Recenzja filmu — tego jeszcze na blogu nie było. Nadarzyła się okazja (jeden z czytelników zaproponował mi ten seans), więc stwierdziłem: „czemu nie?” Po długiej przerwie spowodowanej pracą wracam i biorę na warsztat film Obiecująca. Młoda. Kobieta. (z ang. Promising young woman).
Film o tyle ciekawy, że pasuje do tematyki bloga. Mamy skrzywdzoną kobietę, mamy złych mężczyzn, mamy zemstę. Przy takiej historii już przed seansem obawiałem się, że Hollywood nie będzie mogło się powstrzymać i poleci feministyczną propagandą (o czym wspomniałem w dyskusji z czytelnikiem bloga).
Czy miałem rację? Niestety tak.
Szkoda, bo Obiecująca. Młoda. Kobieta. wcale nie jest złym filmem. Pod względem scenopisarskim i reżyserskim broni się całkiem nieźle — ale co z tego, skoro to wszystko jest przyprawione rażącą w oczy narracją „mężczyzna = zło”?
Jednak po kolei…
Uwaga! Recenzja zawiera spoilery! Jeśli chcesz zobaczyć film i nie psuć sobie doświadczenia, wróć do lektury po seansie.
O czym jest Obiecująca. Młoda. Kobieta.?
W filmie towarzyszymy kobiecie o imieniu Cassandra, która postawiła sobie za cel udowadnianie mężczyznom, jacy to są źli, bo wykorzystują kobiety. Jak Cassie to robi? Chodzi nocami do klubów i udaje pijaną do skraju przytomności, aż któryś z obecnych tam facetów postanowi wykorzystać okazję i „zabrać ją do siebie”.
Później (już w mieszkaniu), gdy facet zaczyna się do niej dobierać, Cassie nagle „trzeźwieje” i…
…i w sumie nie wiadomo, bo reżyser nie raczył nam tego pokazać. Może bohaterka daje tym złym mężczyznom wykład, jacy to są obrzydliwi? A może wykorzystuje element zaskoczenia i ich zabija/okalecza?
Są pewne sugestie, które wskazują na drugą opcję, co jednak jest trochę głupawe. Czemu? Bo Cassie to drobna kobietka i raczej nie dałaby rady jakiemukolwiek dorosłemu mężczyźnie — chyba że dopiero co wróciłby z wczasów w obozie koncentracyjnym.
W rzeczywistości prędzej to on by ją pobił, a może jeszcze przy okazji zgwałcił. Tak by się skończyła jej mała krucjata przeciwko mężczyznom.
Niezbyt mądry plan, jeśli chcesz znać moje zdanie.
Jednak bohaterce nie spada włos z głowy, bo mężczyźni w tym filmie są…
No cóż… do tego jeszcze wrócimy.
Z czasem dowiadujemy się, dlaczego bohaterka postępuje w ten sposób. Otóż jeszcze na studiach jej pijana koleżanka została zgwałcona przez znajomych z roku, przez co później popełniła samobójstwo. Zaś sama Cassie zrezygnowała ze studiów i porzuciła karierę, bo chciała przyjaciółce jakoś pomóc (kiedy jeszcze było można).
Czy to wystarczająco silna motywacja, żeby wszczynać krucjatę przeciwko mężczyznom? Może i tak, nie będę się czepiał szczegółów.
Idźmy dalej…
Gdyby wyciąć feministyczną propagandę, scenariusz nawet by się obronił.
Cassie przypadkiem spotyka dawnego znajomego ze studiów, zaczyna się z nim umawiać… bla bla bla… on jej przypomina o dawnych traumach… bla bla bla… teraz rozpoczyna się prawdziwa krucjata przeciwko tym, którzy zranili jej przyjaciółkę. Cassie mści się na nich na różne sposoby.
Oczywiście w międzyczasie okazuje się, że jedyny dobry mężczyzna (jej nowy facet) też jest zły.
Koniec końców Cassie trafia na tego, który dopuścił się przed laty gwałtu. Idzie na jego wieczór kawalerski przebrana za striptizerkę, bierze go do sypialni i tam chce dokonać zemsty. Nie wiemy dokładnie, czy Cassie chce go tylko okaleczyć (mówi o wycięciu imienia przyjaciółki na jego ciele), czy zrobiłaby coś więcej.
Tak czy inaczej — i tu przyznaję, że film mnie zaskoczył — facet daje radę się uwolnić. Szamotanina. Cassie oczywiście nie ma szans z dorosłym mężczyzną, przez co ginie.
Powiem szczerze, że gdyby w tym momencie film się skończył (mogłoby być jeszcze jakieś krótkie rozwiązanie), byłbym pozytywnie zaskoczony. Okej, „zemsta nie popłaca” to trochę ograna myśl przewodnia, ale prawdziwa.
Zemsta to przyjemność głupców.
Jednak propagandyści oczywiście nie mogli tego tak zostawić. „Bo jak to? Kobieta ma przegrać? Nie kiedy my robimy filmy!”
Więc dostajemy finał, w którym mężczyźni oczywiście wychodzą na idiotów. Facet, który zabił bohaterkę w obronie własnej, prawdopodobnie zostałby ułaskawiony przez każdy normalny sąd. Powiedziałby prawdę i po sprawie (przynajmniej tak zachowałby się rozsądnie myślący człowiek).
Ale nie.
Razem z kolegą musiał wpaść na durny pomysł, żeby pozbyć się zwłok. Potem jeszcze dostajemy zakończenie, w którym Cassie i tak wygrywa, bo pośmiertnie ujawnia nagranie z gwałtu.
To tyle z fabuły.
Aż oczami wyobraźni słyszy się głośny okrzyk: „Jupi! Kobiety górą!”
Propaganda, czyli obraz mężczyzn w filmie Obiecująca. Młoda. Kobieta.
Film zaczyna się od ujęcia, w którym obserwujemy dość sugestywnie tańczących mężczyzn (wiadomo, o jakie ruchy biodrami chodzi). Zaraz po tym przechodzimy do rozmowy trzech facetów w klubie. Gadają o kobietach i to w taki sposób, żebyśmy jako widzowie od razu zrozumieli, że mężczyźni to szowiniści i świnie.
Dwie pierwsze sceny. Dwie! Łącznie jakaś minuta filmu, a my już wiemy, że Obiecująca. Młoda. Kobieta. ma bardzo jasno wyrobione zdanie o osobnikach z chromosomem Y.
— Ale Fabian, to jest uzasadnione fabularnie, to się wszystko składa w jedną całość — mógłby tłumaczyć mi inny widz.
Zrozumiałbym takie wyjaśnienie, gdyby część mężczyzn była zła, część dobra — ale nie. Propaganda nie pozwala przedstawiać mężczyzn w dobrym świetle. Dlatego dostajemy film, w którym każdy (każdy!) facet jest zły. W efekcie cała historia ma niezamierzony, komiczny wydźwięk.
Mamy więc wszystkich tych, z którymi Cassie wraca na chatę. Oni robią tylko za mięso armatnie dla fabuły, więc są po prostu złymi drapieżnikami seksualnymi.
W filmie nie ma żadnego dobrego mężczyzny.
Potem jest nowy chłopak bohaterki, Ryan. On z początku wydaje się dobry, ale w końcu wychodzi na jaw, że też brał udział w gwałcie sprzed lat. Poza tym jest postacią trochę głupkowatą i nazbyt uprzejmą (taki typowy miły facet).
To kolejny chwyt propagandowy, który powtarza się nowych filmach z Ameryki (i nie tylko). Mężczyzna musi być zły, a jeśli już jest dobry, nie może być męski. Czyli jako widzowie mamy dwa wybory: albo tzw. „toksyczny mężczyzna”, albo pizda.
W filmie jest nawet scena, w której Ryan pije kawę, do której napluła Cassie (obydwoje o tym fakcie wiedzą). Może wedle twórców miało to być romantyczne, ale wyszło głupio i obrzydliwie.
Scena tylko dodatkowo potwierdza, że Ryan jest pizdą.
O głównym złym z filmu już pisałem przy okazji fabuły i zakończenia. Mimo że chłop jest lekarzem (więc powinien cechować się inteligencją przynajmniej powyżej przeciętnej), podejmuje chyba najgłupszą decyzję z możliwych po zabiciu Cassie.
Oczywiście przy okazji musiał się jeszcze rozpłakać, żeby było wiadomo, jacy to mężczyźni są żałośni.
Za dobrego mężczyznę można by uznać adwokata, na którym Cassie chciała się zemścić za to, że kiedyś bronił gwałciciela. Jako że po latach okazało się, że facet jest w rozsypce i targają nim wyrzuty sumienia, bohaterka mu wybacza. Jednak wcześniej oczywiście musiał się przyznać, jak to szantażował te wszystkie dziewczyny, żeby wycofywały zarzuty przeciw gwałcicielom.
Tylko ojciec Cassie uszedł uwadze scenarzystów. Chyba serio przeoczyli jego postać, bo to jedyny mężczyzna w tym filmie, który nie ma żadnej wyraźnej wady.
Podsumowując: antymęska propaganda wylewa się z ekranu.
Słowo o bohaterce filmu Obiecująca. Młoda. Kobieta.
Film chce, żebyśmy kibicowali Cassie. W końcu to kobieta poszkodowana, z potężną traumą i zmotywowana, aby dać nauczkę oprawcom. Pewnie całe rzesze zakompleksionych kobiet myślały w takich kategoriach.
„Tak jest! Pokaż tym przebrzydłym mężczyznom!” — czy coś w tym stylu.
Problem polega na tym, że Cassie to nie jest dobry bohater. To nawet nie jest antybohater. Tej kobiety po prostu nie da się szczerze lubić, bo jest egoistką, która żyje w przeszłości i nie może pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki.
Swoje rany i wyrzuty sumienia socjopatycznie wyładowuje na innych i niszczy życia w gruncie rzeczy porządnym ludziom (m.in. swoim rodzicom). Wszyscy znajomi ze studiów, na których Cassie się mści, zapomnieli już o przeszłości i wiodą normalne życie. A teraz wkracza ona i zamierza ich wszystkich załatwić.
Może miałoby to więcej sensu, gdyby ci ludzie dalej byli samolubni i źli, ale film niczego takiego nie sugeruje.
Bohaterka to socjopatyczna egoistka żyjąca przeszłością.
Towarzyszymy więc egoistycznej socjopatce, która zrezygnowała z własnego życia, aby wyżywać się na innych. Co więcej, film w różnych miejscach próbuje nam udowodnić, że to co dobre, jest złe, a to co złe — dobre.
W jednej scenie przełożona studiów tłumaczy Cassie, że nie mogła oskarżyć gwałciciela, bo nie było wystarczających dowodów. Mówiła, że w prawie istnieje coś takiego, jak „niewinny aż do udowodnienia winy”. Dodała też, że takie doniesienia często do niej trafiają i nie może im wszystkim z marszu wierzyć.
Całkiem logicznie i mądrze powiedziane, prawda?
Według filmu nie, bo owa przełożona jest rysowana na kogoś bardzo złego. Dlatego, że nie chciała oskarżyć chłopaka bez dowodów. Serio filmie? Serio?
Podobnych scen znajdziemy w nim jeszcze kilka.
Jeszcze raz napiszę, że szkoda, bo ogólnie rzecz biorąc film jest naprawdę niezły — i przez to niebezpieczny, bo łatwo go polubić. To trochę taki ekwiwalent idealnie wysmażonego steku, który ktoś podaje ci na złotej tacy. Wszystko ładnie-pięknie, jednak haczyk tkwi w tym, że mięso przyprawił cyjankiem.
Ciekawostki i śmiesznostki
W Obiecująca. Młoda. Kobieta. mamę bohaterki gra aktorka, która wcielała się w rolę matki Stiflera w serii filmów American Pie. Nie powiem, ciekawy wybór. Osobiście nie potrafiłem brać na poważnie żadnej sceny z nią w roli głównej, bo od razu przypominała mi się tamta produkcja 😉
I jeszcze jedno.
W filmie jest scena, w której rodzice dają Cassie prezent z okazji 30. urodzin. Całość poprzedza rozmowa o tym, że bohaterka jest już w takim wieku, a dalej mieszka z nimi i nie ma własnego życia.
Mówię serio — w tym momencie przyszedł mi do głowy żart, żeby dali jej tabliczkę z napisem „wypier…” Wiadomo. Chodzi o to samo słowo, które lubił skandować strajk kobiet.
Oczywiście rodzice nie dali Cassie takiej tabliczki, ale za to prezentem była walizka ;D Nieźle się wtedy uśmiałem. Widać miałem podobny pomysł do scenarzystów.
Uwagami, przemyśleniami albo osobistymi doświadczeniami w tym temacie możecie podzielić się w komentarzach (albo napisać do mnie bezpośrednio). A jeśli uznaliście tekst za ciekawy i/lub pomocny, podzielcie się nim z przyjacielem, kumplem, znajomym, albo wpadnijcie na stronę facebook’ową bloga i polubcie moją twórczość.
Nic tak nie napędza do dalszej pracy, jak dobry feedback.
Wszystkie obrazy to sceny z filmu Obiecująca. Młoda. Kobieta. wykorzystane na zasadzie prawa cytatu.
Dowiedz się więcej:
O! Ciekawa analiza.
rzeczywiście każdy mężczyzna w filmie jest negatywny, ale też w tym filmie nie ma dobrych postaci (tak jak też pisałeś główna bohaterka jest w gruncie rzeczy zła, mimo że tak prowadzony jest film by się z nią utożsamić).
Niemniej, czy obejrzenie tego filmu ukazało Ci jakąś nową perspektywę, której wcześniej nie brałeś pod uwagę? Bo wydaje mi się, ze to był cel autorów filmu.
Masz rację, przedstawienie sytuacji w taki sposób to był cel autorów, bo mamy do czynienia z dziełem propagandowym. Film oprócz tego broni się jako film, bo jest dobrze zrobiony. Jednak to nie zmienia faktu, że jest propagandowy.
Co do głównej bohaterki mam pewne wątpliwości, czy scenarzyści chcieli ją przedstawić jako złą. Wydaje mi się, że ta postać wyślizgnęła im się z ręki i osiągnęli efekt odwrotny do zamierzonego (przynajmniej dla mnie, bo jakby poczytać opinie różnych widzów… może jednak scenarzystom się udało?)
Mimo to jest jeden moment, w którym bohaterkę da się polubić. Kiedy próbuje zapomnieć o zemście i jednak spróbować naprawić swoje życie, nagle z potwora staje się uroczą kobietą.
Najpiękniejsze historie to właśnie te, w których ludzie — pomimo piekła, w którym żyją — odnajdują światło i jakoś wychodzą na prostą. Aż się dusza cieszy, kiedy człowiek ogląda, czyta lub słucha takich historii.
Historie w stylu „o Boże, ale jest źle” albo „ludzie są tacy źli” albo „jestem ofiarą i należy mi się współczucie” są po prostu… meh
Co do perspektywy — nie do końca wiem, o co Ci chodzi.
Film próbuje pokazać, jak ciężko jest ofiarom gwałtów, którym się nie wierzy. Okej, ale to nie znaczy, że mamy im wierzyć na słowo.
Gdybyśmy wierzyli kobietom na słowo, połowa męskiej populacji siedziałaby w więzieniach 😉
Film nie uogólnia niczego o mężczyznach – pokazuje „złych” mężczyzn, bo wykorzystywanie pijanej osoby jest złe. Nie wiem, skąd ta potrzeba symetryzmu. Gdyby film był o np. mordercach, to też przynajmniej jeden powinien być dobry?!
Wiesz co, w filmie o mordercach też są dobrzy bohaterowie. Natomiast tutaj chodziło o czystą propagandę w stylu „patrzcie, jacy to mężczyźni są źli — wszyscy, bez wyjątku… no, może poza tatą”.
Cóż, film traktuje o gwałcie, co niejako z góry zakłada, że będą w nim występowali bohaterowie „źli”, którzy dopuścili się tegoż przestępstwa lub w nim współuczestniczyli. Trudno więc wybielać ich czyn i starać się pokazać ich pozytywne cechy, jeśli celem filmu jest pokazanie skali częstotliwości gwałtu na kobietach. To nie jest film skierowany przeciwko mężczyznom – autor recenzji nie wspomniał, że w produkcji występowały również postacie żeńskie, które bagatelizowały zaistniałe zdarzenie (gwałt na koleżance z roku) czy ukrywały wideo z gwałtu, usuwając tym samym dowody przestępstwa.
Widzę, że osoba pisząca recenzję ma dość ciekawą opinię na temat feminizmu. Z powyższego tekstu wynika, iż autor czuje się zaatakowany przez postacie żeńskie, a także zbulwersowany postaciami męskimi. Fakt, że główna bohaterka znajdowała wiele osób, kto chciały ją seksualnie wykorzystać nie świadczy o tym, że każdy mężczyzna jest zły – sceny te miały pokazać, jak częste jest zjawisko gwałtu. Nie rozumiem również oburzenia autora związanego z postacią Ryana. Cytat: „Oczywiście przy okazji musiał się jeszcze rozpłakać, żeby było wiadomo, jacy to mężczyźni są żałośni” jest założeniem skrajnie zniekształconym. To, że bohater płakał, świadczyło o silnych emocjach, jakie mu towarzyszyły, nie o „żałosnym” charakterze mężczyzny. Sądzę, że to osobiste kryteria, którymi posługuje się autor, nie powszechna opinia, która miałaby uwłaczać mężczyznom.
Wspomnę jeszcze o samym gwałcie, o którym pisano powyżej. Warto zaznaczyć, iż oprawcy przez całe życie nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności po gwałcie na Ninie. Następuje to dopiero dzięki Cassie pod koniec filmu. „Wszyscy znajomi ze studiów, na których Cassie się mści, zapomnieli już o przeszłości i wiodą normalne życie”. Trudno zrozumieć, dlaczego twórca tej recenzji postrzega gwałt na kobiecie, jako coś, z czym to właśnie mężczyźni i osoby tuszujące przestępstwo muszą sobie poradzić, o czym muszą zapomnieć i przejść po nim do normalnego życia.
Cytat: „Więc dostajemy finał, w którym mężczyźni oczywiście wychodzą na idiotów”. Czyt. przeszli przestępcy seksualni zostali w końcu złapani i ponoszą odpowiedzialność za przestępstwo. Trochę to przykre, że filmy, które mają na celu ukazanie problemu dotyczącego głównie kobiety (choć oczywiście dotyczy on również mężczyzn), tego jak często ma miejsce gwałt oraz tego, iż niesprawiedliwość, która zazwyczaj dotyka tylko ofiary, nie napastnika, jest odbierany jako „antymęska propaganda”.
Zgadzam się z Tobą w większości. Uważam że autor tekstu mówiąc że jest propagandowy i przedstawia mężczyzn jako tych złych nie rozumie że problem jest w tym że często osoba napastująca, gwałciciel nie uważa że coś złego zrobił. Bo kobieta się nie szarpała, nie krzyczała. Często w takich sytuacjach szczególnie po alkoholu szok i przerażenie nas paraliżują. Czując się bezsilną staramy umysłem uciec w inne miejsce. Więc jeżeli kobieta nawet wyszepcze nie, proszę przestań to znaczy przestań. Najgorsze facet myśli a nie chciała wyjść na łatwa więc udawała że się droczy i następnego dnia zapomina a dla niej to trauma na całe życie
W jakich sytuacjach? Jak kobieta pójdzie do klubu i napruje się do nieprzytomności to sama się wystawia na atak. Chyba jest wystarczająco dorosła, żeby wiedzieć, że po świecie chodzą źli ludzie.
Poza tym kobiece „nie” nie zawsze znaczy nie, co w zabawny sposób wyjaśnił Bill Burr 😉
https://www.youtube.com/watch?v=GZ3QHTpMZgQ&ab_channel=BurrBecue
Sorry, gdzieś mi umknął ten komentarz
Tak, występowały złe postacie żeńskie. Dokładnie jedna na cały film (o ile mnie pamięć nie myli) w porównaniu do samych złych mężczyzn.
Główna bohaterka chodziła do klubów i udawała narąbaną, aktywnie szukając typów, którzy chcieliby skorzystać z okazji. Nic dziwnego, że takich znajdowała. Faceci chodzą do klubów w jednym celu i każdy o tym dobrze wie. Zresztą kobiety też.
Poza tym kobieta sama też powinna się pilnować, zamiast upić się do nieprzytomności i liczyć na to, że wszyscy inni będą porządni i cnotliwi.
Pisałem o głupocie tych mężczyzn, bo woleli pozbyć się zwłok i dołożyć sobie zarzut morderstwa, zamiast powiedzieć, że jakaś wariatka próbowała ich zabić.
Wgl gwałt to wcale nie jest częsty problem. W Polsce na 100 tys. osób przypadają raptem niecałe 2 przypadki gwałtu, czyli gwałtu doświadcza 0,0018% społeczeństwa.
Auć. Czyżby Pańskie męskie, władcze serce zostało urażone, bo film pokazuje co powinno robić się z gwałcicielami? I nie, film nie pokazuje że każdy hetero facet jest gwałcicielem, tylko kilku skurwysynów, na których natrafiły bohaterki. Ostatnia scena fanomenalna, bo choć sprawiedliwość zatriumfowała, to w sposób bardzo gorzki. Choć właściwie nie spodziewałem się innemu recenzji po autorze, który na tak niezbyt inteligentny opis swojego bloga. Ps. Proszę za żadne skarby nie oglądać „Thelmy i Louise”, bo jeśli ten film uraził Pana jakże męskie serduszko, to seansu tego klasyka może ono nie znieść:p
Hah, a tak z ciekawości, co wg Ciebie powinno się robić z gwałcicielami?
Widać, że propaganda działa jak z nut. Film oczywiście nie pokazuje, że każdy mężczyzna jest gwałcicielem, ale za to pokazuje, że każdy jest zły. Nawet jak na początku wydaje się dobry, w końcu i tak okazuje się, że w rzeczywistości jest zły.
To jest czysta propaganda. Jeśli tego nie widzisz, Twój problem.
PS. Moje męskie serduszko ma się bardzo dobrze, ale Twój kobiecy rozumek chyba nie do końca 😉
Propaganda, propaganda, propaganda – myślę, że autor trochę za bardzo uczepił się tego słowa, bo występuje ono w tekście i komentarzach jako przecinek . Zamiast rzetelnej recenzji mamy więc płaczliwy obraz kompleksów autora, które wręcz krzyczą jak bardzo ten film ugodził w Pana czułe punkty 🙂 .Osobiście totalnie nie wyniosłam z tego filmu tego, że wszyscy mężczyźni są źli, ale to, że źle postępujące osoby nie zawsze dosięga sprawiedliwość. No ale niektórzy dalej będą obrażać i bronić się najbardziej przed tym czego sami się boją.
No proszę, personalny atak.
Widzę że nic tak nie gorszy, jak prawda 😉
Wiem że minął rok od wątku ale dopiero dziś obejrzałam film, będąc pod wrażeniem szukałam informacji jak inni go odebrali. I trafiłam tu i nie wierzę co czytam, to jest tak bardzo smutne. Moja koleżanka w wieku 15 poszła na wagary z 6 ,,kolegami,, więżąc że przecież nie wszyscy mężczyźni są źli ( oczywiście znam kilku dobrych;) i jeden ja zgwałcił a reszta ją trzymała. Gdyby powstał film o tym wydarzeniu i ta 6 została by słusznie nazwana zwyrolami to też byłaby to propaganda?? Ja dorastałam w latach 90 -tych i każda moja koleżanka, każda została choć raz ,,zmacana,, przez kolegę, nawet strzelania z szelek biustonosza w 8 klasie jest niedopuszczalne. Ale myśmy myślały że to jest normalne, że chłopcy tak po prostu robią. Mam córkę w wieku 15 lat i obejrzę z nią ten film, ku przestrodze .
Biedna córka, od tak młodego wieku będzie indoktrynowana w demonicznym feminizmie i traumatyzowana.
Z tego co wiem, film nie powstał na bazie prawdziwej historii, więc jak najbardziej jest to propaganda skierowana wprost przeciwko mężczyznom.
A te zachowania w szkole, które opisujesz, ludzie zazwyczaj nazywali „końskimi zalotami”. Poza tym nie wiem, do jakiej Ty szkoły chodziłaś, że każda koleżanka została choć raz zmacana ;D
Zresztą osobiście uważam, że szkoły powinny być podzielone na męskie i żeńskie. Z co najmniej kilku powodów, na temat których się teraz nie będę rozpisywał.
W dzisiejszych czasach szczególnie w stanach faktycznie jest przesadą że facet koleżance w pracy powie komplement i już jest to mobbing. Ale nie zmienia to faktu że wiele razy bawiąc się w klubie czy nawet pracując na basenie jako ratowniczka została bez mojego pozwolenia naruszona moja przestrzeń osobista. Typu złapanie za dupę czy czy próbowano mnie wrzucić do wody. A moja obrona w stosunku do 2razy większego agresora było złapanie za szyję i wbicie paznokci spotykało się z ich reakcją że jestem pojebana i o co mi chodzi przecież to normalne co robią
A czy ja mówię, że wszyscy mężczyźni są dobrzy? Oczywiście, że nie są. Tak samo jak jest masa złych kobiet.
Do klubu chodzi się w jednym celu i wszyscy go znają, więc nie dziwię się, że kobiety są obmacywane. Ciasnota dodatkowo temu sprzyja.
A wbijanie komuś paznokci w szyję za próbę wrzucenia do wody to chyba jednak lekka przesada 😉
Powiem szczerze, że jako mężczyznę, podczas seansu uderzyło mnie wszystko co tutaj opisałeś, ale po dokończeniu seansu i przemyśleniu sprawy nie jestem w stanie się zgodzić z Twoją recenzją.
Po pierwsze to nie jest film o mężczyznach tylko złych mężczyznach. Szuje z klubu, bogaci synowie z elitarnej kliki lekarzy, którym wszystko ujdzie na sucho, stereotypowi „budowlańcy” krzyczący za kobietą na ulicy sprośne żarty. Skupienie się na takich grupkach nie stawia nas, mężczyzn, w dobrym świetle, ale „odbudowując mężczyzn” nie możemy przecież przekręcać „wajchy” w drugą stronę, udając że takich zjawisk w ogóle też nie ma. Bohaterka nie jest przecież napastowana przez randoma w sklepie – ona stricte prowokuje konkretnych ludzi, którzy przyszli do klubu z konkretnym zamiarem.
Nie jest też prawdą, że nie ma w filmie dobrych mężczyzn – ojciec, którego zauważyłeś, ale jakoś szybko nad nim przeszedłeś. Agent FBI, który choć ma krótką ekspozycję to zachowuje się jak należy. „Nawrócony” detektyw/adwokat też w końcu zgłasza sprawę na policję, chociaż mógł wrzucić list do szuflady.
Nie jest też prawdą, że wszystkie kobiety w filmie są dobre. Nie zapominajmy o pani Dziekan, która wzięła czynny udział w zatuszowaniu gwałtu, czy matce bohaterki, która jako wsparcie po traumie córki, oferuje jej walizkę na 30 urodziny.
Zgadzam się, że film (szczególnie na początku) nosi trochę znamiona superbohaterskiej fikcji, ale bohaterka dostaje dokładnie to czego się spodziewaliśmy – ponosi śmierć, gdy pierwszy z oprawców okazuje się do tego zdolny. Zgodzimy się chyba, że prawdopodobieństwo, że tak długo udawało jej się uniknąć tak poważnych konsekwencji jest niesamowite, ale na potrzeby fabuły chyba akceptowalne (nie wiemy zresztą, co ją spotkało – w końcu po pierwszej scenie ma krew na rękach, może nie każda moralizatorska przemowa kończyła się skruchą napastnika?).
No i tutaj dochodzimy do sedna problemu, a więc profilu psychologicznego bohaterki – uznajesz ją za socjopatkę, ale ja nie zgadzam się z tą oceną. Myślę, że reżyser chciał raczej pokazać osobę kompletnie zdesperowaną, nie dbającą o to czy z kolejnej prowokacji wyjdzie żywa.
Czy mieliśmy ja polubić? Niby tak – w końcu to protagonistka, ale z każdą minutą filmu traci raczej w oczach widza, żeby wspomnieć choćby scenę, w której blokuje skrzyżowanie, a na (niewybredne trzeba przyznać – znów przytyk do mężczyzn) komentarze innego kierowcy reaguje demolką jego pojazdu. To raczej nie jest moment, w którym lubimy bohaterkę i nie jest też ona raczej z siebie dumna. Zwróć też uwagę jak bardzo różni się ta reakcja od tego, co Cas zaprezentowała w stosunku do budowlańców na początku filmu.
Podsumowując więc najkrócej jak umiem – czy ten film stawia mężczyzn w złym świetle? Tak, bo to film o złych mężczyznach.
Czy kobiety wygrywają? Nie sądzę, obie główne bohaterki (bo za taką należy uznać też Nine) nie żyją. Zemsta zza grobu w zasadzie nie różni się niczym od tego co każdy facet powinien zaserwować gwałcicielowi.