibliografią. Co ty na to?
Rozejrzyj się wokół siebie, a zauważysz, że to prawda.
Poza tym nie zmuszam Cię do wiary w to, co napisałem. Jeśli chcesz, możesz uznać to nawet za stek bzdur. Ja na tym nic nie stracę, a Ty — i owszem.
Dawno nie czytałam takich głupot. Nie masz poparcia w badaniach i wysnuwasz kocopoły na podstawie subiektywnych doświadczeń xD
Ok, wierz ślepo w te swoje badania. Zobaczymy, jak daleko Cię zaprowadzą
Ludzie będą Cię atakowali, bo:
„Nie ma badań!” XD
Nie potrafią dostrzec tego wszędzie dookoła. Mają tak zaoraną psyche i nakreślony światopogląd przez nieodpowiednie wychowanie, że ciężko im uwierzyć, że są na bluepillu. Kobiety mówią, że chcą dominować, a to nie prawda, żaden FACET nie jakiś frajer nie da się zdominować kobiecie. Jedynie þetaorbiter / bluepill / bankomat pozwoli decydować kobiecie.
Bardzo dobry artykuł
Mnie osobiście bawią ludzie, którzy traktują naukę (lub „badania”) jak jakąś nieomylną wyrocznię.
Chociażby dlatego, że historycznie rzecz biorąc, jakieś 90% (a może i więcej) teorii naukowych było błędnych. Nie ma to jak ślepo wierzyć w coś, co myli się w 9/10 przypadków.
No i do tego jeszcze dochodzi fakt, że dzisiaj wielu „naukowców” albo siedzi w kieszeniach korporacji, albo próbuje przepychać swoje chore ideologie.
I prawda, prawdziwy mężczyzna nie daje się dominować kobiecie. Dzięki za miłe słowa 😉
dokladnie, dawno takich glupot nie czytalam XD „nigdy nie beda dobrymi matkami”, wez ty sie chlopie bardziej zamknij z tym patriarchalnym pieprzeniem XD
„iks de iks de iks de, ale jestem mądra, iks de” 😉
Z tiktoka sie dowiedzialam co mi jest, przeczytalam ten tekst i zgadza sie DOSLOWNIE wszystko, procz potrzeby chorobliwej zazdrosci o ex-chlopakow i proby kontroli ich. Zgadza sie ze uwazam sie za aseksualna ( bo przeca lesbijka bylaby za prosta), ze ojciec to pantofel, ze w dzieciństwie mamusia mnie przed nim chronila, zeby nie skrzyczał, ze jego relacja ze mna nie istnieje bo zepsula sie gdy zaczelam dojrzewac. Wow… naprawde jakos mi lzej, wpisuje sie w kolejny schemat.
Jeśli zamiast chwilowej ulgi chcesz mieć dobre życie, powinnaś wybaczyć matce, a w następnej kolejności ojcu.
Matce za to, że zniszczyła ci psychikę i odwróciła od ojca.
Ojcu za to, że był za słaby, żeby stanąć w twojej obronie.
Wiedz, że twoja relacja z ojcem nie popsuła się przez przypadek. Twoja matka nastawiła cię przeciw niemu (grała ofiarę, mówiła o nim źle, udawała tę dobrą, etc.), ty zaczęłaś się z nią identyfikować i stałaś się jej odbiciem.
W efekcie zaczęłaś traktować ojca w taki sam sposób, w jaki traktowała go twoja matka.
A skoro nie radził sobie z żoną, nie wiedział też, jak poradzić sobie z córką, która stała się taka sama jak jego żona.
Jak im wybaczysz, w końcu staniesz się sobą, a nie odbiciem twojej matki. Dopiero wtedy zaczniesz żyć, bo teraz nie robisz nic innego, tylko umierasz.
TikTok i bloger, dla którego „życie jest bibliografią” i nie potrzebuje fachowej literatury jako źródła oświecenia nie prorokują rozwiązania problemów życiowych.
Jeżeli masz taką możliwość, zachęcam do udania się na terapię, w celu przepracowania problemów
Racja, TikTok to marne źródło wiedzy 😉
Ale fachowa literatura też bardzo rzadko jest źródłem (jak to określasz) „oświecenia”. Dużo częściej sprowadza ludzi na manowce — szczególnie tych, którzy nie używają własnego rozumu.
I mówi Ci to człowiek, który swego czasu pochłaniał książki jak dobra niszczarka. Pusta wiedza może co najwyżej podbudować Twoje ego („jestem lepszy od ciebie, bo wiem więcej”), ale na pewno nie uczyni Cię mądrzejszym.
„Fachowa literatura też bardzo rzadko jest źródłem oświecenia”… Eee… a masz coś więcej do powiedzenia poza swoimi kocopołami? Któryś raz kwestionujesz zasadność powoływania się na wiedzę i badania. Mam rozumieć, że nie masz niczego na poparcie swoich bredni? Oczywiście poza „życiem i doświadczeniem”. (LOL)
Dawno się tak nie pośmiałem.
PS Może trafisz tymi tekstami do inceli. I chyba tyle. A, i pozdrowienia od mojej żony. 😀
Nie widzę potrzeby, żeby ci cokolwiek udowadniać. Wierz sobie w co chcesz, nawet w to, że literatura potrafi doprowadzić do oświecenia (zabawne)
Zresztą sam nie masz nic do napisania poza hasłem „bzdury” bez jakiegokolwiek uzasadnienia.
A za pozdrowienia dziękuję (chyba że napisałeś to tylko po to, żeby się pochwalić, że masz żonę. W takim wypadku mam dla ciebie smutną wiadomość — posiadanie żony to nie jest żadne wybitne osiągnięcie.)
Jakby ci to powiedzieć… to ty wyjeżdżasz z jakimiś tezami (twierdząc, że to „najprawdziwsza prawda”), więc na tobie spoczywa ciężar dowodu. Tak działa metoda naukowa. Oczywiście nie dziwi mnie, że nie postępujesz zgodnie z nią, a nawet zdaje się ci być ona jak najbardziej obca.
Jeśli nie wiesz jak to działa, to dam taki przykład, który może do ciebie trafi: jesteś głupi. No, a jeśli się z tym nie zgadzasz, to teraz udowodnij, że nie jesteś.
Po pierwsze, to nie jest tekst naukowy, więc niby czemu miałbym stosować metodę naukową?
Po drugie, zasłaniasz się tą nauką, jakby czyniła Cię kimś lepszym albo mądrzejszym, a nie czyni.
Po trzecie, to Ty przyszedłeś do mnie i zadałeś sobie trud, żeby napisać, że piszę bzdury. Więc jak najbardziej po Twojej stronie leży uargumentowanie swojej tezy.
Po czwarte, w tekście znajduje się wystarczająco dużo argumentów, oczywiście mogą do Ciebie nie trafiać, ale to już Twoja sprawa.
Czemu napisałeś że wina leży tylko po stronie Matki? Mój ojciec potrafił nachlany awanturować się przy mnie kiedy miałam conajmniej 4-6 lat, bić moją matkę i wyzywać, zdradzać no i oczywiście akurat kiedy wracał zza granicy. Tak jest u większości polskich rodzin. Widać że pisał to egoistyczny zapatrzony w siebie facet pewnie głosujący na PiS. Postaw się może na miejscu ludzi bitych w rodzinach a nie piszesz takie bzdury że to matka ta zła.
Gdzie napisałem, że to tylko wina matek? Ja twierdzę, że matki nie są żadnymi aniołami, więc jak twój ociec jej przywalił, na pewno nie zrobił tego bez powodu. Pewnie od lat zachodziła mu za skórę i wyżywała się nam psychicznie.
To go oczywiście nie usprawiedliwia, ale nie powinnaś zwalać całej winy na niego.
Bierzesz stronę matki, bo się z nią utożsamiasz i pewnie patrzysz na ojca nie własnymi oczyma, tylko jej. Zresztą awantury między Twoimi rodzicami nie dotyczyły Ciebie. Dlaczego Ty miałabyś być zła na ojca?
I nie — taka sytuacja nie panuje u większości polskich rodzin.
W moim przypadku sytuacja jest odwrotna – to ojciec jest po części „matką”. Zawsze traktował mnie (i nadal tak myśli) jak swoją wizytówkę, kogoś, kim się może pochwalić. Realizował trochę na mnie swoje niespełnione zamierzenia – on nie czuł matematyki za bardzo – ja jak rozumiałam ją choć trochę to musiałam być z niej NAJLEPSZA. Kiedy miał fazę na chodzenie na siłownię – snuł plany, że wystartuję w konkursie miss fitness, mimo że w ogóle mnie to nie interesowało. Wszytko po to, żeby się pochwalić przed kolegami i zyskać aprobatę SWOJEGO tatusia. Chciał albo mnie stręczyć „pięknym chłopcom” jak już będę oh ah sławną artystką, albo żebym znalazła sobie bogatego prawnika czy lekarza na męża, bo taki ma pozycję i prestiż (czyli jest kolejnym powodem, by mój ojciec mógł się pochwalić).
Poza swoimi pięknie zamaskowanymi manipulacją wymaganiami grał „tego fajnego rodzica” – zawsze na więcej mi pozwalał, chciał być moim kumplem.
Odkąd zaczęłam dojrzewać, pojawił mi się w umyśle rozdźwięk między moim prawdziwym „ja” a wytresowanym przez moich rodziców „ja”. Kwestionowałam każdy swój wybór, który nie podobałby się moim rodzicom, bałam się ich opinii, bałam się, że zostanę odrzucona przez nich jak nie będę „wystarczająca”. Jak nie będę już tą wytresowaną małpką cyrkową, co robi fajne sztuczki.
Zachorowałam na depresję, okaleczałam się, miałam myśli samobójcze – tylko dlatego, że byłam niewolnikiem swoich rodziców i bałam się, że nie zapracuję wystarczająco na ich miłość. Dopiero od niedawna zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę i powoli leczę się ze swojego problemu, ale w najgorszych momentach wraca moja zakompleksiona, skonfundowana, niepewna, nienawidząca siebie wytresowana osobowość.
Mogłabym jeszcze długo pisać o innych symptomach tego kompleksu, moje bagno jest dużo głębsze i nie wiem kiedy w końcu się z niego wygrzebię. Jednego jestem pewna – tą manipulującą, kontrolującą „matką”, co do końca życia chce mieć absolutną władzę nad dzieckiem, może być też ojciec!
Ciekawostka – Podobno na teście, który wykonywał u psychiatry wyszło mu, że ma bardzo „kobiecy mózg”, więc to wszystko nie jest zaskoczeniem.
Nigdy nie pisałem, że ojciec nie może działać w taki sposób. Jednak dla mężczyzny jest to po prostu nienaturalne. Twój tata prawdopodobnie był bardziej związany z matką, która narzuciła mu swoją kobiecą naturę.
Co potwierdzasz tym „kobiecym mózgiem”.
To nie pierwszy raz, kiedy słyszę, że ojciec chce być kumplem dla swoich dzieci. Duży błąd. Dzieci same znajdą sobie kumpli i przyjaciół, ale tatę mają tylko jednego. Rolą ojca jest budowa struktury, pewnych ram, w których dziecko może czuć się bezpieczne i stosunkowo wolne (póki nie próbuje zrobić czegoś głupiego).
Może Twój tata próbował w ten sposób budować z tobą więź. Jeśli bardziej identyfikujesz się z matką, prawdopodobnie traktujesz ojca w ten sam sposób, co ona. A skoro nie potrafił poradzić sobie z żoną, nie wiedział też, jak radzić sobie z jej mniejszą kopią.
Jeśli chcesz się wyleczyć z tych traum, jest tylko jedna droga: wybaczenie. Oczyść swoje serce z nienawiści, a całe to bagno, które się do ciebie przylepiło, samo odpadnie.
Bardziej szczegółowo opisałem ci to w drugim komentarzu:
https://blog.fabiankoziolek.pl/2021/10/03/depresja-u-dzieci-dlaczego-dzisiejsi-rodzice-nie-kochaja-swoich-pociech/#comment-315
Hmm, to u mnie jest trochę odwrotnie. Ojciec był obecny w moim życiu i nie był wcale słaby, a mimo to wydaje mi się, że mam jakąś odmianę daddy issues. Mój ojciec był dominujący i krytyczny, był przysłowiową głową rodziny. Mama była raczej w jego cieniu. A ja dziś mam problem z dramatycznie niskim poczuciem własnej wartości, fobią społeczną i depresją i upatruję przyczyny właśnie w jego zachowaniu.
Przez cały okres nastoletni miałam wrażenie, że jest ciągle ze mnie niezadowolony. Mimo że obiektywnie przecież byłam dobrym dzieckiem – grzeczna, cicha, dobrze się ucząca. Ale on potrafił się na mnie wydrzeć, bo przez przypadek coś zrzuciłam, bo mam bałagan w pokoju, albo bo nie potrafię czegoś załatwić przez nieśmiałość. Oczywiście zaraz o tym zapominał, dla niego były to błahostki, ale we mnie zostawał każdy taki krytyczny komentarz i odciskał na mnie piętno, podkopując moje poczucie własnej wartości. Dodatkowo bywał trochę nadopiekuńczy, np. nie podobało mu się, że chcę pójść na osiemnastkę do znajomej z klasy, bo nie wiadomo jacy ludzie tam będą i pewnie będzie alkohol. Chciał mnie w ten sposób chronić, a ja nie wierząc w siebie, nie sprzeciwiałam się jego autorytetowi, chociaż powoli czułam, jak tracę zdolność decydowania o własnym życiu. Rezygnowałam z własnych planów po to, żeby nikomu nie sprawiać problemów. Mama zazwyczaj stawała po jego stronie, tylko czasem z nim dyskutowała. Z nią mam raczej dobre relacje, chociaż czasem żałuję, że częściej mu się nie stawiała.
Gdy dorosłam, to konflikt stał się trochę bardziej skomplikowany, bo frustracja we mnie narastała i coraz częściej się buntowałam. Były otwarte awantury, agresja z obu stron, a ja coraz bardziej odcinałam się od niego emocjonalnie, wiedząc jak wiele przykrości mi sprawił. Gdy miałam stany depresyjne, to krzyczał, że jak skończę na kasie w supermarkecie to dopiero się opamiętam. Że był dla mnie „za dobry”, bo gdyby mi przypierdolił jak w normalnej rodzinie, to by się skończyło moje leżenie w łóżku cały dzień.
Oczywiście nie zawsze było źle. Ogólnie rzecz biorąc, byliśmy raczej zgraną rodziną, było też mnóstwo świetnych, rodzinnych chwil. Tata potrafił zadbać o rodzinę, był pracowity, zaradny i solidny – to były te cechy, które w nim cenię. Mój brat wyrósł również na bardzo zaradnego mężczyznę, w przeciwieństwie do mnie. A ja bywałam też czasem córeczką tatusia, lubiłam z nim oglądać mecze i żartować. Ale wciąż mam gdzieś w sobie ten uraz, traumę i poczucie, że tata mnie nienawidzi, mimo że większość rzeczy robił z dziwnie pojmowanej troski. W trakcie tych gorszych momentów i wybuchów agresji pokazywał swoją najgorszą stronę, i wciąż gdy to sobie przypominam to przechodzi mnie dreszcz. Chyba zabrakło mu jakiejś takiej empatii, zrozumienia i opanowania. Bo wydaje mi się, że własnemu dziecku nie mówi się, że nie nadaje się nawet do zamiatania ulic, po prostu nie. Już niedługo się wyprowadzam i mam nadzieję, że wyjdę jakoś na prostą, ale wciąż mam olbrzymie problemy w relacjach z mężczyznami.
Jeśli chodzi o mój stosunek do mężczyzn, to lgnę do nich, poszukując u nich abrobaty i potwierdzenia własnej wartości, a jednocześnie boję się ich. Mam wrażenie, ze mną gardzą, mimo że nic na to nie wskazuje. Boję się przed kimkolwiek otworzyć z obawy przed krytyką. Nie są to zdrowe relacje, zachowuję się w nich toksycznie i wstydzę się tego bardzo, ale inaczej chyba nie umiem. Nie myślę o zakładaniu rodziny, bo wiem, że bym sobie nie poradziła. W życiu przyjmuję co prawda rolę kobiecą, ale za to uległą, skrytą i słabą – samotniczki, którą łatwo stłamsić. Nic pozytywnego.
Tak w sumie nie wiem czemu to napisałam. Może po to, żeby pokazać, że jest też druga strona medalu. Nie tylko słaby, uległy lub nieobecny ojciec potrafi zniszczyć swoje dziecko, ale również ten o zbyt mocnym charakterze, wymagający, surowy i nadopiekuńczy. Myślę że przegięcie w żadną stronę nie jest dobre. Znam kobiety, które wychowały się bez ojca i świetnie sobie radzą w życiu – są samodzielne, niezależne, mają świetnie płatną pracę, partnera i ciekawe życie. A ja, mimo że wychowana z ojcem, wciąż nie potrafię się w tym życiu odnaleźć.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w twojej wypowiedzi, było stwierdzenie „miałam poczucie, że tata mnie nienawidzi”. Skąd w twojej głowie wziął się ten pomysł? Dziecko raczej samo z siebie nie wpadłoby na coś takiego, nawet jeśli tata jest krytyczny.
Przypomina mi to historię pewnego mężczyzny, którą ostatnio słyszałem.
Kiedy próbował dojść do ładu ze swoim życiem, też zastanawiał się nad swoją przeszłością w rodzinie. Przypominały mu się sytuacje, w których tata dawał mu karę albo podnosił na niego głos, a zaraz potem przybiegała mama i mówiła coś w stylu: „nie martw się, tata cię kocha, tylko jest teraz zły”.
Zastanawiając się nad tym, ów mężczyzna doznał olśnienia. Zrozumiał, że nigdy wcześniej nie miał wątpliwości, że tata go kocha — nawet jeśli dostawał karę lub reprymendę. Dopiero kiedy mama przybiegała i mówiła „tatuś jest zdenerwowany, ale cię kocha”, w głowie chłopaka zaczął tlić się pomysł: „a co, jeśli jednak nie kocha?”
Wcześniej nie miał żadnych wątpliwości co do ojcowskiej miłości, a z powodu matki zaczęły się one pojawiać.
Może u Ciebie było podobnie? Matki lubią wtrącać się pomiędzy ojca i jego dzieci i udawać święte (te dobre), bo wtedy mogą czuć się ważne. To tylko kolejna manipulacja, która ma zwrócić dzieci przeciwko tacie.
Nie piszę tego w obronie Twojego ojca, tylko rzucam trochę światła na sprawy, o których mało kto mówi. Jeśli twój tata rzeczywiście wydzierał się z powodu błahostek, był agresywny i krytyczny (tak jak piszesz), to nie był silnym mężczyzną.
Silni mężczyźni nie dają się porywać emocjom.
Mimo wszystko nie powinnaś czuć do niego nienawiści lub złości, bo tylko robisz sobie krzywdę. A skoro piszesz, że z mamą masz „dobre relacje”, mam poważne obawy, że patrzysz na ojca jej oczami, a nie własnymi. Stąd te wojny, kiedy stałaś się nastolatką. Wojowałaś z nim tak samo, jak twoja matka.
Oczywiście, że Twój tata cię kocha. Ojcowie (nieważne, jacy by nie byli) w lwiej części przypadków szczerze kochają swoje dzieci i oddaliby za nie życie, gdyby trzeba było.
Jeśli zaś chodzi o Twoje relacje z mężczyznami, szukasz u nich aprobaty, bo w rzeczywistości szukasz ojcowskiej miłości. Każda kobieta jej szuka, mimo że większość nie zdaje sobie z tego sprawy. Niestety dzisiejsi mężczyźni nie mają jej do zaoferowania, bo sami dorastają w oderwaniu od ojca.
Dlatego kobiety często kończą wykorzystane i porzucone.
Jeśli chcesz być w końcu prawdziwą sobą, powinnaś wybaczyć rodzicom ich niedociągnięcia. Możesz zapytać Twojego tatę, dlaczego czasem reagował taką agresją. W ten sposób lepiej go zrozumiesz. Tylko nie pytaj z oskarżycielskim tonem i gotowa do walki, tak jak twoja mama, tylko przeprowadź z nim szczerą rozmowę, bez emocji.
Na koniec chciałbym dodać, że sukces materialny nie oznacza, że dany człowiek jest silny. Gwarantuję ci, że te „niezależne kobiety”, o których piszesz, może mają te wszystkie rzeczy, ale głęboko w środku są puste i nieszczęśliwe. Właśnie z powodu braku ojcowskiej miłości.
Może rzeczywiście „nienawidzi” to za mocne słowo. Bardziej by tu pasowało „nie znosi” albo „gardzi”. A odczucie to pojawiło się już jak byłam trochę starsza, gdy słuchałam z wielkim bólem, jak wypowiada się o mnie w gniewie w bardzo negatywnym kontekście, jak o największym wrogu. Jakbym wnosiła w jego życie same negatywy. To oczywiście tylko subiektywne wrażenie, bo tak naprawdę wiem, że mnie kocha. Szkoda tylko, że w taki pokrętny sposób to okazuje.
Myślę, że to odczucie powstało u mnie w wyniku mechanizmu projekcji (jak sam nienawidzisz siebie, to masz wrażenie, że to inni ciebie nienawidzą). Nie wydaje mi się, żeby mama miała coś z tym wspólnego. Nie kojarzę, żeby używała podobnych tekstów, co mama mężczyzny, o którym wspominasz. Ona nie za bardzo się wtrącała. Pozwalała mu mówić to, co chciał, a zazwyczaj nawet popierała go. Jedynie może kilka razy, gdy już bardzo przeginał, to broniła mnie i prosiła, żeby już mnie zostawił. Ale nie robiła tego, żeby udawać „dobrą”, to do niej niezbyt pasuje. To wynikało rzeczywiście z troski, bo widziała, że jestem w złym stanie.
To raczej mój tata się wtrącał, gdy miałam sprzeczki z mamą (teksty typu „nie rozmawiaj z nią nawet” albo „nie gadaj do niej, bo i tak nie zrozumie” były jego domeną). Ogólnie on był bardziej dominujący w rodzinie i lubił mieć decydujący głos. A mama nigdy nie próbowała nas (mnie i brata) zwracać przeciwko niemu, bo sama uznawała jego autorytet. Ogólnie mama i tata zawsze byli zgodnym małżeństwem z długoletnim stażem, więc nie doszukiwałabym się tutaj jakichś niecnych zagrywek.
Z tym się niestety zgodzę, że często nie panował nad emocjami. Jest typem choleryka. Jak ktoś lub coś go rozzłości, to klnie i staje się bardzo porywczy i agresywny. Jedynie mój brat potrafił mu się asertywnie postawić, ja niestety przy większości wybuchów albo się rozklejałam, albo zachowywałam kamienną twarz, tylko po to, żeby rozkleić się, gdy już nikt nie będzie tego widział.
Wydaje mi się, że umiejętność panowania nad emocjami to rzeczywiście oznaka siły (niezależnie od płci, u kobiet też). Może dlatego, że on nie posiada tej umiejętności, to nigdy nie stał się dla mnie prawdziwym autorytetem. Z drugiej jednak strony jest on kompletnym przeciwieństwem uległego pantofla, więc takim typowym „słabeuszem” na pewno nie jest.
Bardzo bym chciała nie czuć złości, ale myślę, że jeszcze długa droga do przepracowania przede mną. Po wyprowadzce nasze stosunki powinny się poprawić, chociaż pewnie jakoś super ciepłe i czułe nigdy do końca nie będą.
Nie wiem, czy pewnych rzeczy sobie nie dopowiedziałeś sam odnośnie mojej matki, bo ona właśnie nie wojowała za bardzo z ojcem. Wiadomo, tak jak w każdym małżeństwie, zdarzały się im jakieś drobne kłótnie i sprzeczki (którym sprzyjały wybuchy mojego taty), ale jednak nie trwały one zbyt długo. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że nigdy nie byli dla siebie wrogami, ani nic z tych rzeczy. Tak jak wspomniałam, mama zazwyczaj była w jego cieniu i go popierała podczas kłótni ze mną, i też mam jej trochę do zarzucenia w tej materii. Ale stosunki z nią mam o tyle lepsze, że po prostu swobodniej się przy niej czuję, bo wiem, że ma łagodniejszy charakter, nie wybuchnie stosem przekleństw, gdy jakaś moja decyzja jej się nie spodoba, i potrafię z nią rozmawiać na trochę głębsze tematy niż z ojcem.
Oczywiście winą za swój stan nie obarczam tylko ojca. Obydwoje przecież brali udział w moim wychowaniu. Właściwie to teraz, gdy jestem już dorosła, to odpowiedzialność za mój stan zdrowia leży na mnie. Raczej nie jestem w stanie na razie przeprowadzić poważnej rozmowy z tatą, bo raczej nie byłoby to komfortowe ani dla mnie, ani dla niego. Nigdy nie rozmawialiśmy na „poważne życiowe tematy”, a ja niezbyt potrafię mówić o swoich emocjach (chyba bym się spaliła ze wstydu). On raczej też nie potrafi. Liczę na to, że po wyprowadzę będę mogła po prostu skupić się na swoim życiu, nie musząc słuchać komentarzy, które sprawiają, że czuję się jak zero (mimo że wynikają one z troski i mają na celu mnie „zmotywować”, to jednak odnoszą zupełnie przeciwny skutek).
Nie generalizowałabym na Twoim miejscu, że każdy kto wychował się bez ojca musi być pusty i nieszczęśliwy. Owszem, jest to zazwyczaj olbrzymia strata dla dziecka, ale nic nie jest przesądzone. Można przepracować u siebie ten problem i wyrosnąć na spełnionego, pogodzonego z przeszłością dorosłego, który jest w stanie tworzyć zdrowe związki z innymi ludźmi. Znam chłopaka, którego ojciec był alkoholikiem, który po rozwodzie niezbyt interesował się synem, a on teraz naprawdę świetnie sobie radzi w życiu i osiąga sukcesy artystyczne, pomimo braku tej ojcowskiej miłości. Tak samo koleżanka prawniczka, która w przyszłym roku bierze ślub. Niestety problem braku ojca w rodzinie jest naprawdę częsty, aż sama się zdziwiłam, ile znam ludzi z rozbitych rodzin. Ale myślę, że nie powinniśmy od razu skreślać takich ludzi i twierdzić, że na pewno są w środku nieszczęśliwi, bo możemy się nieźle zaskoczyć.
Już się kładłem spać, ale dostałem powiadomienie o Twoim komentarzu, więc jeszcze odpowiem 😉
Niestety mamy taką formę kontaktu, że chcąc nie chcąc muszę sobie pewne rzeczy dopowiadać, bo nie mam wystarczających informacji. Ale wracając do tematu…
Masz rację, że teraz jesteś dorosła i bierzesz za siebie odpowiedzialność. A najlepiej zadbasz o swoje zdrowie, jeśli wybaczysz rodzicom, bo razem z wybaczeniem pozbędziesz się gniewu. W przeciwnym wypadku demony przeszłości będą ciągnęły się za Tobą przez całe życie.
Wystarczy coś w stylu: „tato, przez twoją wściekłość całe życie się ciebie bałam, ale chcę żebyś wiedział, że nie mam ci tego za złe. Wiem, że starałeś się jak mogłeś.” (To jest tylko przykład, możesz użyć własnych słów.)
Jego reakcja nie jest ważna. Liczy się tylko, że to zrobiłaś. Ludzie mylnie myślą, że wybaczenie jest dla drugiego człowieka, ale w rzeczywistości jest dla nich samych. Żeby w końcu mogli pozbyć się nienawiści z serca.
Jeśli się na to zdobędziesz, zapytaj też, dlaczego przez całe życie był taki nerwowy. Może dowiesz się o nim paru ciekawych rzeczy. Np. tego, że doświadczył piekła w domu, bo nikt nie wyrósłby na choleryka, gdyby miał udane dzieciństwo (a może jeszcze jakieś inne doświadczenia tak go ukształtowały?)
Oczywiście zrobisz jak uważasz, ale to jest moja najlepsza rada dla Ciebie.
Więcej nie dopowiem, bo musiałbym Cię najpierw wypytać bardziej szczegółowo o Twoją rodzinę. Jeśli byś zechciała, możesz do mnie w tej sprawie napisać: kontakt@fabiankoziolek.pl
Jeszcze odnośnie ludzi dorastających bez ojca. Nie skreślam ich, bo oczywiście mogą wyjść na prostą, ale tylko jeśli wyprostują sytuację z rodzicami, czyli im wybaczą. Inaczej mogą zdobyć wszystkie skarby tego świata, a nadal będą czuli wewnętrzną pustkę.
Ta ich pogoń za sukcesami, niezależnością i bogactwem to właśnie zachowanie w stylu „tato, spójrz na mnie i doceń mnie”. Jak już pisałem wcześniej, sukces materialny nie sprawi, że ci ludzie będą szczęśliwi.
I masz rację, brak więzi z ojcem to dzisiaj bardzo częsty problem, który powoduje, że młodzi ludzie są coraz słabsi i coraz bardziej zagubieni.
Tak czy inaczej życzę Ci jak najlepiej — przede wszystkim tego, żebyś odnalazła spokój wewnętrzny.
Wow, dzięki za komentarz i miłe słowa. Na pewno rozważę to wszystko, co mi napisałeś i zastanowię się nad tym. Fajnie jest poznać perspektywę innej osoby.
Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam 🙂
Kolega polecił mi ten artykuł śmiejąc się, że brzmi jak chrześcijański bełkot i faktycznie – jak wypowiedź księdza.
Tak wgl, można pisać z życia i doświadczenia jednak opierasz się tu o psychologię – wiec następnym razem zreflektuj je ze źródłami i dodaj bibliografię pod swoim tekstem.
Chrześcijański bełkot? No no no, widzę że kolega nie grzeszy mądrością 😉
Ale cieszę się, że od razu pobiegł do mamy pochwalić się swoim znaleziskiem, bo dzięki temu więcej ludzi pozna mojego bloga.
A przechodząc do konkretów…
Dlaczego miałbym dodawać bibliografię? Bo tak sobie życzysz? Ja piszę dla tych, którzy poszukują prawdy. Moje teksty tylko zwracają ich w odpowiednią stronę i kierują uwagę na to, co już sami instynktownie wiedzą.
Nie mam potrzeby przekonywania niedowiarków. Ślepy i tak nie zobaczyłby prawdy, nawet jakbym dostarczył mu całą bibliografię tego świata jako dowód.
Zresztą podanie źródeł pod tekstem i tak niczego nie gwarantuje. Tym bardziej z zakresu psychologii, czyli „nauki”, która opiera się niemal wyłącznie na przekonaniach tego, kto prowadzi badania.
„Piszę dla tych, którzy poszukują prawdy”.
Wiesz, że byłbyś świetnym materiałem do rozbiórki psychologicznej? Takich bredni dawno nie widziałem, szczególnie że z taką pewnością opatrzonych metką „prawdy”. (Dlaczego akurat to ma być prawda? Nie wiadomo. W sensie ja się domyślam – ty to napisałeś, więc jesteś przekonany o swojej racji. Nic więcej za tym nie stoi).
Nie dziw się więc, koleżko, że piszą o tym „chrześcijański bełkot”. Właśnie tak to brzmi – idealizowanie mężczyzn, sprowadzanie kobiet do roli służebnicy swoich mężów-panów.
Czytałeś w ogóle te swoje brednie? „Iskra życia pochodzi od mężczyzn” itp.?
Ja bym nawet polecał ten tekst w szkołach – jako przykład degeneracji umysłowej i szowinizmu. Tak cudownie próbujesz zamydlać oczy, że „badania nie są obiektywne etc.”, a jednocześnie nie masz do siebie żadnych uwag, że deliberacje jakiegoś zagubionego kolesia (w sensie – ciebie) nie są niczym więcej? Czyli ego ma się świetnie. 😛
Mylisz się. To, o czym piszę, nie jest prawdą dlatego, że ja sobie tak wymyśliłem. To prawda, bo Bóg tak stworzył świat, a natura to przyklepała.
Poza tym znowu wyjeżdżasz z bredniami bez jakiegokolwiek argumentu poza „bo ja się nie zgadzam”.
Zresztą po twoich wypowiedziach widać, że masz mentalność kobiety. Tym bardziej, że używasz takich zwodniczych haseł, jak „szowinizm”. To słowo zostało wymyślone po to, żeby kontrolować mężczyzn. I jak widać na twoim przykładzie — spełnia swoją rolę.
Jesteś trollem, albo zindoktrynowanym, nie potrafiącym samodzielnie myśleć człowiekiem. Tertium non datur…
Przez chwilę zastanawiałem się czy coś więcej napisać, ale nie – jednak nie widzę sensu. Równie dobrze mógłbym pisać do głazu. I w sumie tyle.
„Napiszę coś po łacinie, wyjdę na mądrzejszego niż jestem” 😉
Czytając ten tekst i komentarze wnioskuje, że kobiety są złem tego świata xD A prawda jest taka, że każda rodzina jest inna, każdy rodzic jest inny. Nie wpisujmy wszystkich w jeden schemat. Sama w swoim życiu zetknęłam się z brakiem ojca i znam ten temat. Z niektórymi wątkami tego tekstu się zgodzę ale większość to bzdury.
Schemat jest jeden, bo kobieca natura jest taka sama zawsze i wszędzie. Dlatego każda matka w mniejszym lub większym stopniu odwraca dzieci od ojca.
Dzieci oczywiście mogą tego nie zauważać (bo się z nią identyfikują) co nie znaczy, że to się nie dzieje.
Poza tym trudno mi się odnieść to Twojego komentarza, kiedy piszesz „bzdury” bez żadnych przykładów czy argumentów, więc na tym skończę.
Co za kocopoły. Dorośli mężczyźni nie potrafia zachowywać się jak dorośli i przyjąć odpowiedzialności za siebie i potomstwo. Wymyślają terminy z dupy, winiac córki za błędy wychowawcze lub nieobecność ojców. Robicie wszystko, żeby nie iść na terapię i dostrzec winę w sobie. Latwiej nie być lepszym człowiekiem, pracować nad sobą żeby nie powtarzac błędów poprzednich pokoleń. Latwiej rozłożyć ręce i powiedzieć, przecież takie jest życie, rozejrzyj się dookoła, co nie? Tylko małe i zakompleksione ludziki używają daddy issues do własnych korzyści: wykorzystywania, poniżania i zawstydzania kobiet. Nie do działania nad rozwiązaniem problemu, ktorego to właśnie przyczyną są niekompetentni faceci. Kobiety nie dają soba pomiatać i nie konserwy nie moga się pogodzić, że tracą nad nimi kontrolę. Bo zaczyna im być niewygodnie, trzeba wiecej wysiłku i pracy wkładać w zwiazki..
Czytając Twój komentarz dochodzę do wniosku, że to chyba nie ja wylewam tutaj swoje frustracje 😉
Nie wiem, w którym miejscu winię córki. Winię matki za ich pokrętne manipulacje i ojców za ich słabość. Zaś dzieci wychowujące się przy takich rodzicach będą powtarzały te same błędy…
Chyba że zrozumieją swój błąd i wybaczą. Wtedy mają szansę na dobre życie.
Borze, co za głupoty. Właśnie po to trzeba czytać książki i badania, żeby rozumieć, że Twoje doświadczenia życiowe nie wyczerpują spektrum możliwości, że nie wszyscy czlonkowie jakiejś grupy są tacy, jak większość członków tej grupy, których akurat Ty spotkałeś w życiu (nasz mózg to właściwie probabilistyczny komputer, który z natury stereotypizuje, żeby zmniejszać wysiłek energetyczny).
Daddy issues to jest w ogóle jakiś wytrych do wyrzucania swoich frustracji związanych z kobietami.
Bardzo szkodliwy tekst „na chłopski rozum”.
„Borze”, gdyby tylko dobrodziejstwo tych książek i badań nauczyło Cię ortografii 😉
Daddy issues to tylko modne sformułowanie problemu starego, jak sama ludzkość. A problem polega na tym, że dziecko bez dobrej relacji z ojcem będzie cierpieć.
Córka nie będzie chciała być kobietą, a syn nie będzie potrafił być mężczyzną.
To samo dzieje się, gdy ojciec jest słaby.
Widać ze pisane przez mężczyznę… W sposób obraźliwy i misoginistyczny. Mam wrażenie ze ktoś Pana nieźle skrzywdził żeby pisac takie wysrywy. Toksyczna maskulinizacja sie przejawia ostro na tym blogu i strasznie jest to przykre. Samiec alfa co sie myje raz w tygodniu
Czyżbym kogoś uraził? 😉
Poza tym, czy kobiety nie potrafią wymyślić nic nowego? Już tyle razy słyszałem tekst „chyba ktoś Cię skrzywdził”, że mimowolnie po nim ziewam.
Ale nie ma co się dziwić. Skoro ktoś posługuje się takimi hasłami, jak „toksyczna maskulinizacja” czy „mizoginizm”, trudno wymagać czegoś mądrego w komentarzu. Jesteś bezmyślnym zombie na usługach lewicowej ideologii.
Trochę odklejony jesteś
Odklejony? A od czego, jeśli można wiedzieć? 😉
W psychiatryku powinien być ograniczony dostęp do internetu
Zgadzam się, daj numer na swój oddział, załatwię to
Nie pisałem tej wypowiedzi jako żart, ale tak ograniczony człowiek pewnie tego nie zrozumie
Tak jak Ty nie rozumiesz mojego żartu?
Czemu ty tak nienawidzisz kobiet? XD
Skąd wniosek, że nienawidzę kobiet?
Rosa, a po co go o to pytasz? Facet ma ewidentnie poważne problemy z kobietami i sam ze sobą, chce zwrócić na siebie uwagę, po to założył tego bloga, to taka rozpaczliwa próba wołania o pomoc, coś jak próba samobójcza na pokaz. Z tego co wypisuje widać, że sam wymaga interwencji psychiatrycznej a pozuje na kogoś kto posiadł wszystkie rozumy i jeszcze próbuje pouczać innych, nawiasem mówiąc, taka kombinacja często się zdarza. A jest to całkiem zwyczajny mizogin i zakompleksiony szowinista, z pewnością nikt warty uwagi, więc nie karmcie trolla. Skupcie się na miłości, waszych ukochanych, przyszłości i partnerstwie, a takich jak Fabianek omijajcie szerokim łukiem, dla własnego dobra.
Fabian, proszę, to dla ciebie: Kryzysowy Telefon Zaufania 116 123
Zadzwoń! Zaufaj! Czekamy na telefon od Ciebie codziennie od 14.00 do 22.00! Nasz numer jest bezpłatny. Zostawiam tu ten numer, ponieważ boję się że w końcu kogoś skrzywdzisz i myślę że ty też to wiesz. Skorzystaj z pomocy profesjonalistów, zanim będzie za późno i do reszty zatracisz się w swoim szaleństwie.
Aleś ty szybki w osądzaniu ludzi, których nie znasz. I jeszcze masz czelność opowiadać się po stronie miłości?
Twój emocjonalny komentarz tylko pokazuje, że trafiłem w czuły punkt. Dobrze ci radzę, zdejmij wzrok z innych i spójrz na siebie. Może znajdziesz źródło swojej frustracji i okaże się, że sam będziesz potrzebował telefonu zaufania.
Chociaż nie wiem, czy ci pomoże, skoro pracują tam tacy ludzie jak ty 😉
Dawno nie widziałam większego idiotyzmu. Zrobiło mi to dzień, dzięki;)
Skoro nie rozumiesz, to przynajmniej się pośmiałaś 🙂
Te komentarze są niewiarygodne:) Każdy kto interesuje się psychologią, pasjonuje się życiem i jest uważnym obserwatorem czy przebył wieloletnią psychoterapię wie, że to prawda:)
Wydaje mi się, że jakby sam Freud przemówił do krytykujących to i tak nazwali by go idiotą Hehe. Literatura jest i była ale to zapewne nie o to chodzi A o to, że w artykule znalazlo się kilka sformułowań, które mocno musiały urazić osoby do których problematyka ta trafia najbardziej a są w fazie konfliktu i oderwania od tej wewnętrznej jakże złożonej rzeczywistości. Robisz dobrą robotę.
Btw. Osobiście bardzo lubię Jordana Petersona i jego debaty z niedouczonymi rozmówcami na Youtube – jest doskonałym mówcą. Nie obraża a jego krytyka jest szalenie inteligentna i konstruktywna.
Fajnie, że głosisz prawdę. Żyjemy w czasach w których czasami jedyne co możemy to „wykrzyczeć” ją drugiej osobie prosto w twarz bo cóż innego pozostaje jak naprzeciw komentarze w stylu „dawno nie widziałem większego idiotyzmu” – przepełnione igonoracją i pozbawione wartości merytorycznej.
W 2 zdaniu napisałem „Każdy” . Niewłaściwe słowo. To nadużycie z mojej strony. Bardziej chodziło że „każda osoba interesująca się tymi obszarami ma szansę zrozumieć o czym pisze autor bez uprzedzeń I zarzutów wobec niego. Myślę, że Wasze emocje zabarwiają to co chce naprawdę przekazać autor . Swoją drogą to dobry start dla wszystkich oburzonych do czegoś więcej – zastanowienia się gdzie te emocje Was doprowadzą i badania tematu głębiej, sięgnięcia po literaturę czy analizę własnych zachowań.
Jeszcze raz Ja:) W artykule jest kilka niefortunnych sformułowań nadających mu nieco konserwatywnego i takiego zero jedynkowego brzmienia które dla nieznających tematu może być zbyt brutalne i oceniającej czy pozbawione akceptacji. Myślę, że trudno o przepis na idealną żonę, matkę czy ojca w prawdziwym życiu więc osoby z daddy issue, w związkach homoseksualnych czy wrażliwi emocjonalni mężczyźni (ja) mogą poczuć się ocenieni i wykluczeni. Niemniej tak się nie poczułem bo nie tak odbieram całościowy sens tego artykułu. A w dodatku napisałeś o akceptacji jako ważnym elemencie tej wewnętrznej przemiany i zrozumienia więc mam nadzieję, że wiedza ta pozwala Ci w codziennym życiu patrzyć na ludzi wzrokiem pełnym miłości i zrozumienia niżeli wyższości i uprzedzenia:)
Mimo wszystko uważam, że jesteś troszkę naiwny i zrozumiały jak ja byłem nie raz nad czym aktualnie pracuje. Bawisz się w doradzanie i wyciąganie wniosków w komentarzach. Chyba nie rozumiesz, że to proces długotrwały a wiedza którą posiadasz wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, której jeszcze nie rozumiesz. Dodatkowo na każdego człowieka składa się indywidualność – rozmaite historie – które znacznie wykraczają poza przyjęty schemat relacji którym się posługujesz i na który proponujesz „oczywiste wnioski” (wina kobiet) i „gotowe rozwiązania” (akceptacja). Mądry z Ciebie gość i zdecydowanie trollem nie jesteś jak w jednym komentarzu napisane. Sposób w jaki przekazujesz wiedzę wywodzi się również z Twojej indywidualnej historii A przekaz nie jest pozbawiony emocji. W związku z tym tak samo jesteś narażony na krytykę i tak samo powinieneś być czujny i uważny w stosunku do siebie. Mimo że być może rozpoznałeś i przepracowałeś schematy to nadal możesz przyjmować w życiu role których świadom nie jesteś. Życie to ciągłą praca. Trudny temat sobie wybrałeś – w którym to słowo pisane zastawia wiele pułapek na samego autora jak i rodzi różnoraki wydźwięk w głowach odbiorców (słusznie zresztą). Powodzenia!!
Cześć, odpisuję pod jednym komentarzem od razu na wszystkie, żeby nie robić bałaganu.
Na wstępie — dzięki za wyczerpującą wypowiedź, doceniam. To miła odmiana w porównaniu do większości innych komentarzy 😉
Jeśli chodzi o te „konserwatywne sformułowania zerojedynkowe” (jak to określasz), cóż… Piszę szczerze, a życie w gruncie rzeczy jest zerojedynkowe. Odcienie szarości zwykle tworzą ludzie, którzy starają się rozmyć prawdę dla własnej wygody. Nie mam wpływu na to, jak ktoś odbierze tekst, chociaż nie dziwią mnie tak emocjonalne reakcje (ludzie dzisiaj mają awersję do prawdy). Nawet jakbym ważył każde słowo, i tak ktoś poczułby się obrażony, więc po co mam rozwadniać przekaz?
Oczywiście piszę z własnego doświadczenia, bo z czyjego mam pisać? 😉 Dlatego wiem — jako fakt — że to, co piszę, jest prawdą. Nie dlatego, że gdzieś o tym przeczytałem, tylko dlatego, że doświadczyłem tej prawdy w życiu (chociaż oczywiście niektóre lektury też pomogły). I tak, pomaga mi to patrzeć w wyrozumiały sposób na ludzi, bo sam kiedyś należałem do tej grupy, która tak zajadle mnie teraz atakuje 😉
Oczywisty wniosek to nie wina kobiet. Kładę większy nacisk na winę matek, bo ona jest dzisiaj przemilczana, ale to nie znaczy, że ojcowie nie ponoszą żadnej winy. Winą ojców jest to, że są za słabi, żeby postawić się kobiecie i bronić własnych dzieci. Również to, że nie kierują się w życiu miłością, jak na mężczyznę przystało.
A rozwiązaniem nie jest akceptacja. Pierwszym krokiem do wolności jest zrozumienie siebie, bo to pozwoli ci zrozumieć innych ludzi — w tym własnych rodziców. Później dopiero przychodzi rozwiązanie problemu, czyli wybaczenie. Wybaczenie jest kluczem do wolności, bo wybaczenie uwalnia człowieka od nienawiści i mroku, w którym tkwi.
Finalnie chciałbym Ci jeszcze powiedzieć, żebyś nie identyfikował się z byciem „wrażliwym mężczyzną”, bo bycie wrażliwym nie jest naturalne dla mężczyzny. To jest natura kobiety, od której mężczyzna musi się uwolnić, jeśli chce być mężczyzną i wieść dobre życie.
PS. Wybacz, że odpisuję z takim opóźnieniem, ale mam nawał obowiązków.
*zarozumiały
Ja mam chyba jakiś inny rodzaj daddy issues? Nie jestem ani feministka, ani lesbijka, nigdy nikogo nie zdradziłam ani nie jestem kochliwa, po prostu chce żeby ktoś się mną zaopiekował i traktował jak jego malutka księżniczkę a nawet chce się czuć trochę po jego kontrola, chce żeby pomagał mi z trudnymi decyzjami i prowadził za rączkę żebym się nie zgubiła, i chce czuć „przewagę fizyczna” ja takiej osobie serce oddam i pozwolę zrobić ze sobą wszytko 😅 byleby się troszczył o mnie i otaczał miłością .
Wiesz, z zasady dobra żona powinna być posłuszna mężowi 😉
Jednak Twój komentarz sugeruje, że jesteś w stanie oddać wszystko, byle tylko ktoś się Tobą zajął. To nie jest zdrowe i może skończyć się tak, że wylądujesz z jakimś sadystą, bo będzie Ci się wydawało, że on Cię kocha.
Trudno mi ferować wyroki po jednym krótkim komentarzu, ale Twoja wypowiedź sprawia wrażenie napisanej przez osobę, która uważa się za gorszą.
„Oczywiście piszę z własnego doświadczenia, bo z czyjego mam pisać?” – to jest bardzo ważne. Jeżeli bezwzględnie będziesz się na tym opierał – uznasz, że Twoja prawda pozwoliła Ci przejrzeć tak złożone tematy, że WIESZ :> to moim zdaniem poczyniłeś pierwszy krok aby dać się zwieść temu czego być może sobie jeszcze nie uświadomiłeś. Nie wiem jak mocno naukowo interesujesz się tą tematyką (świadomości). Ale przede wszystkim Twoje doświadczenie powinno być częścią całości na którą składają się również odkrycia w obszarze doświadczeń innych osób mających wkład w zrozumienie psyche (którzy również do tego zrozumienia przyczyniają się w oparciu o swoje doświadczenia i zrozumienie innych nie tylko przez obserwację ale rozmowy i badania).
Przede wszystkim chodzi mi o bardziej złożone kwestie. Czyli to jak definiujesz męskość i kobiecość. Moim zdaniem zamykanie tych pojęć w ramach jakiejkolwiek „definicji” jest błędem. Dlaczego to piszę? Bo po twojej odpowiedzi odczuwam, że uznałeś siebie za osobę która wie i umie określić co jest dla mężczyzny dobre a co nie. Jakie cechy są pożądane a jakie nie. Tak to rozumiem.
„To jest natura kobiety, od której mężczyzna musi się uwolnić” – a moim zdaniem to jest natura kobiety która doprowadza do ruiny większośc mężczyzn bo…właśnie próbują się od niej uwolnić:) a nie rzadko z nią walczą. Mężczyzna powinien ją zaakceptować i pozwolić się jej wyrażać. Badanie tego kobiecego aspektu męskości doprowadza do jej wewnętrznej transoframcji nie natomiast do wyzbywania się czy uwalniania. Może to miałeś na myśli? nie wiem.
„bo bycie wrażliwym nie jest naturalne dla mężczyzny” – proszę Cię. To zdanie jest bardzo głupie – no offence. Ciężko do tego jakkolwiek się odnieść bo brzmi jak fakt – specjalnie takiego zabiegu użyłeś? Moim zdaniem jesteś mądry ale pyszny. Tworzysz wpisy z którymi trudno dyskutować w powiedzmy 70% i nagle wypalasz z takimi konserwatywnymi poglądami i definiujesz w nich naturę mężczyzny. Opierasz się na „prawdzie” którą poznałeś na własnym doświadczeniu. A co jeżeli ja też poznałem tą „prawdę” opartą na własnym doświadczeniu ? Jak zmierzysz poziom naszej prawdy? Czy ty zastanawiałeś się kiedyś jak głęboki i filozoficzny wymiar w ogóle ma słowo „prawda” w obszarze psyche?
Całkiem możliwe, że w swoich wpisach tworzysz drugą stronę tej samej monety – no wiesz…. faceci, którzy muszą się wyzwolić spod wpływu kobiet (wewnętrznie i zewnętrznie) a z drugiej strony kobiety które muszą się wyzwolić od facetów. I w dużej mierze to co piszesz jest mądre ale zbierając to do kupy powstaje pewna fałszywa narracja bo z tą swoją wiedzą idziesz zbyt daleko.
To tylko pozornie przeciwne działania. Chciałem Ci tylko pokazać, że być może kierunek jaki ten blog przybiera jest całkiem podobny do kierunków za, którymi osobiście nie przepadasz czy z którymi się nie zgadzasz.
Co do mojego poprzedniego posta to popełniłem błąd pisząc o „akceptacji”. Wybaczenie miałem na myśli. Sam słusznie to ująłeś i odpisałeś w odpowiedzi wraz z drogą jaką należy przebyć aby dowiedzieć się nieco o sobie – w tej części zgadzam się, że tak to wygląda. Dodam jednak i zaznaczę, że droga ta nigdy się nie kończy a już na pewno nie w obszarze słowa pisanego.
Moim wpisem chciałem uwrażliwić Cię na to co uważasz, że WIESZ. Może to sprawi, że ostrożniej będziesz podchodził do tematów, które mogą i Ciebie samego jeszcze zaskoczyć bo jak podejrzewam zanim znajdziesz się u schułku życia jeszcze wiele lat uleci.
Zacznijmy od tego, że wychodzę z założenia, że jest tylko jedna obiektywna prawda. Bynajmniej nie uważam, że posiadłem ją w pełni, ale te postmodernistyczne rojenia o subiektywnych prawdach są kompletnymi idiotyzmami.
Ja sam z siebie nie wiem nic i nie umiem nic. Dopiero gdy zacząłem to rozumieć (poprzez poznanie siebie) i pogodziłem się z Bogiem, zacząłem jaśniej widzieć pewne rzeczy. Zrozumiałem, jaki kiedyś byłem ślepy.
Kiedyś też interesowałem się psychologią, ale doszedłem do wniosku, że to w znacznej większości pseudonauka, która komplikuje życie, zamiast je ułatwiać. Dlatego to, co piszę w tym temacie, wychodzi z ducha, nie z ciała. Bo ludzie rzadko kiedy mają coś nie tak z głową, ich głównym problemem jest karmienie się złością i nienawiścią — stąd wychodzą wszystkie wariackie pomysły.
Jeśli zaś chodzi o definiowanie męskości i kobiecości, oczywiście, że należy to robić. I ciągle utrzymuję, że bycie wrażliwym nie jest naturalne dla mężczyzny. Wrażliwy mężczyzna nie różni się niczym od kobiety.
Mam wrażenie, że uwierzyłeś w narrację o tym, jak to „ciężko jest być tradycyjnym mężczyzną, bo trzeba chować emocje, być twardym, nie można się wyrażać, bla, bla, bla…” Tak mówią kobiety, które nie mają zielonego pojęcia o męskości. Niestety wielu mężczyzn uwierzyło w te kłamstwa i z tego powodu cierpią.
Bycie mężczyzną to najłatwiejsza rzecz na świecie, jeśli powrócisz do swojej prawdziwej natury. Czyli przezwyciężysz naturę matki, aby mogła zamieszkać w Tobie natura ojca (w domyśle Boga). Mężczyzna nigdy w życiu nie powinien akceptować kobiecej natury w sobie — to najgorsze, co może zrobić.
Wrażliwi mężczyźni cierpią, bo czują i myślą jak kobiety, czyli żyją w nienaturalnym dla siebie stanie. Dlatego są agresywni, mają tendencję do depresji, boją się, nie mają tzw. „pewności siebie”, szukają ratunku u kobiet, itd. etc.
Nie będę Cię na siłę przekonywał, ale napiszę tak: jeśli jest jedna rzecz, której jestem w 100% pewien, to jest nią fakt, że mężczyzna — prawdziwy mężczyzna — nie jest wrażliwy.
I tu jeszcze na koniec nawiążę ładnie do tego, czy WIEM, czy nie WIEM. Widzisz, plus zrozumienia niektórych rzeczy na własną rękę jest taki, że trzon mojej wiedzy jest nie do ruszenia. Nieważne ile by mi pokazywali fałszywych badań, ilu pseudonaukowców z innym zdaniem znaleźli, ile by mnie przekonywali, ja WIEM, że niektóre rzeczy są PRAWDĄ. Jeśli opierałbym wiedzę na tym, co ktoś inny powiedział lub napisał, moje poglądy byłyby osadzone na piasku. Byle podmuch mógłby je zmieść.
Oczywiście nie jestem Alfą i Omegą, więc w niektórych sprawach mogę się mylić, ale są sprawy, których jestem pewien.
I to w gruncie rzeczy nie jest jedynie moje doświadczenie. Widzę te same problemy, które ja kiedyś miałem, w innych ludziach.
M.in. dlatego powstał ten blog. Żeby wpuścić trochę światła w te mroczne dla mężczyzn czasy.
Dzięki za odpowiedź. Dość się już dowiedziałem. Wierzę Ci, że tak uważasz, że jesteś PEWIEN że to PRAWDA. Wystarczająco mocno to przekazujesz:) Ten blog to Twoja manifestacja, coś chcesz pokazać światu, czegoś również chcesz od świata. Powodzenia. Pozdrawiam!:)
Szczerze współczuje autorowi, zamknięty w swoim patriarchalnym światopoglądzie, pompuje ego, przestawiając się jako nieomylny prorok. Zgadzam się, że zdrowy kontakt zarówno z matką jak i ojcem są bardzo ważne dla rozwoju dziecka i jego późniejszego fukcjonowania w świecie. Zgadzam się ze warto spróbować wybaczyć rodzicom, bo najprawdopodobniej dali tyle ile mogli. Ale.. Autor mówi o przebaczeniu a z tego tekstu aż syczy jadem i nienawiścią do kobiet. Krytykuje feminizm, a wiec odrzuca idee równości kobiet i mężczyzn, całą winę obarcza kobietę (matkę), co chwile wrzuca teksty typu „tożsamość pochodzi od ojca, a nie od matki”, „życie pochodzi od ojca” .. Mizoginizm w czystej postaci, naiwny, średniowieczny bełkot. Aczkolwiek jestem wdzięczna za artykuł, będę się miała z czego pośmiać jutro w pracy
Skoro mówienie prawdy to dla Ciebie mizoginizm… jakoś przeżyję 😉
Poza tym skąd wniosek, że nienawidzę kobiety? Co w tym tekście Twoim zdaniem daje taką sugestię?
A, jeszcze jedno. Tożsamość pochodzi od ojca. Ojciec daje życie, które później dojrzewa w matce. Przykro mi, tak to wygląda.
Jak mam wybaczyć matce i ojcu jeśli ona nie odwracała mnie od niego, a on nie był zbyt słaby, żeby się przeciwstawić tylko zwyczajnie zwiał jak dowiedział się, że jest w ciąży? Nie chciał mieć kontaktu, nigdy go nie poznałam. Nie jest pantoflem, ale kimś o wiele gorszym.
Najpierw musisz zadać sobie pytanie, skąd o tym wszystkim wiesz? Kto powiedział Ci, że Twój ojciec uciekł i nie chce Cię znać? Zgaduję, że matka.
Nie powinnaś jej wierzyć na słowo w takie rzeczy, bo każda historia ma dwie strony. Jeśli czegoś nie wiesz, pozostaw to miejsce puste, zamiast dopowiadać sobie własny bieg wydarzeń.
Równie dobrze Twój ojciec może w ogóle nie wiedzieć, że istniejesz.
Zresztą nawet jeśli to prawda, że uciekł, nie powinnaś go za to nienawidzić. Był słaby i prawdopodobnie również zawiedli go rodzice.
Najlepiej by było, gdybyś się z nim skontaktowała i zapytała, co się wydarzyło. W ten sposób poznasz historię z jego strony.
Tak czy inaczej powinnaś mu wybaczyć, jeśli chcesz poczuć wewnętrzny spokój. Matce zresztą też, bo na pewno nie jest święta.
Dlaczego od razu zakładasz ze nie mogę wierzyć mojej matce czyli znowu z góry zakładasz ze kobieta jest zła? Wielokrotnie za dzieciaka słyszałam pokryjomu jak moja mama rozmawiała z ojcem przez telefon i prosiła o spotkanie ze mną. Raz w zyciu jako dorosła kobieta widzialam mojego ojca na sprawie spadkowej, siedział że swoja żona z którą ożenił się po rozstaniu z moja mama i nie podszedł się nawet przywitać, udawał ze mnie nie ma, ja tez nie mialam odwagi podejść gdy był ze swoją zona. Oczywiście że moja matka nie jest święta ale cieszę się że przynajmniej jedno z rodziców wzięło odpowiedzialność za moje wychowanie i nie wylądowałam po wpadce w domu dziecka.
Pisałem, żebyś nie wierzyła jej na słowo, bo kobiety rzadko mówią prawdę o swoich byłych. Przeważnie wybielają siebie, a całą winę zwalają na mężczyznę. Jakby Twoja matka była uczciwa, powiedziałaby Ci, żebyś nie była zła na ojca, bo jest to tak samo wina jej, jak i jego.
Poza tym fakt jest taki, że nie masz zielonego pojęcia, jakim człowiekiem jest Twój ojciec. Możesz go sobie tylko wyobrażać, a w wyobraźni rodzą się demony.
Dużo lepiej zrobisz, jeśli z nim porozmawiasz i sama się tego dowiesz.
Całkiem możliwe, że Twój ojciec jest słabym mężczyzną i sam bał się do Ciebie odezwać po takim czasie. Albo bał się, jak żona zareaguje na to, że rozmawia ze swoją córką z poprzedniego związku. Niestety dużo dzisiejszych mężczyzn to pantofle.
Ale tak czy inaczej nie powinnaś osądzać swojego ojca, bo nie jesteś od niego lepsza. Poza tym nienawidząc go, tak naprawdę robisz krzywdę sobie.
Jesteś teraz dorosła i (mimo że to Twoi rodzice popełnili błędy) na Ciebie spada odpowiedzialność, żeby naprawić swoje życie. Przede wszystkim wyjaśnić sytuację z ojcem, bo ta rana sama się nie zagoi.
Daj mu szansę, wysłuchaj, co ma do powiedzenia i wybacz mu jego błędy dla własnego spokoju wewnętrznego. Najlepiej, jakbyś porozmawiała z nim na osobności, nie przy jego nowej rodzinie, przy której może unikać takich tematów.
A matce oczywiście możesz być wdzięczna, ale to nie znaczy, że zawsze i wszędzie musisz brać jej stronę. Jesteś indywidualną istotą ludzką i nie powinnaś słuchać wszystkiego, co powie mama.
Jeśli chcesz poznać ojca, to nie będzie żadna zdrada wobec matki. To w końcu Twój tata i masz prawo się z nim skontaktować.
najlepszy artykuł o tym problemie, jaki kiedykolwiek przeczytałam ! mam dokładnie ten problem, moje różne zachowania są odwzorowaniem braku silnego autorytetu ojca na co dzień.
Boże ale shit xD
Pseudonaukowy cherry picking
Naprawdę pięknie napisane, bardzo tego potrzebowałam. Ten tekst zadziałał jak autoterapia, Mega dziękuję.