Kiedy kobiety przejęły szkołę, wszystko, co męskie, wyleciało za okno. Nic dziwnego, że chłopcy lekceważą lekcje i biegną odzyskać swoją naturę, za co otrzymują łatkę „niegrzecznych”, „nieposłusznych”, a może nawet „głupszych od dziewczynek”. Wojna między nimi a sfeminizowaną szkołą z roku na rok nasila się, co znajduje finał w gorszych stopniach, mniejszym zainteresowaniu nauką oraz szukaniem autorytetów w o wiele mniej bezpiecznych miejscach.
Dlaczego tak się dzieje? Czy chłopcy rzeczywiście są tacy niereformowalni, czy może słusznie bronią się przed szkołą, która próbuje ich ubrać w sukienki?
W dzisiejszym artykule przyjrzymy się temu problemowi i odpowiemy na pytanie: „dlaczego chłopcy nie lubią szkoły?”
Nie potrafią usiedzieć na miejscu
Pierwszy problem pojawia się już w samym systemie nauczania, który polega na wielogodzinnym siedzeniu (z krótkimi przerwami) w ławkach szkolnych. Nie rozumiem, jak można zmuszać z natury pełne energii dziecko do takiego poświęcenia. To trudne zarówno dla dziewczynek, jak i chłopców — z tym, że ci drudzy cierpią o wiele mocniej.
Dlaczego?
Ponieważ dziewczynki są bardziej posłuszne i spokojniejsze, więc łatwiej dostosowują się do takiego systemu. Znowu chłopcy mają o wiele większą potrzebę ruchu i wolą aktywnie poznawać świat, przez co pasywny styl nauczania jest dla nich ogromną męczarnią.
Stąd bierze się ich nieposłuszeństwo, trudność skupienia uwagi (szczególnie na rzeczach, które ich nie interesują) i wiercenie się w ławce szkolnej.
Durne nauczycielki się skarżą, a jacyś pseudointeligenci nazywają te symptomy mianem ADHD i przepisują dzieciom (głównie chłopcom) leki, które zabijają ich naturalną siłę życiową. Później taki chłopak wchodzi w dorosłość jako narkoman uzależniony od medykamentów, bez których nie potrafi już funkcjonować.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że niejedni rodzice wierzą tym pseudoekspertom i zgadzają się na powolne zabijanie syna lekami.
Wolą praktykę od teorii
Struktura systemu szkolnictwa ma jeszcze jedną bardzo istotną wadę, która faworyzuje dziewczynki. Mianowicie: nauka niemal wyłącznie odbywa się w teorii. Nie ma zajęć praktycznych, które zachęcałyby dziecko do „wejścia” w świat fizyki, matematyki, biologii, etc., a jak już wspomnieliśmy, chłopcy wolą działać, niż słuchać.
Znowu dziewczynki wręcz przeciwnie — w większości przypadków wolą bezpieczeństwo sali lekcyjnej i nie przeszkadza im poznawanie świata w teorii, poprzez rozmowę i czytanie.
Znowu stajemy przed sytuacją, w której chłopcy są na przegranej pozycji. Chcą uczyć się świata aktywnie. Wziąć coś w ręce, zobaczyć jak działa… a zamiast tego otrzymują książkę wypełnioną nudnym tekstem. Nic dziwnego, że szkoła ich odrzuca.
Za oknem czeka fascynujący, żywy świat, a oni siedzą w klasie i słuchają smętnych wywodów nauczycielki. Brakuje im dreszczyku emocji i niebezpieczeństwa, które wiążą się z odkrywaniem nieznanego i które chłopcy tak uwielbiają.
Badania pokazują, że chłopcy później rozwijają umiejętność pisania i czytania, czyli zdolności, na których opiera się cały system edukacji. W zamian za to są o wiele sprawniejsi w uczeniu się własnym ciałem i rękami. (1)
Nie lubią słuchać kobiet
Kolejną kwestią jest grono nauczycielskie dzisiejszych szkół, które w lwiej części składa się z kobiet (wedle statystyk w Polsce ponad 80% nauczycieli to kobiety). Taka sytuacja znacznie osłabia autorytet szkoły w oczach chłopców, bo kobiety nie są dla nich żadnym wzorcem do naśladowania. Teraz pewnie niektóre panie zaczną się oburzać, co nie zmienia faktu, że taka jest prawda. Chłopcy instynktownie wiedzą, że jeśli chcą być mężczyznami, nie powinni naśladować kobiet.
Dlatego też nie lubią ich słuchać i w dużej mierze ignorują zalecenia nauczycielek. Tak samo jest w domu: matka może mówić milion razy, ale dopiero słowo ojca ma na syna wpływ.
Przewaga nauczycieli płci żeńskiej prowadzi do jeszcze jednego problemu: coraz większego chaosu. Nie ma mężczyzn, którzy byliby autorytetami dla dorastających chłopców, więc młodzi robią, co im się żywnie podoba. Szkoła traci w ich oczach jakiekolwiek znaczenie.
Tym bardziej, że kobiety-nauczycielki nie potrafią zbudować z chłopcami solidnej więzi, nie ufają im i traktują nieuczciwie względem dziewczyn. Innymi słowy: kobiety-nauczycielki traktują dzieci seksistowsko, co potwierdzają badania (2). Nic dziwnego, że chcą chłopcom podawać leki uspokajające i tym samym zniszczyć im życie.
Tematyka zajęć nie jest dla nich interesująca
Wiąże się to poniekąd z dominacją kobiet w sektorze nauczania. W szkołach przede wszystkim obowiązują lektury, które skupiają się na emocjach i relacjach (typowo żeńskich zainteresowaniach), a książki o tematyce odkrywania, działania, zdobywania osiągnięć, jakiejkolwiek solidniejszej akcji (czyli bardziej pasujące chłopcom) są spychane na margines lub zupełnie pomijane.
Sam pamiętam jeszcze z czasów szkolnych, że większość ciekawych dla mnie powieści lądowało na liście lektur dodatkowych, których z wiadomych powodów nikt nie czytał.
Ten sam problem dotyczy zajęć dodatkowych. One również ignorują chłopięce zainteresowania i skupiają się na tym, co podoba się głównie dziewczynkom (fotografia, muzyka, taniec, dziennikarstwo, etc.). Ostoją męskich zainteresowań jest wyłącznie sport wynikający z zajęć WF-u, a gdzie są takie tematy, jak:
gry komputerowe (i inne),
filmy/książki akcji,
broń i jej historia,
samochody, samoloty, etc.,
technika i budowanie
i wiele innych?
Zajęcia w szkołach wprost insynuują, że jedynym męskim zainteresowaniem jest sport. W innych przypadkach chłopcy muszą dostosować się do towarzystwa niemal całkowicie dziewczęcego, którego — powiedzmy sobie szczerze — nie lubią.
Czy w takim razie jakikolwiek rodzic może mieć pretensje do swojego syna, że szkoła w ogóle nie jest dla niego atrakcyjna? Tym bardziej, że system na siłę próbuje zrobić z chłopców potulne dziewczynki?
Bardzo dobrze, że się przeciwko temu buntują.
Brakuje im rywalizacji
Rywalizacja jest dla chłopców motorem napędowym. W wolnym czasie i we własnym towarzystwie bez przerwy wymyślają sobie gry i zabawy, które mają wyłonić najlepszych z najlepszych. To zachowanie bardzo różne od dziewczęcego, opierającego się głównie na rozmowach i zabawach wspólnotowych czy artystycznych.
W chłopięcej rywalizacji nie ma nic złego. To naturalny sposób wspólnego testowania swojej rozwijającej się męskości i zachęcania do bycia silniejszym, sprawniejszym, lepszym.
Jednak nie każdy to rozumie, czego dowodem jest chociażby ten artykuł (który przez swoją głupotę zasługuje na pełnoprawne osobne omówienie). Oto jego fragment:
Komunikaty takie jak „zachowuj się jak mężczyzna” czy „załatwiaj sprawę po męsku”, które w trakcie wychowania otrzymują chłopcy, z jednej strony deprecjonują kobiecość i wszelkie osoby uznawane za słabsze, a z drugiej wyznaczają schemat odczuwania i zachowania „prawdziwego mężczyzny”. Chłopcy wielokrotnie w swoim życiu słyszą zdania skierowane do siebie lub innych chłopców i mężczyzn: „nie bądź dzieckiem”, „nie bądź babą”, „nie zachowuj się jak ciota”, „ruszasz się jak kaleka”,” bądź silny”, „nie bądź cieniasem”, „nie okazuj emocji – panuj nad sobą”, „bądź kimś ważnym”, „nie daj się”, „broń się”, „walcz i nie odpuszczaj”, „nie płacz”, „nie bój się”, „bądź twardy”, „mów innym, co mają robić”, „gardź słabością i słabszymi”, „nie wycofuj się”, „nie poddawaj się” itd. (3)
Autorka tekstu podaje się za doktora nauk humanistycznych, pedagoga i socjologa, ale nawet te wszystkie tytuły naukowe nie przeszkadzają jej w byciu tępą jak klamka od drzwi.
Kobiety nie rozumieją męskiej natury, przez co próbują z chłopców zrobić ułomne dziewczynki.
Jeśli jej kobiecość czuje się „deprecjonowana”, jest to tylko i wyłącznie jej problem, nie chłopców i ich zabaw. Ponadto w powyższych przykładowych zwrotach nie ma nic złego. Naprawdę trzeba być nadwrażliwą, samolubną, nienawidzącą męskości babą, żeby chłopięce zachęcanie się do bycia lepszymi mężczyznami odbierać negatywnie.
Ale autorka ma rację w jednym. Mianowicie: zarówno dla chłopca, jak i dorosłego mężczyzny, porównanie do kobiety jest obraźliwe. Dlaczego? Bo kobiety z natury są słabsze (i fizycznie, i psychicznie) od mężczyzn. Właśnie z tego powodu określenie „zachowuje się jak baba” w stosunku do chłopca/mężczyzny oznacza, że jest mięczakiem, nie panuje nad emocjami, etc.
I nie piszę tego, aby chwalić się: „my mężczyźni jesteśmy lepsi”. Piszę to dlatego, że taka jest prawda.
Swoją drogą autorka tekstu nieźle poleciała z niektórymi ze swoich przykładów. Nie wiem, gdzie usłyszała chłopców mówiących do siebie „mów innym, co mają robić” albo „ gardź słabością i słabszymi” — chyba tylko w swojej chorej wyobraźni.
Jednak wróćmy do tematu szkolnictwa.
Jako że grono nauczycielskie składa się głównie z kobiet, każdy przejaw (chociażby minimalnego) niebezpieczeństwa i rywalizacji wypychany jest poza aktywność zajęciową, przez co lekcje stają się jeszcze bardziej nudne w oczach chłopców.
Większość nauczycielek po prostu nie rozumie rozwijającej się męskości i uważa ją za zagrożenie. Chłopcy są karani za bycie sobą i dostają gorsze stopnie z zachowania. Ktoś słusznie powiedział, że traktuje się ich jak upośledzone dziewczynki.
Podsumowanie
Mówi się, że to, co jest do wszystkiego, zazwyczaj jest do niczego. Powiedzenie sprawdza się w przypadku szkół, które (mimo że uniwersalne płciowo) w praktyce dostosowane są dziewczynek. Mało tego! To w gruncie rzeczy żeńskie szkoły, które po macoszemu przygarnęły chłopców i tak samo ich traktują.
Dlatego osobiście uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby rozdzielenie szkół względem płci. Wtedy bez problemu można by wprowadzić odpowiednią tematykę zajęć, która zainteresowałaby uczniów bez poświęcania drugiej strony.
To istotne, ponieważ chłopców trzeba nauczać w nieco odmienny sposób. Należy ich zachęcać do odkrywania, zdobywania, budowania, wychodzenia w nieznane, zdrowej rywalizacji itd. itp. W ten sposób nie tylko stworzymy szkołę, którą uczniowie płci męskiej będą zainteresowani, ale również przygotujemy naszemu państwu przyszłych potencjalnych naukowców, odkrywców, przywódców, przedsiębiorców i inne wartościowe jednostki.
Dzisiaj szkoły produkują przegrywów — szczególnie wśród młodych mężczyzn, którzy umierają na lekcjach z nudów i szybko rezygnują z nauki czy jakiegokolwiek starania się o życie.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.