Czym jest socjalizm? W wikipedii możemy przeczytać, że jest to ustrój,
w którym wszyscy jego członkowie mieliby równy stan posiadania, gdzie siły rynkowe nie są głównym mechanizmem podziału bogactwa oraz państwa, w którym funkcjonowanie społeczeństwa opiera się nie na własności prywatnej lecz na wspólnej własności, wzajemnej współpracy i altruizmie.
Zacytowane zdanie całkiem nieźle podsumowuje tę myśl społeczną, a mimo to mydli oczy. Jego największy problem polega na tym, że nie brzmi wcale tak tragicznie, prawda? Równość, wszystko jest wspólne, ludzie razem pracują na przyszłe dobro… Nie zostaje nic innego, tylko rzucić się w ten wir miłości i zacząć śpiewać kumbaya, co nie?
Niestety w rzeczywistości wygląda to dużo gorzej, a lwia część ludzi popierających ten system ma w sercu coś zupełnie innego niż miłość. Najczęściej są to słabi ludzie, którzy chcą ściągnąć tych lepiej sobie radzących do swojego poziomu. Ale po kolei — przyjrzyjmy się problemowi dokładnie. Co takiego oferuje socjalizm, że pociąga rzesze ludzi?
Socjalizm = darmowe rzeczy?
Jest to pierwsza i najważniejsza cecha tego ustroju. Przyciąga do siebie nieudaczników i skrzywdzonych, obiecując im różne formy opieki. Mogą to być: pieniądze bez pracy, darmowe usługi (np. służba zdrowia), pomoc socjalna lub inne typy produktów oraz usług, za które normalnie należy płacić. Oczywiście nie jest to tak naprawdę za nic, bo płacą za to ludzie pracujący i zarabiający (o czym niewiele się nie mówi). Państwo w tym ustroju chce być dla obywateli czymś w rodzaju matki roztaczającej opiekę nad swoimi dziećmi. Jedyny warunek jest taki, że podopieczni mają być posłuszni, bo akurat ta matka potrafi być bardzo mściwa i usuwa tych, którzy się buntują.
Dlatego poniekąd rozumiem, dlaczego tak wiele kobiet popiera socjalizm. (Widzieliśmy to całkiem niedawno, gdy podczas manify bez żadnych oporów panie skandowały hasła antykapitalistyczne.) Kobiety zawsze chcą się wszystkimi opiekować, bo w ten sposób podbudowują swoje poczucie własnej wartości. Równocześnie pragną, żeby nimi też się zajmowano, więc można powiedzieć, że myśl socjalistyczna jest poniekąd oparta na żeńskiej mentalności. Ok, wszystko się zgadza. Jednak naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego tak wielu mężczyzn skanduje te same hasła z kobietami? Czyżby panowie tak nisko upadli, że nie wstydzą się żądać opieki i darmowych przydziałów?
Jeśli jakikolwiek mężczyzna popiera socjalizm, to równie dobrze może mówić: „jestem zbyt słaby, żeby samemu o siebie zadbać”. Te dwie wypowiedzi są jednoznaczne. Żaden prawdziwy, szanujący się mężczyzna nie będzie błagał o datek, opiekę lub darmowy przydział od państwa, jeśli jest zdrowy i potrafi pracować. I nie będzie tego obiecywał innym, bo wie, że w ten sposób rozleniwia się ludzi i pozbawia się ich charakteru.
Socjalizm łudzi obywateli "darmowymi" przydziałami i opieką, za którą płacą pracujący.
Na tym właśnie polega różnica w miłości ojcowskiej i matczynej. Ta pierwsza pragnie, aby człowiek stał się dojrzały i był w stanie za siebie odpowiadać, niczego nie oczekując w zamian. Ta druga jest w stanie wiele obiecać i wiele zrobić tylko po to, żeby utrzymać kontrolę nad podopiecznymi. Pierwsza jest prawdziwa, druga fałszywa.
Większość ludzi, która uwielbia darmowe przydziały, nie myśli o tym, jakiej one są jakości. Gro rzeczy otrzymywanych za darmo to marna imitacja produktów, za które normalnie płaci się pracą. Spójrzmy na służbę zdrowia i jej stan (nawet jeśli socjalna służba zdrowia jest dobra, jak np. w Niemczech, to i tak zadłuża państwo na grube miliardy). Przyjrzyjmy się towarom z tzw. zapomogi (skrajnie niska jakość). Weźmy pod lupę uwielbiane przez wszystkich 500+ i inne formy wsparcia pieniężnego – za wszystkie pieniądze, które dostajecie od państwa, zapłacicie w podatkach. I często wyjdzie to drożej.
Ale tak jak mówiłem — to forma kontroli. Bardzo silna forma kontroli. Bo jeśli ktoś daje nam coś za darmo lub obiecuje opiekę, to jednocześnie żąda naszej wierności. Nie musi tego mówić wprost, bo obdarowywana osoba doskonale zdaje sobie sprawę, że sprzeciw jest równoznaczny z utratą wszystkich przywilejów. W ten sposób państwo, niczym wyrodna matka, chce nas wszystkich mieć pod kontrolą. Gdyby mężczyźni byli silni, to nigdy by się na to nie zgodzili — woleliby sami zadbać o siebie i swoje rodziny. Ale są słabi i w wielu wypadkach kierują się złością, która prowadzi nas do kolejnego aspektu socjalizmu.
Socjalizm opiera się na nienawiści, nie miłości
Niech was nie zwiodą wszystkie piękne słówka, socjalizm jako ustrój gra na najniższych uczuciach ludzkich. Może na powierzchni wygląda to jak chęć zaopiekowania się słabszymi i walka o sprawiedliwość, ale to tylko zasłona dla prawdziwych instynktów kryjących się za tą myślą społeczną. Socjalizm w swoich korzeniach kieruje się nie miłością do biednych, tylko nienawiścią do bogatych, jak to — w 100% słusznie — podsumował dr Jordan Peterson. Ludzie pod płaszczykiem sprawiedliwości i równości tak naprawdę walczą o upadek tych, których skrycie uważają za lepszych od siebie.
Cała ta nienawiść opiera się na micie złego kapitalisty, który kieruje się tylko interesem własnym i wyzyskuje swoich pracowników. I nie zrozumcie mnie źle — pewnie też są tacy kapitaliści, ale wbrew pozorom należą do mniejszości, a nawet marginesu. Większość jest co najmniej poprawna, bo każdy dobry szef wie, że musi dbać o swoich pracowników, jeśli chce utrzymać firmę. Ci źli kapitaliści, którzy siedzą w wyobraźni ludzi, w rzeczywistości nie utrzymują się długo na swoich stanowiskach. Powiem więcej – to ludzie o mentalności socjalistycznej są tymi złymi, zawistnymi, kontrolującymi i żądnymi pieniędzy osobnikami.
Socjaliści ubierają maskę miłosierdzia aby ukryć nienawiść wobec bardziej zaradnych od siebie.
Kiedy ktoś się wyleczy z gniewu, to z obrzydzeniem obserwuje tę nienawiść w stosunku do bogatych albo lepiej zarabiających. Powinniście zrozumieć jedną rzecz: to właśnie dzięki bogatym macie pracę. To oni tworzą nowe posady, a nie wasi zawistni koledzy i koleżanki. Miejcie więc w swoim sercu przynajmniej minimum wdzięczności. Nawet tak znienawidzone przez wszystkich fabryki, które nazywa się „jaskiniami wyzysku”, w rzeczywistości pomagają wyjść ze skrajnej biedy milionom ludzi w krajach rozwijających się.
Jeśli ktoś nadal uważa, że kapitalizm z jakiegoś powodu jest zły, powinien przejrzeć jakąkolwiek statystykę dotyczącą bogactwa i wychodzenia z biedy. Nie ma drugiego ustroju gospodarczego, który tak szybko generowałby dobrobyt, jak kapitalizm. I nie chodzi tylko o najwyższe klasy społeczne; dzięki wolnej gospodarce wzbogaca się każdy — od najbiedniejszego, do najbogatszego. Dzieje się to w tak ekspresowym tempie, że dzisiaj w społeczeństwach zachodu trudno znaleźć kogoś zdrowego, kto bez własnej winy żyje w skrajnym ubóstwie.
Największy problem naszej biednej Polski polega na tym, że ze winy takiej, a nie innej historii, socjalno-komunistyczna zawiść i mentalność wciąż tkwi w głowach zarówno młodych, jak i starych. Jeszcze trochę czasu minie, zanim się z niej wyleczymy.
Państwo socjalistyczne to matka, kapitalistyczne — ojciec
Już użyłem tego porównania wcześniej, ale tu je sobie rozwiniemy. Przyjrzymy się obydwóm możliwościom i sprawdzimy, co mają do zaoferowania człowiekowi.
Socjalizm
Dlaczego socjalizm przypomina matkę? Wyjaśniłem, że z powodu swojej domniemanej opiekuńczości i chęci kontroli. Tak samo jak matka opiekuje się swoim małym dzieckiem i je kontroluje, tak samo socjalizm traktuje swoich obywateli. Nie staram się tutaj dowieść, że matczyne cechy to coś złego, bo każdy stawiający swoje pierwsze kroki człowiek potrzebuje ich, by przeżyć. Ale każda dobra matka wie, że w końcu musi przegrać. W znaczeniu takim, że musi wypuścić dziecko ze swojego bezpiecznego gniazda, aby mogło stać się samodzielną, dorosłą istotą.
W takim wypadku socjalizm moglibyśmy porównać do wyrodnej matki. Ona — z poczucia samotności lub wewnętrznej pustki — samolubnie robi wszystko, by zatrzymać dzieci przy sobie. Może im prać, sprzątać, nawet za nie płacić, byle tylko zostały przy niej. Dzięki temu — utrzymując dorosłych ludzi w stanie dziecięctwa — może wysysać z nich życie i czuć się dobrze sama ze sobą, bo jest ważna. Matka żyje, a dzieci powoli umierają, coraz bardziej od niej uzależnione. Zastanówcie się nad tym i powiedzcie: czy socjalizm nie wygląda tak samo?
Socjalizm jest podobny do matki, która żyje kosztem własnych dzieci.
W socjalistycznym państwie mamy rozwiniętą do granic możliwości biurokrację sprawującą nad wszystkim pieczę. Mamy scentralizowaną kontrolę i władzę nad każdym aspektem gospodarki, kultury oraz mediów, którą sprawuje rząd. Mamy też obywateli, którzy muszą tańczyć tak, jak im zagrają, bo w innym wypadku szybko mogą znaleźć się w więzieniu albo skończyć jeszcze gorzej. Państwo staje się wszechobecną matką, która najpierw łudzi swoje dzieci opieką, odbiera im samodzielność i zdolność do myślenia, a gdy już ma je w garści — wykorzystuje do swoich celów.
Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że socjalizm nie działa. Po prostu. Został wypróbowany w ostatnich latach w co najmniej kilkunastu państwach i jedyna równość, jaką gwarantował, to uczynienie wszystkich równo biednymi. Jedynie rząd opływał w dostatki i obrastał w tłuszcz, kiedy obywatele ledwo wiązali koniec z końcem. Matka tyła, a dzieci przymierały głodem. Mimo to tak wielu młodych ludzi dzisiaj — nie wiem, czy z ignorancji, czy z głupoty — popiera ten ustrój.
Większość z was pewnie kojarzy powiedzenie: „czy się robi, czy się leży, 2000 się należy”. To dość zabawne podsumowanie tego, jak wyglądało życie w socjalistycznej/komunistycznej Polsce. (Inna sprawa, że za te 2000 nie można było nic kupić.) Przyjrzyjmy się teraz drugiemu biegunowi, czyli kapitalizmowi. Go również można podsumować prostym powiedzeniem: „nie pracujesz, nie jesz”. Brzmi biblijnie, prawda? I chociaż niektórym takie podejście do życia może wydawać się skrajnie surowe, to jest ono również skrajnie sprawiedliwe.
Kapitalizm
Wcześniej porównałem kapitalizm do ojca. Dlaczego? Bo to ojciec pełni w domu rolę tego, który pracuje, by zrobić z dzieci myślące i samowystarczalne dorosłe istoty. To on ogranicza kontrolne zapędy matki, uczy dzieci samodzielności i wypycha je do świata, zamiast trzymać w domu. To on kocha je prawdziwie, bo nie wisi na nich jak pijawka. Bo wie, że rozwój polega na mierzeniu się ze światem, a nie na siedzeniu w złotej klatce. (Tak przynajmniej powinno być. Dzisiejsi ojcowie coraz częściej przypominają kobiety i nie wtrącają się, kiedy matka rozpieszcza i uzależnia od siebie dzieci.)
Tak samo wygląda kapitalizm. Mówi obywatelom: „daję ci wolną rękę, zrób z siebie kogoś przydatnego, a nie będzie ci źle”. Kapitalizm — tak jak dobry ojciec — pozwoli swoim dzieciom cierpieć bo wie, że tylko dzięki temu mogą zmądrzeć i przejrzeć na oczy. Pomoże, kiedy poproszą, ale na pewno nie będzie rozwiązywał ich problemów. Nie jest matką, która wszędzie biega za dzieckiem, byle tylko uchronić je przed bólem czy cierpieniem. Każdy rodzic wie, że dziecko musi nieraz uderzyć się w głowę, żeby zrozumieć, że powinno uważać. Dziecko zazwyczaj nie robi z bólu wielkiego problemu. Jak się przewróci, to wstaje i biegnie dalej. Płakać zaczyna dopiero wtedy, gdy rodzice są nadmiernie przejęci wypadkiem.
Kapitalizm jest podobny do ojca pragnącego, by dzieci były samodzielne.
To samo dzieje się w kapitalizmie. Pozwala ci upadać i podnosić się tyle razy, ile tylko zechcesz. Możesz być taki bogaty, jak chcesz, albo taki biedny, jak chcesz — wszystko zależy od twojej chęci do podjęcia pracy. Również możliwości do zarabiania pieniędzy jest tak dużo, że praktycznie ogranicza je tylko wyobraźnia ludzka. Uwolnienie rynku pozwala ludziom uwolnić swój potencjał — tak samo jak uwolnienie dzieci spod opieki i wypchnięcie ich z domu pozwala im dorosnąć.
Jest to też główny powód, przez który tak wiele rządów nie przepada za kapitalizmem. Wolna gospodarka to również wolni, niezależni ludzie, a tacy ludzie bardzo lubią myśleć sami za siebie. Władza nie może ich kontrolować tak samo jak tych, którzy żyją na garnuszku rządu. Żeby móc zdominować samodzielnego człowieka, trzeba go najpierw pozbawić charakteru. Można to zrobić albo poprzez darmowe przydziały i lenistwo, albo poprzez wywołanie w nim silnych emocji, którymi będzie się go wodzić za nos.
Prawdziwi mężczyźni nie dają się nabrać ani na jedno, ani na drugie. Cenią sobie swoją samowystarczalność i nigdy nie kierują się emocjami.
Ostateczny werdykt: socjalizm czy kapitalizm?
O niebezpieczeństwie socjalizmu nie trzeba wiele pisać. Ten ustrój ma na swoim koncie dziesiątki milionów zamordowanych i zagłodzonych ludzi. Natomiast kapitalizm i możliwy dzięki niemu rozwój technologii — czy tego chcemy, czy nie — uratował od śmierci głodowej i skrajnego ubóstwa co najmniej miliard istnień. Takie porównanie powinno w zupełności wystarczyć, żeby wydać ostateczną opinię.
Jednak czy są jakieś zagrożenia kapitalizmu? Co z wyzyskiem? Co ze zmowami rynkowymi? Co z tymi wszystkimi, którzy nie mogą pracować (chorymi, zniedołężniałymi, etc.)? Odpowiem krótko, zaczynając od ostatniego.
Kapitalizm nie oznacza zupełnego braku pomocy dla najbardziej potrzebujących. Państwo wciąż istnieje i zadaniem państwa jest dbanie o tych, którzy sami nie mogą o siebie zadbać — ale tylko i wyłącznie o tych. Reszta powinna radzić sobie sama. Poza tym kapitalizm nie eliminuje różnych organizacji dobroczynnych. W tym ustroju każdy ma wolność dysponowania swoimi pieniędzmi, nawet jeśli miałby ochotę je spuścić w toalecie (chociaż tego tym nie doradzał ;]).
Żaden szanujący się mężczyzna nie poprze socjalizmu.
Jeśli chodzi o pozostałe problemy, kapitalizm jest w dużej mierze samowystarczalny. Znaczy to tyle, że wolny rynek reguluje się sam, bo stanowią go wszyscy ludzie i wszystkie firmy. Jeśli produkty jednej firmy są drogie lub zarabia się w niej mało, człowiek idzie to konkurencji. Jeśli między firmami panuje zmowa cenowa, zawsze może wypłynąć nowy gracz, oferujący dużo korzystniejsze stawki. Przedsiębiorcy mogą pozwolić sobie tylko na to, na co pozwalają im konsumenci — proste.
Oczywiście wiem, że nie wszystko jest takie różowe. Ale w przypadku oszustw i podobnych praktyk zawsze można dochodzić swojej sprawiedliwości w organach państwowych. Prawo wciąż istnieje i każdy musi go przestrzegać.
Jestem niemal pewien, że gdyby w Polsce została odblokowana gospodarka, w okresie 5-10 lat krajowe bogactwo wzrosłoby co najmniej o połowę. Ale do tego potrzebujemy mężczyzn, prawdziwych mężczyzn, którzy wyznają tradycyjne, męskie wartości. A więc panowie: nie ma wstydu w byciu mężczyzną, przestańcie zmieniać się w kobiety.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Photo by Arie Wubben on Unsplash
Dowiedz się więcej:
Z tym kapitalizmem i większością dobrych szefów to też nie jest tak pięknie, gdyby nie podwyższli płacy minimalnej (czego nie popieram) to do tej pory wielkie korporacje płaciły by głodowe pieniądze dla swoich pracowników. Proszę jeszcze zwrócić uwagę na stopę bogacenia się pracujących a szefów i porównanie pacy oddolnej tych 2 osób. Jeden ma z tego 90% dochodów i 10% pracy a pracownik 10% dochodów i 90% pracy. Dodatkowo pracownik płaci czasem wolnym w którym jest absolutnie do dyspozycji, utratą zdrowia (w ciężkich pracach typu budowlanka, górnictwo), komfortem psychicznym bycia podwładnym. itp itd. Oczywiście i szefowie nie mają łatwo i płacą za swoje zaangażowanie innymi konsekwencjami jednak wydaję się być one znacznie mniejsze (to z moich obserwacji bycia pracownikiem) Ja na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że pracując do tej pory w 3 firmach, tylko 1 nie była nastawiona na wyzysk pracownika. Proszę mnie źle nie zrozumieć, jestem absolutnym przeciwnikiem socjalizmu ale i kapitalizm ma dużo problemów nad którymi należało by się pochylić. Pozdrawiam autora i wszystkich czytelników!
Dzięki za podzielenie się uwagami! Kapitalizm oczywiście ma w sobie element wyzysku i prawdopodobnie zawsze będzie miał. Ale… 😉
Podwyższanie płacy minimalnej też nie jest takie kolorowe, jak się wydaje i koniec końców zabija gospodarkę, a przez to możliwość zarabiania. Ale tu można by mówić dużo, więc pominę ten temat.
Jeśli chodzi o szefów i ich pracę, nie zgodzę się, że wykonują jej mniej. Może prezes wielomilionowej korporacji pracuje mniej, bo ma całą armię ludzi, którzy wykonają dla niego każde zadanie. Ale szef małej albo średniej firmy? Ma na głowie wszystko i bierze odpowiedzialność za wszystkich, do tego tworzy miejsca pracy, więc ma pełne prawo by zarabiać więcej. Pracownik na etacie robi swoje, idzie do domu i ma wszystko gdzieś. Szef musi trzymać rękę na pulsie cały czas.
Także z tym że pracownik ma gorzej pod względem psychicznym to bym się nie godził. To że musi płacić czasem wolnym to też raczej ewenement niż reguła. A jeśli chodzi o zawody większego ryzyka, są też w nich oferowane większe pensje. Poza tym jest to indywidualna decyzja człowieka, czy chce taki zawód wykonywać.
Jeszcze w sprawie nierównej płacy — to naturalne, że im ktoś stoi wyżej na drabinie społecznej, tym więcej zarabia. Jeśli osiągamy sukcesy zawodowe, otwierają się przed nami kolejne możliwości i coraz więcej ludzi chce z nami pracować. Majątek ma tendencję kumulować się w jednych rękach — jest nawet prawo naukowe, które to określa, ale nazwa wypadła mi z głowy.
Jeżeli chodzi o moje doświadczenie w pracy w małych firmach (jestem elektronikiem, tunerem) to niestety, w 2 z 3 firm wyglądało to bardzo źle. Szefowie na początku szukali ludzi z doświadczeniem aby mogli większość obowiązków od razu przekazać pracownikowi. Wszystko spoko do czasu aż z początkowych zadanych prac powoli i małymi kroczkami zaczynałeś robić dosłownie wszystko za szefa. Papierami zajmował się księgowa, jeżeli nie chciałeś wykonywać obowiązków zupełnie nie przypisanych do pracy elektronika to była jedna droga: zwolnienie. W praktyce robiłem wszystko, byłem i sprzątaczką i częściowo księgową (jak np. trzeba było wystawić fakturę) i osobą z biura do przyjęcia klienta, i mechanikiem, i budowlańcem (bo szef stawiał dom i trzeba było pomagać). Wszystko jeszcze było by do zaakcepotwania gdyby szef też się starał. Niestety, nie przychodził prawie wgl do firmy, nie odbierał telefonów, olewał klientów a cała odpowiedzialność (nawet za brak sprzętu który miał w domu) przechodziła na pracownika. To my musieliśmy świecić oczami przed klientem i wciskać kłamstwa dla czego coś jeszcze nie jest zrobione bo big boss nie miał już wyłączony telefon. To o czym piszesz funkcjonuje w dobrych firmach, uczciwych i z zaangażowaniem niestety w moim odczucie takich firm jest mniejszość. Na całe szczęście teraz pracuje w firmie z zaangażowanym szefem i takich problemów nie mam. I tak samo z kwestami komfortu psychicznego, myślisz, że tego typu człowiek się czymś przejmie? A tak, że może za mały utarg tygodniowy mu przyniosłem, bo tylko 10 tys. a w tamtym tygodniu było 12… Podsumowując, zgadzam się z tym co napisałeś ale dotyczy to mniejszości firm moim zdaniem, większość niestety kombinuje tak aby się dorobić ale nie narobić a już na pewno większość odpowiedzialności przenieść na pracownika.
Jeśli to prawda (a nie mam powodu Ci nie wierzyć), to współczuję szefa. Ale takie praktyki zwykle nie działają na dłuższą metę i nie zdziwiłbym się, jakby zbankrutował. Z tego co piszesz nie za bardzo go firma obchodziła.
Ja na przykład mam zgoła inne doświadczenia. Pracowałem w kilku zawodach i fizycznych, i (nazwijmy je) umysłowych — za każdym razem trafiałem na porządnego przełożonego. Jasne, sporo pracowników i tak narzekało, ale powiedzmy sobie szczerze: większość z nich narzekałoby nawet, jakby ich jedynym zadaniem było spanie na stanowisku ;]