Gdybym powiedział, że kochający ojciec nie chciałby, żeby jego córka spotykała się — albo, co gorsza, związała się — z facetem, który na nią nie zasługuje, wszyscy by mi przyklasnęli, prawda? W końcu kto normalny oddałby córkę w ręce jakiegoś gnoja lub nieudacznika niepotrafiącego się nią zaopiekować?
Zakładam, że w tym przypadku wszyscy jesteśmy po jednej stronie — zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
W takim razie pozwól, że zadam kolejne pytanie. Czy kochający ojciec nie powinien podobnie traktować swojego syna? Czy jednak w przypadku syna jakakolwiek kobieta będzie wystarczająco dobrą kandydatką na żonę?
Bo mam wrażenie, że wielu rodziców przybiera raczej drugą postawę. Coś w stylu: “całe szczęście, że znalazł sobie dziewczynę. Pal licho, co to za dziewczyna. Ważne, że jest.”
Tak jakby każda kobieta miała do zaoferowania jedynie słodycz życia…
1.
Zanim ktoś mi to wytknie, zaznaczam, że doskonale zdaję sobie sprawę z sytuacji, w których rodzic stwierdza: “mój synuś jest za dobry na taką dziewczynę.” Ale jest to zwykle domena matek, nie ojców.
I w przeważającej liczbie przypadków nie chodzi o samą dziewczynę, tylko o zazdrość.
Wiele matek zachowuje się bowiem tak, jakby same były w związkach ze swoimi synami, przez co traktują wszystkie potencjalne kandydatki na ich żony jak rywalki. Nawet jakby syn wspiął się do samych wrót niebios i ściągnął stamtąd jakąś świętą panienkę, dla mamusi byłaby ona niewystarczająca.
Także to nie jest żadna miłość. Tu nawet nie chodzi o dobro syna, tylko o egoizm matki. Dlatego nie jest to dobry przykład zainteresowania.
Wróćmy jednak na główne tory naszych rozważań.
2.
Bóg jest dobrym ojcem, prawda? Zastanów się więc: czy dobry ojciec postawiłby na drodze swojego syna złą albo zepsutą kobietę?
Czy kochający ojciec chciałby, żeby jego syn związał się z ladacznicą, która wcześniej była obracana przez 10 innych typów? Zresztą liczba nie ma tutaj wielkiego znaczenia. Przypominam, że nawet jeden były facet to już jest tłum (jak pisałem tutaj).
Gwoli ścisłości, mam na myśli związki seksualne, a nie samo randkowanie, które może być niewinne.
Idźmy dalej.
Kochający ojciec nie chciałby też, żeby jego syn związał się z jakąś czarownicą, która nie widzi nic złego w mordowaniu dzieci (aborcja). Albo z kobietą uważającą się za ważniejszą, niż rodzina, którą podobno chce zakładać.
Bo dlaczego dobry ojciec miałby podłożyć synowi taką świnię? (Gra słów połowicznie zamierzona 😉 )
Jeśli jakikolwiek mężczyzna uważa, że Bóg podarował mu kobietę tego typu, ewidentnie myli swoje własne pożądliwości lub obawy przed samotnością z wyrokami boskimi. Dlatego coraz więcej mężów i ojców marnie kończy.
Podsumowanie
Na koniec jeszcze słowo do pań. Jedną z najważniejszych rzeczy dla kobiety (szczególnie w dzisiejszych czasach) jest chronienie swojego serca, żeby przypadkiem nie zostało skradzione przez jakiegoś drania.
Bo pewnego dnia, droga czytelniczko, możesz spotkać na swojej drodze mężczyznę, który nie tylko będzie ci się podobał, ale jeszcze reprezentuje sobą wartość i posiada solidny kręgosłup moralny. I właśnie ten mężczyzna będzie patrzył na ciebie z obrzydzeniem, gdy dowie się o twojej przeszłości.
A brutalna prawda jest taka, że będzie miał ku temu pełne prawo, gdy szuka materiału na żonę.
Nie znaczy to oczywiście, że osoby z nieciekawą przeszłością należy traktować jak podludzi (szczególnie jeśli wyszły na prostą), ale za błędy trzeba płacić. Nawet Boże wybaczenie nie zawsze oznacza, że człowiek zostanie uwolniony od konsekwencji swoich czynów w fizycznym świecie.
A w naszym konkretnym przypadku sytuacja wygląda tak, że jeśli mężczyzna sam nie ciągnie za sobą bagażu emocjonalnego i fizycznego, dlaczego miałby się związać z kobietą, która to robi? Taka panienka musiałaby chyba przejść niemal cudowną przemianę, żeby o niej myśleć w poważny sposób.
Teraz zrobię pełne koło i wrócę do tytułu tekstu, bo nie jest on przypadkowy. Pochodzi z Księgi Przysłów:
„Kobieta szlachetna — któż taką znajdzie? Jej wartość przewyższa perły! Serce męża jej ufa, korzyści mu nie braknie!”
Prz 31,10
Zaprawdę, któż taką znajdzie? 😉
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Zdjęcie wpisu autorstwa Tsvetoslav Hristov z Unsplash
Na Zachodzie i jego peryferiach – tj. w Polsce; z oczywistych powodów pomijam zdegenerowane rejony świata, tak jak byłe republiki sowieckie, Afrykę, Amerykę Południową czy Oceanię – nie ma już takich bytów jak „kobiety szlachetne”.
Nawet jeśli jednak są – to absolutne jednostki.
Nawet jeśli mówimy o tych jednostkach i nie są one ponadprzeciętnymi szkaradami, to po pierwsze nie żyją w próżni, tylko zepsutym społeczeństwie, a po drugie nie marzą o Anonie, tylko alfiaku – w tym wariancie z krzyżykiem na szyi.
Innymi słowy, nigdy nie wolno zapominać, że mężczyźni przeciętni, a tym bardziej poniżej przeciętnej zawsze mieli przejebane – zmieniło się tylko to, że elita krwi została wyparta przez elitę pieniądza, sławy i followersów na Instagramie.
Wiesz co, mimo że jest trochę (a może nawet więcej, niż trochę) prawdy w tym, co piszesz, ja aż takim fatalistą nie jestem. Polska w porównaniu do „nowoczesnego” zachodu jest jeszcze w miarę ok, mimo że oczywiście kultura masowa robi swoje. Dlatego kobiet, które nie są zepsute, też da się jeszcze parę znaleźć.
Czy jest ich dużo? Może nie, ale na pewno jest ich więcej, niż jednostki.
Zdarzają się nawet kobiety 25+ lat, które nigdy w życiu nie były w żadnym związku. Była niedawno taka przelotna moda w internecie, gdzie dziewczyny właśnie w wieku ok. 20 lat i więcej przyznawały, że nawet nigdy się nie całowały z chłopakiem. A brzydkie nie były, więc aż takiej tragedii nie ma.
A że każda kobieta chciałaby mieć najlepszego mężczyznę, jakiego jest w stanie znaleźć, to nic dziwnego. Tak samo każdy mężczyzna chciałby mieć jak najlepszą kobietę.
Dlatego mężczyzna powinien zadbać o swój wygląd, jak chce się podobać. Jeśli nie ma jakieś tragicznej twarzy, może wiele zdziałać za pomocą odpowiedniej fryzury, zarostu, siłowni, etc.
Ogólnie rzecz biorąc, powiedziałbym, że redpillowa lub blackpillowa wizja świata jest tym bardziej prawdziwa, im większe zezwierzęcenie panuje w społeczeństwie. Ale nawet wtedy kobiety nie są wyłącznie maszynami biologicznymi, które działają na podstawie instynktu. To tacy sami ludzie, jak mężczyźni, często złamani i zepsuci już na etapie wychowania w rodzinie. Jednak jeśli kobieta ma dobry przykład w domu, a do tego Boga w sercu (najlepiej by było), parszywa kultura nie będzie miała na nią aż tak dużego wpływu.
Trzeba brać dużą poprawkę na to, co one mówią publicznie i jak bardzo (nie) ma się to do stanu faktycznego. Mogła nie być w żadnym związku, ale zaliczyć 20 FwB czy ONS.
Nie sądzę, żeby umowne konserwatywki były czymkolwiek więcej niż subkulturą – i to taką, w ramach której jeszcze łatwiej niż większość można osiągnąć swoje cele, bo w środowiskach nominalnie prawicowych nadreprezentacja mężczyzn zaznacza się jeszcze wyraźniej niż w ogóle społeczeństwa.
Każdy powinien spojrzeć w lustro i uczciwie ocenić swoje możliwości – jeśli jest wystarczająco atrakcyjny, niech próbuje kopać się z koniem i szukać „kobiety szlachetnej”, a jeśli nie jest, to niech maksymalnie wyruguje tę kwestię ze swojego życia i pilnuje, żeby nie przekroczyć szkodliwego poziomu mizoginii i nie kręcić się wyłącznie wokół tego tematu.
Mam wrażenie, że nie przeczytałeś tego, co napisałem. Wspomniałem o dziewczynach, które nigdy nawet się nie całowały, a Ty wyjeżdżasz z ONS. Oczywiście możesz im nie wierzyć, ale nie wiem po co anonki internetowe miałyby kłamać.
Poza tym piszesz tak, jakby kobieta to był Twój wróg. Dobrze (a nawet zdrowo) jest wiedzieć, że kobiety nie są takie cudowne, jak niektórym naiwnym facetom się wydaje. I że wiele z nich może być na różne sposoby niebezpiecznych. Ale przekładanie wajchy na drugą stronę i traktowanie wszystkich kobiet jako jakichś wrogich istot jest grubą przesadą.
Właśnie dlatego mnie odrzucają te wszystkie pigularskie ruchy — ze względu na wszechobecną nienawiść. I piguły, i feministki, to dwie strony tej samej monety.
Ja nie mam zamiaru tracić życia na prowadzenie wojny międzypłciowej.
Nie wszystkie kobiety są złe, ale bezpieczniej założyć, że te, z którymi się w życiu stykamy, są (oczywiście nie biorę pod uwagę matki czy babci) i potem miło się zaskoczyć.
Nie jestem wielkim fanem Romka Warszawskiego i jemu podobnych, ale niesprawiedliwe jest stawianie znaku równości między RP a parającymi się dzieciobójstwem babonami ze Strajku Kurew.
Jakbyśmy mieli być uczciwi, bezpieczniej byłoby zakładać, że każdy człowiek jest zły — bez względu na płeć 😉
A w przypadku aborcji redpill niczym się nie różni od feminizmu. Zarówno Warszawski, jak i inni przodownicy tego ruchu nie mają nic przeciwko mordowaniu dzieci. Nie mówię, że wszyscy, bo ta grupa to nie jest monolit, ale duża część jak najbardziej idzie ramię w ramię z feminizmem pod tym względem.
Warszawski ostatnio skarżył się jedynie, że skoro kobiety mają aborcję, to mężczyźni powinni przynajmniej mieć aborcję finansową. To brzmi tak, jakby mówił: „dobra mamo, jak już nie chcesz odpuścić A, to zgódź się przynajmniej na B.”
Cyt.: >>nawet wtedy kobiety nie są wyłącznie maszynami biologicznymi, które działają na podstawie instynktu. To tacy sami ludzie, jak mężczyźni, często złamani i zepsuci już na etapie wychowania w rodzinie. Jednak jeśli kobieta ma dobry przykład w domu, a do tego Boga w sercu (najlepiej by było), parszywa kultura nie będzie miała na nią aż tak dużego wpływu.<<
Jak to jest, że rodziny religijne z małych ośrodków znęcają się psychicznie i fizycznie nad dziećmi, w tym małymi dziewczynami, a potem taka córka opuszcza dom zostając prostytutką w tej czy innej formie? Czyste zło egzystuje w tych rodzinach z krzyżem w zębach. Do tego pijaństwo, brak autorytetu w osobie odciętego i agresywnego ojca, a córka buduje swoją osobowość na podstawie neomarksistowskich antywartości z Internetu, będących de facto jedną wielką reakcją na tego typu "pato-patriarchat", który z autentycznym patriarchatem nie ma nic wspónego.
Mam wrażenie, że masz jakiś uraz do chrześcijańskich rodzin. Chrześcijaństwo to nie jest Islam, w którym bicie żony, prostytucja, pedofilia, a nawet gwałt są jak najbardziej akceptowalne. Wiec jeśli ktoś postępuje w taki sposób, jak opisałeś, nie postępuje jak chrześcijanin.
Nawet jeśli mówi, że wierzy w Boga, wiara bez uczynków jest martwa — takie jest oficjalne stanowisko Kościoła.
Poza tym jesteś inteligentnym człowiekiem, więc powinieneś wiedzieć, że opisywanie całej grupy społecznej na podstawie najgorszych jej przykładów nie jest zbyt uczciwe. Tym bardziej, że takie patologie nie mają nic wspólnego z religijnością. Religijność z zasady zakłada, że człowiek postępuje zgodnie ze swoją religią, a nie jest hipokrytą.
Dlatego napisałem, że rodzic musi dawać dobry przykład, a nie tylko gadać. Bo jak tylko gada, dziecko prędzej czy później przestanie traktować go poważnie.
Posiadam dane, które świadczą o tym, co napisałem o tych prowincjonalnych rodzinach: brak więzi, miłości, przemoc, izolacja emocjonalna, alkoholizm i do tego krzyże na każdej ścianie, papież, etc. Podchodziłem do moich badań z identycznym nastawieniem jak Twoje, że taki obraz to lewacka propaganda, zostałem zgnieciony przez siłę faktów statystycznych, 82% rodzin wiejskich to patologia wg powyższego opisu czy level master.
82%? ;D
Daj spokój, w takie coś nawet najbardziej zlewaczały lewak nie uwierzy. Jeśli to miałaby być prawda, ja (wychowując się na wsi) musiałbym na każdym kroku spotykać patologię. A miałem w czasach dorastania wielu kolegów i w wielu domach bywałem (w niektórych nawet regularnie).
Ba! Za młodu nawet jeździłem na wakacje na inną wieś (taką typowo staromodną) do województwa obok, gdzie mieszka druga strona mojej rodziny i tam też miałem kolegów, u których bywałem w domach. Żadnej patologii.
Przy 82% musiałbym w 4 przypadkach na 5 się z nią spotkać.
To nie znaczy, że te rodziny były idealne (moja zresztą też nie była), ale do alkoholizmu i przemocy to tam jeszcze było daleko. A mówimy o pokoleniach powojennych. Na przykład moi dziadkowie z obu stron bardzo szybko stracili rodziców i musieli sobie jakoś radzić.
Więc albo miałem wręcz nieziemskie szczęście i żyłem w jakiejś cudownej bańce, mimo że wszędzie naokoło panowała patologia, albo ktoś tu ostro przesadza 😉
CZŁOWIEKU TY NIE ROZUMIESZ terminu RODZINA DYSFUNKCYJNA. Ty nie chodzi tylko o przemoc, pijaństwo i wyzwiska!!!
Rozumiem, że w tych rodzinach, o których tak serdecznie się rozpisujesz, w tym Twojej, ojciec cierpliwie wyjaśniał ważne aspekty życia, pozytywnie i cierpliwie motywował do działania, a nie tylko karcił za porażki, co do których sam był sprawcą, bo wymagał od dziecka, bez tłumaczenia, co należy robić. Nie było także w tych rodzinach żadnej izolacji emocjonalnej (bliskość, przytulanie i serdeczność wobec dzieci) i tematów tabu, a ludzie okazują sobie emocje i wykonują w stosunku do siebie czułe gesty????
Jeśli tak twierdzisz, to po prostu KŁAMIESZ. Bo w takich rodzinach najczęściej nic takiego nie występuje.
Wiesz co, zgodnie z definicją rodziny dysfunkcyjnej każda rodzina jest do pewnego stopnia dysfunkcyjna.
Więc jeśli kierujesz się taką definicją to rzeczywiście mogło Ci wyjść ponad 80%. Dziwne że do stówy nie dobiłeś. ;D
Weźmy np. coś takiego, jak „nadużycia emocjonalne ze strony rodziców”, pod które psychologia podciąga również wykorzystywanie dzieci w konflikcie z partnerem. Już z tego paragrafu można by skazać praktycznie wszystkie matki (może poza pojedynczymi wyjątkami).
No widzisz, nie rozumiesz tego pojęcia. Na wsiach, z wyjątkiem ok. 20% populacji, ludzi się nie wychowuje i kocha, kształtuje i wzmacnia, motywuje do działania poprzez zaszczepianie wiary we własne możliwości. Tam się ludzi hoduje, tj. karmi i wymaga, ganiąc za wszelkie porażki i uchybienia. To ABSOLUTNIE WYNISZCZA CZŁOWIEKA i czyni go niezdolnym do prawidłowego rozwoju i do tworzenia zdrowych relacji w przyszłości. Kobiety poprzez takie traktowanie w dzieciństwie i wieku nastoletnim nie szanują siebie, swojego ciała, a także stają się toksyczne wobec parterów, często wybierając właśnie do tej roli – również skrzywdzonych przez podobnie chore „anty-wychowanie” facetów o niskiej samoocenie, którzy są ulegli oraz zniewieściali i poddają się jej kontroli i dominacji w imię poczucia bezpieczeństwa.
A co to jest normalne wychowanie?
To jest podobne zjawisko jakie ma miejsce w drużynie sportowej np. futbolowej i jej relacji z trenerem. Czy on motywuje swoich zawodników do zwycięstwa poprzez krytykowanie i zastraszanie karami albo przemoc emocjonalną czy nawet fizyczną albo gardzenie czy inne formy niszczenia człowieka???? Gdyby tak zrobił, taka drużyna, myślę, że nie wyszłaby z 5 ligi podwórkowej. A co dobry trener robi? Buduje wiarę w zawodnikach, pokazuje im możliwy sukces i wzmacnia ich, podnosząc ich psychicznie po ewentualnych porażkach.
Czy Jezus z Nazaretu (Betlejem), nieustanie „jeździł” po swoich uczniach???? A każdy chrześcijanin wie, że można im było, zanim zostali uczniami, wiele nieprawości zarzucić. A co On robił? Wybaczał, podbudowywał, dawał nadzieję i PRZEDE WSZYSTKIM dawał pozytywną wizję świata w postaci zbawienia i zapewnia o miłości Ojca oraz wiarę w samego siebie wzmacnianą przez cząstkę doskonałości Bożej tkwiącą w każdym z ludzi.
Co to ma wspólnego z najczęstszym modelem wychowawczym obowiązującym w katolickich rodzinach? NIC!!!
Radzę Ci zsiąść ze swojego wysokiego konia i nie udawać, że jesteś lepszy od ludzi, którzy mieszkają na wsi, bo nie jesteś. A to, o czym piszesz, dzieje się w praktycznie każdej rodzinie w mniejszym lub większym stopniu. W mieście nawet częściej, niż na wsi, bo miasta od zawsze były centrami wszelkiego zepsucia.
Także to nie ma nic wspólnego z tym, czy ktoś uważa się za katolika, czy nie. Zresztą już Ci odpowiadałem, że nawet jeśli ktoś tak postępuje, ma na swoim koncie całą listę grzechów (w tym ciężkich), które wyłączają go ze wspólnoty wierzących, dopóki za nie szczerze nie odpokutuje.
Ogólnie mam wrażenie, jakbym czytał komentarz mieszczucha, który nigdy w życiu na wsi nie był. I nie chodzi o to, że wieś jest idealna, bo nie jest. Ale zdecydowanie wolę swoje wiejskie wychowanie od miastowego.
Kobiety szlachetne wymary jak dinozaury. Te wartosciowe zbieraja na chleb na autostradach przez to ze odrzucily tych „wartosciowych katolikow” i wybraly zwyklych skurwysynow ktorzy nie maja zadnych zachamowan. Tak wyglada sytuacja w naszym pieknym kraju.
Em, że co? ;D
Chętnie bym Ci odpowiedział, ale niestety nie wiem, o co Ci chodzi.